– Nie można zrobić ojcu trzech córek gorszej rzeczy, niż zarzucić mu, że jest pedofilem. Ale proszę mi wierzyć, że tego nie odpuszczę. A to dlatego, że uderzono w mój najczulszy punkt. Nazywanie mnie "ubekiem", "komunistą" czy "szmatą" – nie robi już na mnie wrażenia. Ale po tej sprawie mam ambicję, żeby zrobić proces przeciwko hejtowi. I to się na pewno stanie – zarzeka się adwokat Bartłomiej Piotrowski.
Prowadzi on kancelarię w Katowicach i jest działaczem KOD-u. Na Twitterze Bartłomiej Piotrowski został pomówiony przez internautę, który kryje się pod pseudonimem "Justyna I.-A.".
"Jest i ten zboczeniec, który kiedyś na Facebooku chwalił pedofilię. Pan mecenas Piotrowski. Świnia obleśna, nie wrzucę zdjęć tych młodych chłopców, z oczywistych względów" – ten wpis wspominany hejter opatrzył zdjęciem adwokata Piotrowskiego z córką.
Wziął pan udział w "Marszu Tysiąca Tóg" i już nazajutrz mógł pan o sobie na Twitterze przeczytać "zboczeniec", "czerwona hołota". Jaki wniosek się panu nasuwa?
Ten marsz był dla mnie niesamowitym przeżyciem. Widok sędziów w togach, którzy są oklaskiwani przez mieszkańców Warszawy, był nieprawdopodobny. Wracając ze stolicy otworzyłem Twittera i zobaczyłem, że jakaś hejterka robi ze mnie pedofila.
Od czterech lat jestem narażony na różne ataki i już zdążyłem się do tego przyzwyczaić.
Ale teraz usłyszał pan bardzo poważne oskarżenia, że "chwali pan pedofilię".
No właśnie. Nie można zrobić ojcu trzech córek gorszej rzeczy, niż zarzucić mu, że jest pedofilem.
W sieci opublikowano też zdjęcie pana w towarzystwie jednej z córek.
Tak, to zdjęcie z moją najstarszą córką. Poradzę sobie z tym.
Podejmie pan kroki prawne?
Oczywiście, doprowadzę do procesu. Ten ktoś powinien zostać skazany. Nie mam co do tego wątpliwości.
W sieci ta osoba funkcjonuje pod nazwą użytkownika "Justyna I.-A.". Profil założyła na początku stycznia tego roku.
To nie jest pierwszy profil tej osoby. Poprzednie zostały usunięte. Mniej więcej wiem, kto to jest. I tutaj muszę podziękować świetnym prawnikom, którzy bezinteresownie nad tym pracują.
Pana hejter czy hejterka to ktoś ze środowiska prawniczego?
Nie, to nie jest reprezentant środowiska prawniczego. Ta osoba jest mniej więcej namierzona. Natomiast, bym mógł poczynić kroki prawne, to muszę to mieć procesowo sprawdzone. To nie mogą być domysły. Nie mogę oskarżyć kogoś, mając 90 proc. wiedzy.
Ale proszę mi wierzyć, że tego nie odpuszczę. A to dlatego, że uderzono w mój najczulszy punkt. Nazywanie mnie ubekiem, komunistą czy szmatą, nie robi już na mnie wrażenia. Ale po tej sprawie mam ambicję, żeby zrobić proces przeciwko hejtowi. I to się na pewno stanie.
Przejrzałam sobie profil tego użytkownika. Widać, że prowadzący to konto hejtuje sędziów, konwersuje ze znaną z afery Piebiaka – MałąEmi, podaje dalej posty KastaWatch. Można wysnuć wniosek, że to ktoś z Ministerstwa Sprawiedliwości albo sprzyjający partii rządzącej?
Za chwilę będę stroną w postępowaniu, więc proszę mi wybaczyć, ale muszę być bardzo ostrożny. Nie mam żadnych dowodów na to, że osoba ta może być związana z KastaWatch. My jesteśmy hejtowani od dawna, ale kiedy zarzucono mi, że jestem pedofilem i pokazano zdjęcie z moją najstarszą córkę, to przekroczono pewną granicę.
