Brytyjka Natalie Francis ma 31 lat i przez siedem ostatnich lat mieszkała w Wuhan. Jej syn Jamie tam się urodził, ma chiński akt urodzenia i chiński paszport. I jak się okazało, właśnie to stanęło na przeszkodzie do ewakuacji z chińskiego miasta ogarniętego epidemią koronawirusa.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Dramatyczną historię Brytyjki i jej syna w na łamach naTemat.pl opisała Katarzyna Zuchowicz. – Odkąd syn się urodził, przechodzimy przez wielki zamęt z dokumentami. Z tego powodu nie dostał wizy turystycznej, gdyż brytyjski rząd, poprzez jego pochodzenie, traktuje go jak Brytyjczyka – mówiła Natalie Francis naszej dziennikarce.
– Powiedzieli, że jest miejsce w samolocie, ale mój syn nie może lecieć. Usłyszałam, że nic nie mogą zrobić, że bardzo im przykro, ale czy ja chcę dostać się na samolot? Bo ja mogę lecieć bez problemu. I mam zostawić swojego syna? – pytała. I została, ale to było w środę.
Sytuacja okazała się na tyle dynamiczna, że swój najnowszy post na Facebooku napisała już w Wielkiej Brytanii. Kobieta rzecz jasna nie kryje w nim radości. Opisała też, jak wyglądała ich podróż. Z miejsca wybuchu epidemii koronawirusa została ewakuowana z 82 innymi pasażerami. Przez cały czas nosili maski, mierzono im temperaturę i lecieli odseparowani od reszty.
Po lądowaniu zostali skierowani do autobusów. Natalie zwróciła uwagę na to, że nie wszyscy ludzie na lotnisku mieli maski. Fizyczny kontakt mieli tylko z naukowcami i lekarzami, ale oni nosili skafandry. "Ani ja ani Jamie nie dotknęliśmy nikogo, nikt nie dotknął kierowcy i staliśmy w odległości dwóch metrów od niego" – napisała.
Brytyjka razem z synem trafiła do zamkniętego budynku, w którym przyjezdni są poddawani kwarantannie. Dostali ubrania, jedzenie, zabawki i leki, a także mogą wychodzić na ogrodzone podwórko, by zaczerpnąć świeżego powietrza.
"Doceniam zainteresowanie ludzi sytuacją, która przeraża nas wszystkich" – napisała i podziękowała za słowa wsparcia i pomoc.
Dodajmy, że polskie MSZ prowadzi akcję ewakuacji Polaków z Wuhan. Do kraju ma wrócić 31 rodaków. Inni zostaną z podobnego powodu, co Natalie – są najczęściej związani więzami rodzinnymi z obywatelami Chin, którzy nie mogą opuścić kraju.