Od samego początku wiedzieliśmy, że znowu chcemy postawić na billboardy. Chwilę zajęło nam jednak wymyślenie, co i w jaki sposób powiemy Polakom. Cel był jeden: zrobić trochę zamieszania w internecie i skłonić do chociaż małej refleksji. To my stoimy za akcją, którą sami internauci okrzyknęli "Trzy billboardy za Sieradzem". Dziś możemy ujawnić, o co w niej chodzi.
Dlaczego "znowu"? Bo niemal równo rok temu zrobiliśmy największą i najfajniejszą akcję w historii naTemat, czyli z okazji 100-lecia odzyskania niepodległości wynajęliśmy największy baner na nowojorskim Times Square, gdzie wyświetliliśmy spot o Polsce.
11 września, niemal równo miesiąc przed wyborami, na trasie S8, kawałek za Sieradzem, pojawiły się trzy wielkie, czerwone billboardy, które układały się w jeden, nieco enigmatyczny, komunikat, "Zostawiłeś mnie draniu, ale jakbyś zmienił zdanie, czekam tam gdzie zawsze".
To wystarczyło, by w internecie zaczęło roić się od domysłów. Zdjęcia trafiły na kilkanaście popularnych fanpage'y na Facebooku, były na Twitterze, doczekały się także kilku publikacji w serwisach internetowych. Wpadły też na Kwejka i Demotywatory. Ba, doceniły je nawet oficjalne profile miasta Sieradza i Łodzi. Doczekały się też memowych przeróbek.
Najwięcej "zamieszania" zrobiły właśnie na profilach lokalnych i... filmowych, gdzie internauci szybko znaleźli – bądź co bądź zamierzone – nawiązanie do oscarowego filmu "Trzy billboardy za Ebbing, Missouri".
Pomysłów było sporo, a niektóre z nich nawet nas zaskoczyły. Od porzuconej kobiety trop szybko słusznie poszedł w stronę kampanii społecznej. Zdecydowanie najwięcej głosów dotyczyło akcji... ekologicznej. Porzuconą miała być plastikowa butelka. Inna teoria internautów mówiła o porzucaniu psów. A jeszcze inna o... powrocie od wiary i religii.
Wszystkie pomysły faktycznie pasują, ale nasz cel był nieco inny, co ujawniliśmy na początku października, odkrywając ostatni billboard. W tym układzie całość będzie widoczna do samych wyborów. Na górze i na dole tego artykułu możesz zobaczyć krótki filmik z przygotowań do akcji.
Frekwencja nigdy nie była naszą mocną stroną, zwłaszcza wśród młodych Polaków. I właśnie dlatego w ten sposób chcieliśmy dotrzeć do tych, którym urna wyborcza jest zawsze nie po drodze. Czy to z zasady, czy z lenistwa, czy z nieświadomości, że dopisanie się do listy wyborców w innym miejscu to naprawdę kilka minut roboty. Porzuconą jest tutaj nasza Polska, która ciągle czeka. Draniem obojętny wyborca, który może wrócić, jeśli tylko zechce.
Kilka długich miesięcy zajęło nam szukanie odpowiedniego miejsca i billboardów. Ostatecznie zdecydowaliśmy się zbudować je zupełnie od zera, żeby uzyskać dokładnie taki efekt, na jakim nam zależało. Celowo poszliśmy z tym "w Polskę", nie w żadne duże miasto. Często uczęszczana trasa, z boku pole i brak innych reklam. Dlatego jeśli pomysł Ci się spodobał, mamy tylko jedną prośbę: