
"Mazda CX-30 jest odpowiedzią na oczekiwania naszych klientów" – deklarują przedstawiciele japońskiej marki, zapowiadając, że w roku 2020 to właśnie ten kompaktowy SUV będzie sprzedażowym numerem 1 w jej ofercie. Czy ten pojazd naprawdę okaże się spełnieniem marzeń polskiego klienta, który – co istotne – naprawdę mocno kocha motoryzację z dopiskiem "premium"? Aby poznać odpowiedź na to pytanie, przebyłem kilkaset kilometrów, prowadząc różne wersje Mazdy CX-30 po drogach Katalonii.
Ta Mazda jest naprawę zadziorna – to pierwsze skojarzenie w momencie, gdy za jej kółkiem zaczyna się pokonywać górskie serpentyny. Oczywiście, umówmy się, wciąż czuć, że prowadzimy SUV-a, tak więc w szybko pokonywanych wirażach należy przygotować się na przechyły karoserii. Na szczęście w żadnym momencie nie pojawia się obawa, że za chwilę zaczniemy szorować lusterkiem bocznym po asfalcie.
Jeżeli chodzi o tzw. dizajn – zarówno w przypadku karoserii, jak i wnętrza – Mazda postawiła tutaj na swoją ulubioną filozofię projektową Kodo, oznaczającą "duszę ruchu". Do jej opisania używa się całego mnóstwa górnolotnych sentencji, tudzież poetyckich metafor, których nie powstydziłby się Paulo Coelho, gdyby urodził się w Kraju Kwitnącej Wiśni.
Wróćmy jeszcze do kluczowego tutaj słowa premium, ukochanego zwłaszcza przez klientów w Europie. Pamiętajmy, że o ile samochody z tego segmentu np. w Japonii stanowią 4 proc. rynku, w Chinach to 6 proc. a Stanach Zjednoczonych 12 proc., to w na Starym Kontynencie mówimy już o wyniku 22-procentowym.