Jestem bardzo wdzięczny ludziom, również z prawicy, którzy mnie wspierają. Są to osoby, z którymi na co dzień możemy się w stu procentach nie zgadzać, ale na pewne rzeczy oni także nie dają przyzwolenia.
Obiecuję, że pociągnę ten wątek, doprowadzę sprawę do sądu. I zrobię to tak, by była to publiczna sprawa. Mam nadzieję, że spowoduje to u kolejnych hejterów pewną refleksję.
Wspomniał pan, że od dawna jest celem hejterów. To z powodu działalności w KOD, uczestnictwie w manifestacjach antyrządowych?
Dokładnie tak. Wyzywa się mnie od komuchów, czerwonych. Podczas gdy mój dziadek był AK-owcem, mój ojciec – walczył z komuną, był też internowany. Ja obecnie jestem w KOD-zie.
Ten hejt dotychczas nie robił na mnie wrażenia... Nabraliśmy grubej skóry.
Granice się przesunęły.
Oczywiście, że tak. Płacę pewną cenę za to, co robię. I warto. Nie wyobrażam sobie jednak, żebym w sporze o Polskę opublikował zdjęcie dzieci moich oponentów, sugerując, że są pedofilami. To się nie mieści w żadnych standardach.
Nie myślał pan, żeby odpuścić i zaprzestać działalności na Twitterze?
Bardzo cenię sobie Twittera, dlatego że to jest najszybsze źródło informacji i sposób budowania znajomości. Poznałem przez to medium znakomitych ludzi. Proszę sobie wyobrazić, że kiedy pomówiono mnie o pedofilię, napisał do mnie informatyk z drugiego końca świata, który zaproponował bezpłatną pomoc. Chciał ustalić, kim jest ten hejter czy hejterka.
Jeśli odpuszczę, to ten Twitter stanie się ściekiem. A to medium jest – moim zdaniem – wielką wartością. Mamy tam możliwość interakcji np. z politykami. Możemy zadawać im pytania. Mogę być atakowany, hejtowany, ale nie opuszczę Twittera.
Zmienię wątek. Według szacunków warszawskich urzędników na "Marsz Tysiąca Tóg" przyszło 30 tys. osób, w tym tysiąc sędziów, którzy przyjechali z różnych części Europy. Zrobiło to na panu wrażenie?
To było największe przeżycie w moim życiu. Nawet teraz drży mi głos. Widziałem sędziów w togach, którzy płakali, jak ludzie im dziękowali. To inny obraz sędziego.
Widuję ich za stołem, kiedy orzekają, stanowią autorytet, a oni odważyli się ubrać zbroje. Bo na tym marszu toga stała się zbroją. Ubranie tóg, wyjście na ulice przy tym całym hejcie – to był akt największej odwagi. I to się spotkało z tak pozytywnym odbiorem ludzi. Nigdy tego nie zapomnę.
Chociaż w tym samym czasie można było przeczytać takie wypowiedzi, jak ta Stanisława Janeckiego, który stwierdził, że "na ulicach Warszawy odbyła się wielka masturbacja". "I jak to w onanizmie, chodziło o samozaspokojenie" – dodał.
Czytałem ten wpis. Napawa mnie on smutkiem. Używanie takiego języka świadczy tylko o tym, gdzie ten pan ma trzecią władzę. Nie ma żadnego szacunku do sędziów.
Mogę wołać do prezydenta Dudy, żeby wetował ustawę, ale nie powiem mu, że jest "onanistą". Trzymajmy jakiś poziom.
Moim zdaniem w tym wpisie wyraża się strach. Oni przestraszyli się tych dzielnych sędziów idących środkiem ulicy, oklaskiwanych przez innych ludzi, a także przez sędziów z całej Europy.
