Trochę zaspali, ale szybko nadrobili zaległości. Skoda bardzo późno pojawiła się na rynku w segmencie SUV-ów, bo dopiero w 2016 roku. Tymczasem trzy lata później oferta Czechów jest w zasadzie kompletna. Każdy znajdzie tu coś dla siebie, o czym przekonałem się w Szwajcarii. I co wyjaśniła mi – bez żartów – Krystyna Czubówna.
Zapytacie: a po co się w ogóle pchać do Szwajcarii, żeby pojeździć Skodą, której nie brakuje w żadnym polskim mieście? No właśnie nie ma w tym żadnego przypadku. Okazuje się bowiem, że najpopularniejszym autem w słynącej z demokracji bezpośredniej, złota, czekolady i banków Szwajcarii jest… poczciwa Octavia. Nie Mercedes klasy C, nie jakiś niewielki SUV od BMW. Octavia.
W tym kontekście Szwajcarzy, choć zupełnie inni niż Polacy, bardzo nas przypominają. A dodajmy, że Octavia nie jest tutaj żadnym rodzynkiem, bo Szwajcarzy lubują się też w innych modelach Skody. Skody Karoq i Kodiaq również zajmują wysokie miejsca w rankingach sprzedaży w tym kraju. I to nie tylko w segmencie, ale w ogólnych wynikach.
Można się tylko spodziewać, że nowy Kamiq szybko do nich dołączy, bo przecież nic teraz w motoryzacji nie jest tak modne jak niewielkie SUV-y.
Każde z tych aut już Wam pokazywaliśmy w naTemat, ale zdajemy sobie sprawę, że w tym wszystkim można się wyjątkowo łatwo pogubić. Nazwy są przecież bliźniaczo podobne – co oczywiście nie jest żadnym przypadkiem. Zresztą: najlepiej wytłumaczy wam to... Krystyna Czubówna. Sami zobaczcie:
Najstarszy w "rodzie" jest więc Kodiaq. I przy okazji największy, bo nawet siedmioosobowy. On pojawił się na rynku już w 2016 roku.
Niedługo później do gamy Skody wszedł Karoq. To średni model, odpowiedni dla tych, których rozmiary naprawdę potężnego Kodiaqa po prostu będą przytłaczać. W sam raz i w trasę, i do walki z miejskimi krawężnikami.
Natomiast teraz na rynek wchodzi najmniejszy Kamiq. Nie, z nazwą nie chodzi o to, że jest mała jak kamyk (przepraszam, nie mogłem się powstrzymać przed tym wątpliwym żartem).
W ten sposób Skoda w ciągu zaledwie trzech lat skompletowała swoją ofertę w segmencie SUV-ów. To naprawdę szybko. Ale jednocześnie nie jest tak, że to auta stworzone na jedno kopyto. Każde z nich ma swój unikalny charakter.
Najmniejszy, ale wcale nie mały Jazdy w Szwajcarii to był dla mnie (w przeciwieństwie do Kodiaqa oraz Karoqa) "pierwszy raz w Kamiqu". I choć samochód jest najmniejszy w czeskiej gamie, to wcale nie jest mały. Zbudowany na tej samej płycie podłogowej co Scala niewielki SUV ma duży rozstaw osi (2651 mm), który sprawia, że w środku jest bardzo wygodnie i to także na tylnej kanapie.
Do tego dochodzi także sporawy bagażnik – 400 litrów w tej klasie to całkiem niezły wynik.
Kamiq ze względu na swoje wymiary jest też wyjątkowo zwrotny. Doceniłem to zarówno na krętych alpejskich drogach, jak i w ciasnych szwajcarskich miejscowościach (zwłaszcza we włoskim kantonie, które zachowują charakter włoskich miasteczek).
Już w kontekście Alp dostrzegłem w Kamiqu jednak dwie niedogodności. Które – dodajmy – potencjalnych klientów w Polsce raczej nikogo nie zrażą. Przede wszystkim może i to mały SUV, ale jednak… nie w teren. Prześwit o wysokości 17 centymetrów to żadna rewelacja. Czuć, że to auto do walki z nierównymi miejskimi drogami, zapadniętymi studzienkami i wysokimi krawężnikami.
