"Taka matka, to nie matka" – grzmi jedna z komentujących. "To jest właśnie polska mentalność... Zajechać matkę" – odpowiada inna. Prawdziwa burza rozpętała się po tym, jak władze Tarnowa poinformowały o nietypowej sytuacji i zwróciły się z prośbą o pomoc. Co ważne, samorząd apeluje, by pochopnie nie oceniać postawy matki.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Wystraszone i zaniedbane
Do tarnowskiego Pogotowia Opiekuńczego zgłosiła się 25-letnia kobieta z czwórką małych dzieci. – Weźcie je sobie, nie chce ich wychowywać, nie chce się nimi zajmować, nie mogę ich utrzymywać – oświadczyła pracownikom pogotowia. Cała czwórka to mali chłopcy - najstarszy ma sześć lat, najmłodszy nieco ponad roczek.
Dzieci były wystraszone i zaniedbane. Wymagały pomocy lekarskiej. To na szczęście już przeszłość. Jak czytamy na stronach urzędu miasta, chłopcy "już doszli do siebie, są bardzo żywi, lgną do ludzi, mają doskonały kontakt z opiekunami".
Miasto wystąpiło z wnioskiem do sądu, a ten zdecydował o tymczasowym umieszczeniu czwórki rodzeństwa w pogotowiu. Tyle że Pogotowie Opiekuńcze to nie jest placówka dla takich maluchów. Tam przebywają dzieci i młodzież od 10. do 18. roku życia. Niektórzy z nich mają w życiorysie konflikt z prawem, wiele sprawia różne problemy wychowawcze.
Nie rozdzielać braci
Władze Tarnowa robią wszystko, by dla chłopców znaleźć rodzinę zastępczą. Za cel postawiono sobie to, by dzieci trafiły do jednego domu, aby zwyczajnie czterech braci nie rozdzielać.
Urząd Miasta nagrał krótkie filmy, na których widać czterech chłopaków w Pogotowiu Opiekuńczym. Rzecz jasna - ich twarzy nie pokazano. Wszystko po to, by apel dotarł jak najdalej i by udało się znaleźć rodzinę zastępczą dla całego rodzeństwa. W Tarnowie działa w sumie ok. 60 rodzin zastępczych. Wszystkie mają komplet. Nowych nie przybywa.
"Chętnie zabiorę całą czwórkę do siebie i dam Dzieciom dom. Mam trzysta metrów i bez problemu stworzę Im dobre warunki rozwoju, edukacji, dam Rodzinę i uczucia. Jest JEDEN warunek: zero kontaktu z rodziną, zwłaszcza z rodzicami. To Chłopcy mają dostać nowe życie i nowe szanse" – napisała na profilu miasta jedna z mieszkanek Tarnowa.
Żeby matka była blisko
Tyle że nie na tym polega instytucja rodziny zastępczej. Wręcz przeciwnie - władzom Tarnowa zależy na znalezieniu domu dla chłopców w miarę blisko, aby matka mogła ich odwiedzać. – Miastu zależy na tym, żeby dzieci zostały w Tarnowie lub przynajmniej gdzieś w bliższej okolicy, żeby matka mogła mieć z nimi nadal kontakt – przyznaje w rozmowie z naTemat Ireneusz Kutrzuba, rzecznik prezydenta Tarnowa.
Z informacji płynących z tarnowskiego magistratu wynika, że matka nie zapomniała o swoich synach. Co jakiś czas odwiedza ich w pogotowiu. Dlatego samorząd przestrzega przed zbyt pochopnym osądzaniem kobiety.
Gdzie jest ojciec?
A zarzutów wobec matki jest cała masa. Pada też pytanie - co z ojcem, dlaczego on nie zajął się chłopcami. Wygląda na to, że kobieta z czwórką dzieci i z masą problemów z tym związanych została zupełnie sama.
– Ojciec jest niejeden. I żaden z ojców, z tego co wiemy, nie wykazuje jakiegokolwiek zainteresowania opieką nad dziećmi. Podobnie jak najbliżsi krewni matki – przyznaje rzecznik prezydenta Tarnowa.
W całej tej historii najważniejsze jest to, że już jest niemal pewne, iż rodzeństwo znajdzie jeden wspólny dom. Odzew na apel samorządu jest bowiem ogromny.
Rodzina się znajdzie
Do tej pory z deklaracją udzielenia pomocy do Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Tarnowie i do Urzędu Miasta zgłosiło się około stu osób. Wiele obiecuje pomoc materialną, ale sporo zgłoszeń to poważne deklaracje złożone przez konkretne rodziny zastępcze. – Ponad 30 rodzin zastępczych wyraziło chęć przyjęcia dzieci. W większości są to rodziny z dala od Tarnowa. Te zgłoszenia są w tej chwili weryfikowane – informuje Ireneusz Kutrzuba.
