W poniedziałek szef klubu PiS Ryszard Terlecki obwieścił zdumionej opinii publicznej, że Krystyna Pawłowicz jest w trójce kandydatów partii rządzącej na sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Niedługo po ogłoszeniu tej wiadomości, pani poseł poinformowała, że "zawiesza swą aktywność na TT". Teraz tę aktywność można już uznać za odwieszoną.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Jeszcze latem mówiło się, że rezygnacja Krystyny Pawłowicz z kandydowania w wyborach parlamentarnych to nie jest przypadek i że pani poseł może trafić do Trybunału Konstytucyjnego. Wtedy mało kto te spekulacje brał na poważnie. Tuż po wyborach okazało się jednak, że wszystko jest możliwe.
"W związku z wystawieniem przez PIS mojej kandydatury na sędziego Trybunału Konstytucyjnego zawieszam swą aktywność na TT. Wszystkim, którzy tu ze mną wymieniali poglądy dziękuję. Wiele się tu nauczyłam. Naszą Ojczyzną jest Polska" – ogłosiła w poniedziałek pani poseł.
I już wtedy wiele osób nie dowierzało, że Pawłowicz wytrzyma bez Twittera. Byli też i tacy "prawi" Polacy, którzy ubolewali, że TT bez pani poseł stanie się "smutniejszy".
Na długi okres smutku jednak się nie zanosi. Już następnego dnia Krystyna Pawłowicz opublikowała kolejny wpis z opisem jej dorobku zawodowego zawartym w zgłoszeniu jej kandydatury do TK. Natomiast w czwartkowy ranek na profilu Pawłowicz ukazał się kolejny wpis.
Ustępująca pani poseł opublikowała nagranie programu Ewy Stankiewicz w Telewizji Republika prezentujące ją jako ofiarę nagonki prowadzonej przez - jak to była łaskawa określić Pawłowicz - "lewe media".
Krystyna Pawłowicz już raz obiecywała zniknięcie z Twittera. W grudniu ubiegłego roku posłanka PiS oświadczyła, że odchodzi z polityki i w związku z tym ogranicza aktywność w sieci – wtedy również długo nie wytrzymała.