Ten tekst miał być relacją z tego, co na konferencji prasowej przed meczem powiedział Franciszek Smuda. Ale nie, będzie o tym jak na konferencję nie udało nam się wejść. Albo raczej udało. Na samym początku.
Fragment tekstu z działu "media" na oficjalnej stronie PZPN. Dotyczy dzisiejszej konferencji prasowej Franciszka Smudy: "wejście po okazaniu legitymacji prasowej lub zaświadczenia z redakcji".
Zaświadczenie miałem, podpisane przez redaktora naczelnego, Tomka Machałę. Ochroniarz je czyta, czyta i mówi: "Ale, chwilę - tutaj brakuje pieczątki. Przecież taki dokument może napisać każdy".
Jasne, nie miałbym co robić tylko podrabiać pismo z redakcji. Byle tylko zobaczyć na konferencji prasowej człowieka, który, wnioskując z zachowania ochrony, gróźb odebrania życia odbiera bez liku. Na kogo co kilkanaście minut ktoś w Polsce szykuje zamach.
- Pan, poczeka pół minutki, skontaktuję się z kolegą. On postanowi.
Tłumaczę, że dopiero wystartowaliśmy, nie mamy jeszcze legitymacji, a i zdobycie jakiejkolwiek pieczątki nie byłoby łatwe, ale to na nic. Proponuję, że dam do telefonu naczelnego albo Tomasza Lisa. Że w ten sposób wykażę, że wniosku nie podrobiłem. Na twarzy rozmówcy lekki strach, ale zaraz potem odpowiedź. - Nie, nie możemy tak robić. Musi pan czekać.
Niestety, łączność nie działa. Jakiś problem techniczny. Czekam z pięć minut. Przychodzi szef, bierze ode mnie pismo. - Pogadam z kimś z PZPN. Pan poczeka trzy minutki. Zobaczę co da się zrobić.
Pięć minut jakoś tak wyjątkowo zamieniło się w kwadrans. Wraca z jakąś kobietą, pewnie ze związku. - Niestety, nie możemy zrobić wyjątku. Brakuje pieczątki.
A konferencja właśnie zbliżała się do końca. Miło było ją widzieć.
Drogi związku, dzięki za jakże miły początek współpracy.
Ale na przyszłość zadbajcie o ochronę. Wchodząc z kolegą na stadion zamiast za dziennikarzami ruszyliśmy za jedną z wycieczek. Byliśmy za wysoko, w złym miejscu i musieliśmy zejść na konferencję prasową. Schodzimy, mili ochroniarze nie pytają o nic tylko wskazują nam drogę i nagle … lądujemy od razu w sali konferencyjnej.
Gdyby nie to, że musiałem z niej wyjść, by wykonać telefon, zobaczyłbym konferencję.