– Przed nami wybory prezydenckie. I te wybory wygramy. To jest nasza obietnica! – powiedział podczas wieczoru wyborczego Grzegorz Schetyna. W świetle kamer lider Koalicji Obywatelskiej zaprezentował daleko posunięty optymizm. Czy fakt, że 56 proc. Polaków nie głosowało w niedzielę na PiS oznacza, że zgodnie poprą oni na prezydenta konkurenta Andrzeja Dudy?
Takie przekonanie wyraził w powyborczy poranek Paweł Kowal, nowy poseł Koalicji Obywatelskiej z Krakowa. – Wybory prezydenckie mamy szanse wygrać, bo więcej Polaków zagłosowało na opozycję – powiedział w TOK FM. Nad wyborami prezydenckimi zastanawiają się już także internauci, w tym osoby publiczne.
Przemysław Szubartowicz, założyciel portalu wiadomo.co, który tworzą dziennikarze wyrzuceni z pracy po dojściu PiS do władzy, jest zdania, że naprzeciw Andrzeja Dudy, który zapewne będzie ubiegał się o reelekcję i cieszy się wysokim poparciem społecznym, powinien stanąć jeden kandydat opozycji.
“Warto odnotować, że PiS nie ma większości by odrzucić weto prezydenta. Oznacza to, że opozycja zamiast pogrążać się w marazmie rozliczeniach lub wojnie, powinna skupić się na wypromowaniu wspólnego kandydata. O ile zależy jej na Polsce, a nie na czubkach własnych nosów” – napisał na Twitterze.
Tyle czy taki wspólny kandydat jest w ogóle możliwy? A nawet jeśli, czy postawienie na jednego polityka będzie korzystne dla opozycji? Zapytaliśmy o to politologów: prof. Rafała Chwedoruka i prof. Ewę Pietrzyk–Zieniewicz (oboje z Uniwersytetu Warszawskiego). Swoje trzy grosze dorzucił też Michał Kamiński, nowo wybrany opozycyjny senator z okręgu podwarszawskiego.
Strategiczny faworyt
Według prof. Chwedoruka najpewniejszym scenariuszem jest druga kadencja Andrzeja Dudy, prezydenta wywodzącego się z PiS. – Najbardziej realne jest zwycięstwo Dudy, ale nie jest tak pewne jak było jeszcze do niedzieli – uważa ekspert. Jego zdaniem ktoś, kto stanie w szranki z obecną głową państwa, stoi przed trudnym zadaniem: pogodzeniem stonowania antypisowskiej retoryki, czego oczekują centrowi wyborcy, z tym, by nie zrazić do siebie wielkomiejskiego elektoratu, który oczekuje wyrazistości.
– Duda będzie strategicznym faworytem do końca, ale to nie będzie mecz do jednej bramki. By zapewnić reelekcję obecnego prezydenta, PiS będzie musiał uruchomić całą machinę państwa, w tym media – uważa mój rozmówca.
Według prof. Ewy Pietrzyk–Zieniewicz przekonanie, że opozycja ma szanse dlatego że 56,1 proc. głosujących wyborców nie poparło PiS do Sejmu, jest błędne. – To księżycowe rozumowanie. Mogę się tylko uśmiechnąć – mówi. Wskazuje, że Grzegorz Schetyna nie ma podstaw, by obiecywać, że następne wybory będą wygrane dla opozycji, ale politycy składają takie obietnice wtedy, gdy coś im nie pójdzie. – Wystawianie Kidawy–Błońskiej na pierwszy plan tak późno, czyli dopiero na początku września, było błędem – przekonuje prof. Pietrzyk–Zieniewicz. Jej zdaniem niezależnie od tego, kto wystartuje w wyborach prezydenckich naprzeciw Andrzeja Dudy, powinien zacząć nieoficjalną kampanię już teraz.
Ekspertce wtóruje senator Michał Kamiński, który w przeszłości był spin doctorem PiS-u. Prowadził m.in. kampanię wyborczą Lecha Kaczyńskiego. – Andrzej Duda zaczął się starać o urząd prezydenta już późną jesienią 2014 roku, choć wybory były dopiero kilka miesięcy później. Wtedy nikt nie dawał mu szans na wygraną z Bronisławem Komorowskim, ale wytrwała, zaplanowana kampania przyniosła owoce – ocenia.
Wariant francuski
Ani prof. Chwedoruk, ani prof. Pietrzyk–Zieniewicz nie wierzą w to, by opozycja już teraz ustaliła wspólnego kandydata na prezydenta. Na przeszkodzie stoją ambicje trzech głównych sił politycznych, które będą chciały umocnić swoją pozycję. Domyślają się, że Koalicja Obywatelska wystawi Małgorzatę Kidawę–Błońską, Lewica Roberta Biedronia, a wzmocniony dobrym wynikiem PSL – Władysława Kosiniaka–Kamysza. Z najnowszego sondażu Instytutu Badań Spraw Publicznych wynika, że liderka Koalicji Obywatelskiej zremisowałaby w II turze wyborów z Andrzejem Dudą.
Czy start trzech opozycyjnych kandydatów to – jak pisał Przemysław Szubartowicz – patrzenie tylko na czubek własnego nosa? Senator Kamiński jest przekonany, że wręcz przeciwnie.
– Dlaczego znowu trzech facetów ma usiąść przy stole i negocjować, kto zetrze się z Andrzejem Dudą? Przecież to będzie jakiś sztuczny konstrukt, który może się boleśnie rozminąć z oczekiwaniami społeczeństwa. Dajmy się wypowiedzieć ludziom, niech oni w I turze wyborów wskażą, który z trzech opozycyjnych kandydatów jest dla nich najbardziej atrakcyjny. To tzw. wariant francuski, który już się sprawdził – przekonuje.
Według polityka w II turze wyborcy kandydatów opozycyjnych, którzy odpadną, przeniosą swoje poparcie na tego rywala Andrzeja Dudy, który zostanie w wyścigu. Jest tylko jeden warunek: już na początku kampanii wyborczej wszyscy trzej kandydaci powinni publicznie zobowiązać się do tego, że nie będą się atakować, a także, że jeśli nie wejdą do drugiej tury, oddadzą poparcie dotychczasowemu konkurentowi z opozycji.
Jednak zdaniem prof. Pietrzyk–Zieniewicz nie można liczyć na to, że wszyscy zwolennicy polityka, który odpadnie z wyścigu o fotel prezydenta, oddadzą głos w II turze na innego opozycjonistę. – To utopijne założenie. Część wyborców, którzy przywiązali się do swojego kandydata, podczas II tury wyborów po prostu zostanie w domu – mówi ekspertka.
Czy to znaczy, że druga kadencja Andrzeja Dudy jest przesądzona? Niekoniecznie, przecież mówiono, że Bronisław Komorowski ma reelekcję w kieszeni, ale po słabej kampanii przegrał z kandydatem PiS.
– W Polsce może się powtórzyć scenariusz słowacki. Naprzeciwko bardzo popularnego Roberta Fico w 2014 roku stanęło kilku kandydatów. W I turze Fico pokonał ich wszystkich uzyskując 28 proc. głosów. W II drugiej turze poległ jednak z kandydatem popieranym przez opozycję, który zgarnął blisko 60 proc. głosów. Ale żeby o tym myśleć, kandydaci opozycji powinni zaczynać kampanię już teraz – podsumowuje prof. Chwedoruk.