
– Co piąty rodzic publikuje w internecie nagie zdjęcia swoich dzieci. Zamieszczając taką fotografię zgadzamy się jednak na to, że wykorzystają ją pedofile, agencje reklamowe, albo – za kilka lat – szkolni wrogowie – przekonuje w rozmowie z naTemat Łukasz Wojtasik z Fundacji Dzieci Niczyje i namawia do przejrzenia po wakacjach swoich internetowych albumów.
REKLAMA
"Pomyśl, zanim wrzucisz" – zachęca rodziców Fundacja Dzieci Niczyje i tłumaczy, że zdjęcia naszych dzieci, które publikujemy w sieci, zostają w niej na zawsze. Właśnie ruszyła najnowsza kampania Fundacji, która ma uświadomić to rodzicom.
O tym, jak nierozważnie czasem zachowujemy się jako rodzice, rozmawiamy z Łukaszem Wojtasikiem, jednym z pomysłodawców akcji.
naTemat: Skąd pomysł na kampanię? Rodzice zgłaszali się do fundacji z problemami związanymi ze zdjęciami w sieci?
Łukasz Wojtasik: Obserwujemy w fundacji rozwój internetu i widzimy, że rodzice działają w serwisach społecznościowych bardzo lekkomyślnie. Jakiś czas temu przeprowadziliśmy badania, z których wynika, że 20 proc. z nich publikuje w sieci nagie zdjęcia swoich pociech. Często w otwartych profilach, do których dostęp może mieć każdy. Każdy może je oglądać i ściągnąć.
Jakiego rodzaju zdjęciami chwalą się rodzice?
Standardem jest wrzucenie zdjęcia nagiego noworodka. Od tego się zaczyna. Potem dochodzą do tego fotografie z plaży, z kąpieli. Chcemy pokazać światu, że mamy fajne dziecko. To oczywiście jest zrozumiałe, ale trzeba umiaru i pomyślunku.
Co może stać się z fotografiami, które umieszczamy w internecie?
Doświadczenia zagranicznych organizacji broniących praw dziecka wskazują, że zdjęcia naszych dzieci mogą zostać wykorzystane przez środowiska pedofilskie. Takie zdjęcia trafiają do baz danych, stają się przedmiotem wymiany, są udostępniane, przeglądane, archiwizowane. Stają się przedmiotem czyjejś fascynacji i mogą służyć do zaspokajania jego potrzeb seksualnych.
Choć to margines, musimy mieć świadomość, że w jakiś sposób się na to zgadzamy.
W kampanii zwracacie jednak uwagę, że internetowi pedofile to niejedyne zagrożenie.
Bardzo istotna jest prywatność dzieci. One nie mają żadnego wpływu na to, że te fotografie są publikowane, a za kilka lat zdjęcia ówczesnej 5-, 6-latki nadal tam będą. To może powodować kłopotliwe sytuacje. Dzieci mogą być przedmiotem cyberprzemocy, ośmieszania w szkole.
Kiedy dzieci mają po kilkanaście lat, wstydzą się, jeśli ich zdjęcia pokazywane są podczas rodzinnych imprez. A w internecie może zobaczyć każdy.
Poza tym serwisy społecznościowe mają zapisy w regulaminach, które pozwalają ich właścicielom zrobić z nimi cokolwiek. Może się więc okazać, że zdjęcia naszych dzieci zostaną wykorzystane w reklamach.
Czy jest sposób, by raz wykorzystane przez kogoś zdjęcie potem usunąć z sieci?
Jest takie powiedzenie, że zdjęcie raz umieszczone w internecie zostanie tam już na zawsze. To może lekka przesada, ale faktem jest, że jeśli fotografia wypłynie z naszego profilu, jej usunięcie staje się niemożliwe.
Weźmy taki przykład: z reguły uważamy, że zdjęcia dzieci są urocze, śmieszne, pocieszne. Więc takie fotografie stają się viralami, zaczynają krążyć po sieci z zabawnym podpisem. Takiego procesu nie da się już zatrzymać.
Dlatego prowadzimy kampanię, która ma przekonać rodziców, żeby przejrzeli swoje albumy w serwisach społecznościowych i świadomie zdecydowali, które zdjęcia mogą się w nich znajdować.
Pomysł na kampanię jest ostry - małe dziewczynki w kostiumach kąpielowych wklejone na ulotkę, która wygląda jak reklama agencji towarzyskiej będą wkładane za wycieraczki samochodów. Skąd ta forma?
W jakiś sposób nawiązujemy do realnych sytuacji. Te zdjęcia mogą być tak wykorzystane, więc mówimy rodzicom: "przejrzyj swoje albumy, zanim twoje dzieci trafią na takie ulotki".
Chcemy pokazać zjawisko, zwrócić uwagę na jego konsekwencje, prosić o to, by rodzice kierowali się szacunkiem do dziecka. Początkowo akcja zostanie przeprowadzona w Warszawie, ale później chcemy ją poszerzyć też na inne miasta.
A kim są dziewczynki z ulotek? To prawdziwe zdjęcia z serwisu społecznościowego?
Wbrew temu, co napisaliśmy na ulotce, to po prostu zakupione zdjęcia reklamowe. Zostały one wykorzystane zgodnie z prawem i regulaminem. Celowo zostały wybrane tak, by nie było widać twarzy dzieci.
Wbrew temu, co napisaliśmy na ulotce, to po prostu zakupione zdjęcia reklamowe. Zostały one wykorzystane zgodnie z prawem i regulaminem. Celowo zostały wybrane tak, by nie było widać twarzy dzieci.