Druga kwestia to silniki. Te bazowe (1.0 TSI o mocy 95 lub 115 koni, oba trzycylindrowe) raczej będą się męczyć przy stromych górskich podjazdach. Lepiej wypadają jednostki 1.5 TSI. 150 koni mechanicznych i większy moment dają temu autu już trochę kopa – zwłaszcza przy dość niskiej masie własnej (ponad 1110 kg).
W Kamiqu rzuca się w oczy jeszcze jedna kwestia – jest z całej trójki zdecydowanie najnowocześniejszy. Kokpit jest łudząco podobny do Scali, z której pochodzi płyta podłogowa. Ekran w środkowej części auta jest zupełnie inaczej wyeksponowany niż w Karoqu i Kodiaqu, całość sprawie dużo świeższe wrażenie.
Złoty środek
Drugi z testowanych modeli w Szwajcarii to wszystkim dobrze znany Karoq. Auto odczuwalnie większe od Kamiqa i stworzone do zupełnie innych zadań.
O Karoqu w naTemat pisaliśmy już wszystko, ale gdybym miał go odróżnić od Kamiqa, to powiedziałbym, że sprawia znacznie bardziej dojrzałe wrażenie. Kamiq to propozycja przede wszystkim dla młodych kierowców. Karoq trafi i do nich (bo mi się to auto podoba, a taki stary jeszcze nie jestem), ale i do starszych klientów.
W Karoqu świetne wrażenie zrobił na mnie zwłaszcza dwulitrowy turbodiesel o mocy 150 KM. W połączeniu z DSG i napędem na cztery koła zupełnie inaczej (czyli lepiej) radził sobie na stromych, alpejskich podjazdach – a uwierzcie mi, że podróż przez majestatyczną przełęcz Furka jest wymagająca dla każdego auta.
Co ciekawe, w Karoqu jest też głośniej niż w Kamiqu, zwłaszcza na autostradzie. To nawet nie wina diesla, a po prostu chyba większego nadwozia i wynikających z tego szumów powietrza. Ale zdecydowanie nie można powiedzieć, że jest źle. Wciąż jest miło, komfortowo.
Jaki jest więc przede wszystkim Karoq? Poprawny do bólu. Dobry w każdym aspekcie. Uniwersalny. Może nie powoduje szybszego bicia serca, ale ma szereg innych zalet. Zresztą – to czwarte najpopularniejsze auto w Szwajcarii. Nie w segmencie. W ogóle.
Największy w gamie I wreszcie Kodiaq – ten, od którego to wszystko się zaczęło. Zawsze wiedziałem, że jest duży, choć chyba dopiero w Szwajcarii zrozumiałem, jak duży. Nie chodzi nawet o konfigurację z siedmioma fotelami. On po prostu jest wielki. Długi. Szeroki. Na ciasnych alpejskich drogach odczułem to aż nadto. Z drugiej strony zwłaszcza w wersji Scout to auto, którym aż będziesz chciał wpakować się w rozjeżdżone błoto.
Sprawia wrażenie samochodu, który pokona każdą przeszkodę – czego nie można powiedzieć przecież o Karoqu czy zwłaszcza Kamiqu. To też popularny model w Szwajcarii, bo plasuje się tuż pod Karoqiem – jest piąty i... wcale się nie dziwię.
Kodiaq to auto, które zapewnia ci po prostu jako kierowcy czy pasażerowi olbrzymią dawkę komfortu. W tym samochodzie miejsca jest po prostu w bród, a w wersji bez trzeciego rzędu siedzeń równie monstrualny jest bagażnik: 720 litrów!
I jazda Kodiaqiem jest wygodna. Głównie dlatego, że samochód jest dość miękko zestrojony. Ale w Szwajcarii najlepiej czuł się mimo wszystko na płaskich drogach. Oczywiście pokonanie nim całej przełęczy Furka jest jak najbardziej możliwe – ale nie ma tego poczucia, że to bułka z masłem.
Ten sam silnik co w Karoqu jednak dostawał na stromych podjazdach wyraźnej zadyszki. Ale znowu – pokonaliśmy góry koniec końców bez trudności (przecież po sportowe wrażenia sięgasz po inne auta... albo wersję RS), a i takich warunków, jak w Szwajcarii, żaden klient w Polsce nie uświadczy.
Zresztą – ja narzekam, a Szwajcarzy kupują, jak wspomniałem wyżej. Nie mam też wątpliwości, że i Kamiq będzie tu wielkim hitem, bo to po prostu bardzo udany model. W Polsce też pewnie będzie podobnie.