– Wspieraliśmy Katarzynę Pruszkiewicz przez cały czas, żeby miała poczucie, że nie jest z tym sama. Że robimy to po coś - żeby pokazać, jak działają takie farmy. Kaśka miała problem z tym, co dzieje się na farmie, z atakowaniem strajkujących nauczycieli, ludzi LGBT. Ale zacisnęła zęby i brała w tym udział, byśmy mogli ujawnić mechanizm działania Cat@Netu – mówi jeden z autorów tekstu "Newsweeka" o internetowej farmie trolli, Wojciech Cieśla.
Anna Dryjańska: Wasza publikacja o internetowej farmie trolli wspierającej TVP i Andrzeja Szejnę wywołała spore zamieszanie. Gratulacje!
Wojciech Cieśla: To jeszcze nie koniec. W najbliższych dniach wypuszczamy kolejne teksty na ten temat. Na razie pokazaliśmy tylko część tego, co udało nam się ustalić.
Dużo zebraliście materiałów?
Całe gigabajty. Dziennikarskie śledztwo trwało pół roku – to była ogromna praca organizacyjna i logistyczna zespołu ludzi z Fundacji Reporterów. Zarchiwizowaliśmy setki tysięcy wiadomości, zachowaliśmy dane o kontach trolli – ich wpisy, listy obserwujących, obserwowanych.
A wszystko to było możliwe dzięki Katarzynie Pruszkiewicz, studentce drugiego roku dziennikarstwa, która pod przykrywką zatrudniła się w firmie Cat@Net. Próbowałam się z nią skontaktować, ale natrafiam na mur.
Katarzyna celowo usunęła się w cień. Nagra się dziś w podcaście "Newsweeka", ale nie będzie pokazywać twarzy. To bariera ochronna przed hejtem. Już w dniu publikacji pierwszego materiału poleciały w naszą stronę fałszywe oskarżenia i zaczepki. Nie będziemy hejterom ułatwiać ataków.
Domyślam się, że Pruszkiewicz mogła się czuć przytłoczona pracą pod przykrywką w farmie trolli.
Wspieraliśmy ją przez cały czas, żeby miała poczucie, że nie jest z tym sama. Że robimy to po coś - żeby pokazać, jak działają takie farmy. Kaśka miała problem z tym, co dzieje się na farmie, z atakowaniem strajkujących nauczycieli, ludzi LGBT. Ale zacisnęła zęby i brała w tym udział, byśmy mogli ujawnić mechanizm działania Cat@Netu. Emocjonalnie to było bardzo wymagające. Wchodzisz w takie miejsce i wychodzisz brudna, nawet jeśli jest to prowokacja dziennikarska.
Używasz słowa “miejsce”, ale praca miała charakter zdalny.
Mam na myśli czat, na którym trolle dostają od menedżerów obiekt i linię ataku. Ludzie kryjący się za tymi kontami pracowali z domu, ale to nie znaczy, że to było ich hobby, co próbuje sugerować teraz w swoim oświadczeniu Cat@Net.
Ci ludzie wstawali rano i siadali do komputera, logowali się na czacie, dostawali polecenia, a potem tłukli wpis za wpisem, by zrobić zasięgi i wyrobić normy. Dostawali za to pieniądze. Jak w fabryce.
Firma brała na pracowników dofinansowanie z PFRON.
Tak, bo większość z nich to osoby z niepełnosprawnością: niedowidzące, niedosłyszące, na wózkach, z małych miejscowości. To, że trollowanie w internecie było dla nich często jedyną szansą na zarobek, jest smutnym aspektem tej historii.
Wiecie, kim są ci ludzie? Znacie ich prawdziwe nazwiska?
Tak, ale chronimy ich tożsamość. Do tego, co robili, popchnęło ich choćby to, że rynek pracy dla osób z niepełnosprawnością jest więcej niż skromny. Tu wchodzimy jednak w systemowe zaniedbania państwa, a to temat na inną rozmowę.
Zostańmy jednak na chwilę przy państwie. Czy ktoś z firmy Cat@Net odpowie prawnie za trolling?
Nie, bo nie zrobili nic nielegalnego, przynajmniej my nie mamy takich informacji. Pewnie w terminie płacą podatki i całą papierologię mają dopiętą na ostatni guzik.
Dziś sądem grożą nam obie opisane firmy, bo ujawniliśmy cały proceder. Nie mam obaw – wszystko mamy sprawdzone i udokumentowane. Cat@Net już w nocy zaczął kasować konta na Twitterze, choć to nie ma większego sensu – wszystko mamy zarchiwizowane. W razie potrzeby przedstawimy dowody w sądzie.
Ile takich internetowych farm trolli działa w polskim internecie?
Myślę, że dotknęliśmy wierzchołka góry lodowej. Jestem przekonany, że większe partie przed wyborami korzystają z farm, których pracownicy klaszczą im lub atakują przeciwników, z ukrycia wpływają na opinią publiczną.
To jest moim zdaniem największy smród w tej sprawie: jako obywatele jesteśmy obiektami manipulacji, gdy ktoś chce, by ten lub inny został posłem, albo parlament uchwalił taką a nie inną ustawę.
Nie przeceniasz wpływu trolli? Przecież to nie pracownicy Cat@Netu głosują w parlamencie. To robią posłowie – znani z imienia i nazwiska.
Trolle tworzą klimat wokół różnych rozwiązań prawnych, tak jak w sprawie zmiany ustawy o wychowaniu w trzeźwości czy VAT-u na soki. I o ile można się oburzać, gdy troll porównuje Adamowicza do Trynkiewicza, to w momencie, gdy chodzi o stanowienie prawa, robi się naprawdę groźnie dla nas wszystkich jako obywateli.
Lobbing jest w Polsce legalny.
I powinien być, ale my powinniśmy z kolei wiedzieć, kiedy mamy z nim do czynienia. To normalne, że różne podmioty mają różne interesy, ale niech staną z otwartą przyłbicą, gdy się czegoś domagają w interesie klientów.
Bardzo niepokojące jest to, że zamiast tego wynajmują sobie trolli, by chyłkiem przekabacać opinię publiczną. Cieszę się, że mogliśmy to pokazać.
Oczekujesz od państwa jakichś rozwiązań antytrollowych?
Raczej od Facebooka czy Twittera, że wezmą odpowiedzialność za dezinformację, którą sieją ich platformy. Raz na jakiś czas na podstawie zwykłych zgłoszeń użytkowników uda się usunąć konto trolla czy hejtera. Spróbuj jednak skontaktować się z kimś decyzyjnym od Twittera, żeby zadać im proste pytanie albo porozmawiać o dezinformacji. Pisz na Berdyczów.
Pojawiły się wobec was, autorek i autorów, różne zarzuty. Jedni mają pretensje, że nie opublikowaliście tekstu przed wyborami, inni – że oprócz wątku sztucznego pompowania poparcia dla wiceszefa SLD, skupiacie się głównie na związanej z PiS-em TVP i Jacku Kurskim.
Tekst opublikowaliśmy wtedy, gdy był gotowy. Nie jesteśmy politykami, nie dostosowujemy się do kalendarza wyborczego. Oczywiście, można było zrobić materiał w miesiąc i spalić temat, ale nam zależało na zabezpieczeniu wszystkich dowodów i spokojnej analizie. Co do tego, na kim się skupiamy – opisujemy to, co ustaliliśmy. Tylko i aż tyle.