Kiedy sędziowie tak licznie maszerowali w milczeniu, w mediach pojawiały się fragmenty wywiadu premiera Morawieckiego dla "Die Welt". Gdzie tłumaczył m.in, że zmiany w sądach są spowodowane rzekomym nierozliczeniem się sędziów z komunistyczną przeszłością.
Pan premier powtarza kompletną bzdurę. Przecież obecni sędziowie – ci na pierwszej linii w Sądach Rejonowych – to młodzi ludzie, którzy nie mają nic wspólnego z komuną. Orzekali dotychczas zgodnie z prawem i sumieniem.
Nigdy – choć podczas rozpraw walczę z decyzjami sądu – nie miałem wątpliwości co do tego, że sędzia jest niezawisły. On może być – jak każdy człowiek – w błędzie, może rozumować inaczej ode mnie, może wydać błędny wyrok, ale nigdy w wolnej Polsce nie miałem wrażenia, że sędzia jest sterowany.
I walczę o to, by tak pozostało. Jako adwokat chcę stanąć przed sędzią, wobec którego nie mam wątpliwości, że on nie jest podległy władzy wykonawczej. To podstawa.
TVP Info poruszyło sprawę sędzi Moniki Ciemięgi z Opola, która przemawiając na "Marszu Tysiąca Tóg", "domagała się wprowadzenia na Polskę zewnętrznych sankcji”. Zastępca rzecznika dyscyplinarnego sędzia Radzik powiedział, że trudno mu uwierzyć, że polski sędzia chce sankcji dla własnego kraju. Sędziów łączy się także z politykami opozycji.
Łączenie sędziego z politykiem, czy opozycją jest kompletnym absurdem. Nie widzę problemu w tym, że sędziowie idą w jednym marszu z politykami. A słyszałem takie zarzuty. Uważam, że to absurd, przecież w tym marszu mógł wziąć udział każdy, kto chciał poprzeć niezawisłych sędziów.
Dlatego niczego złego nie ma w tym, że w marszu szli politycy, którzy są normalnymi obywatelami. Problem widzę natomiast w tym, kiedy sędzia, który jest rzecznikiem dyscyplinarnym, pisze wprost, że popiera PiS.
Są sędziowie, którzy nie chcą orzekać np. z sędzią Radzikiem.
Kompletnie im się nie dziwię. Sędzia, który jest w składzie z sędzią, co do którego ma wątpliwość, czy jest niezawisły, ma możliwość o tym powiedzieć. Oni przecież decydują o losach ludzi. To normalna reakcja, też bym tak zrobił.
Ale wymaga to odwagi.
Olbrzymiej. Jestem bardzo zbudowany postawą sędziów. Cztery lata temu się tego nie spodziewałem. Mamy świetny wymiar sprawiedliwości.
Jeden z byłych prezesów TK powiedział mi, że dotąd nie sądził, że sędziowie będą aż tak solidarni. O tym samym mówiła sędzia Anna Bator-Ciesielska.
Dodałbym do tego, że obecna sytuacja spowodowała nieprawdopodobną mobilizację wszystkich zawodów prawniczych. Najbardziej na tym marszu cieszyłem się z tóg prokuratorskich, bo im jest najtrudniej. Ich można rozgrywać jak pionki.
A widziałem prokuratorów z otwartą przyłbicą, w togach. Mam dla nich wielki szacunek. Mimo że na co dzień ze sobą bardzo mocno walczymy na salach rozpraw.
Wierzy pan w to, że sędziowie coś zdziałali? Dziś tzw. ustawa kagańcowa trafi do Senatu.
Nie mam żadnych wątpliwości, że ten protest nie zmieni nic po stronie władzy. Oni się nie cofną. Dla nich żaden manifest nie ma znaczenia, bo się nie liczą z ludźmi. Natomiast ten protest bardzo dużo da, bo obywatele zobaczyli odważnych sędziów.
A ci z kolei przekonali się, że warto na sali sądowej dalej wymierzać sprawiedliwość w sposób niezakłócony przez działania rządu. Sędziowie poczuli wsparcie obywateli. Ten protest dał sędziom wiatr w żagle.