Jorge Bergoglio nie jest ani bóstwem, ani maskotką, ani ojcem (przynajmniej jeśli trzymał się doktryny swojego kościoła), ani tym bardziej świętym – jest zwykłym człowiekiem. Ma prawo się zdenerwować, gdy ktoś sprawia mu ból i żądać poszanowania swoich granic. Dokładnie tego samego mają prawo domagać się kobiety, których granice przekraczają biskupi w wielu krajach, gdy lobbują za zakazem edukacji seksualnej, leczenia niepłodności metodą
in vitro, antykoncepcji i przerywania niechcianej ciąży. Hierarchowie kościelni stosują systemową przemoc wobec kobiet, ale akurat danie po łapach nadgorliwej wiernej nie jest przejawem tego zjawiska. I to właśnie z tą systemową przemocą trzeba walczyć, zamiast podniecać się zajściem w Watykanie.