Miasto liczy, że zaprezentowane klipy, które obiegły cały kraj, pozwolą na osiągnięcie dwóch celów - nie tylko uda się odnaleźć rodzinę zastępczą dla tych chłopców, ale jednocześnie będzie to promocja rodzicielstwa zastępczego. Bo potrzeby są ogromne.
Joanna Luberadzka-Gruca, ekspert Koalicji na rzecz Rodzinnej Opieki Zastępczej, prezes Zarządu Fundacji Polki Mogą Wszystko usiłuje sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz władze państwowe zdecydowały się na jakąś kampanię promującą rodzicielstwo zastępcze. Wychodzi jej, że było to ok. 14-15 lat temu. Przyznaje, że tak jak przed laty ta forma opieki mogła liczyć na przychylność państwa, tak teraz zawodowe rodziny zastępcze są zapomniane i niedoceniane. Skutek jest taki, że choć domy dziecka miały znikać, to powstają nowe.
Brak wsparcia dla rodzin zastępczych
– Wiele czynników wpływa na to, że rodzin zastępczych jest za mało w stosunku do potrzeb. Jednym z poważniejszych problemów jest wizerunek rodzica zastępczego, ich postrzeganie. Kiedyś uważano, że jest to szlachetne poświęcenie. Dziś coraz częściej przeciwstawia się rodzinę zastępczą rodzinie biologicznej. Tak jakby to rodzina zastępcza była winna, że do niej trafiają te dzieci – wyjaśnia Joanna Luberadzka-Gruca.
Oczywiście, w kwestii wizerunku rodzin zastępczych swoje zrobiła choćby głośna sprawa z Pucka, gdzie przed laty doszło do niewyobrażalnej tragedii. To był przypadek jednostkowy, ale położył się cieniem na wszystkie rodziny zastępcze. A nikt nie podjął starań o to, by przekonać Polaków, że takie rodziny to dobre miejsce dla dzieci, które z jakichś powodów nie mogą się wychowywać w biologicznej rodzinie.
2 tysiące złotych brutto
Stosunek władz do tematu najlepiej obrazuje los projektu ustawy o zmianie ustawy o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej. Dokument powstał wiosną 2018 roku i... gdzieś tam utknął w sejmowych młynach. Koalicja na rzecz Rodzinnej Opieki Zastępczej powoli traci nadzieję, że ustawa zostanie uchwalona.
Zgodnie z obowiązującymi przepisami określona jest jedynie minimalna suma, jaką powiat musi zapłacić rodzinie zastępczej za jej pracę. To 2 tys. zł brutto. Są samorządy, które płacą więcej. Ale nie muszą, więc często płacą tyle lub niewiele więcej. A to przecież jest wynagrodzenie niższe od najniższych zarobków za jakąkolwiek inną pracę.
– Trzeba wziąć pod uwagę, że ktoś rezygnuje z pracy zawodowej, przechodzi szkolenia, zdobywa wszystkie wymagane certyfikaty, spełnia określone w ustawie warunki. A co mu oferują władze powiatu? 2 tys. zł brutto. Często kwota ta jest podwyższana choćby w zależności od liczby dzieci pod opieką, ale czasem nie – przyznaje Joanna Luberadzka-Gruca.
Wokół historii czterech chłopców z Tarnowa zrobił się niemały szum. I pozostaje wierzyć, że dzięki temu władze sobie przypomną o rodzinach zastępczych i ich roli. – Obecnie w tej kwestii samorządy są postawione przez rząd pod ścianą. Stawki określone przez rząd są bardzo niskie, biorąc pod uwagę obowiązki stawiane przed rodzicami zastępczymi. Czas najwyższy, aby się pochylić nad zmianą przepisów – podsumowuje rzecznik prezydenta Tarnowa.
Zarzuty pod adresem matki w większości przypadków są niesłuszne. Kobieta, zdając sobie sprawę, że nie może dzieciom zapewnić odpowiedniego bytu, warunków do wychowania, itd., jednak mimo wszystko wykazała się odpowiedzialnością. Nie porzuciła ich, nie zostawiła ich samopas, wychodząc z domu, nie zrobiła czegoś gorszego - a wiadomo, że takie przypadki raz po raz mają miejsce. Wzięła dzieci, spakowała, przyprowadziła do pogotowia, gdzie chłopcy znaleźli opiekę. I nie zaprzestała z nimi kontaktu. Już parokrotnie odwiedziła ich w pogotowiu.