W ekskluzywnym Miasteczku Wilanów nie chcą taniej Biedronki. A inni Polacy? Nie lubią "za ścianą" smrodu i hałasu
Michał Mańkowski
05 września 2012, 14:10·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 05 września 2012, 14:10
Mieszkańców warszawskiego Miasteczka Wilanów – dzielnicy uznawanej za prestiżową – zelektryzował fakt, jakoby w okolicy miał powstać dyskont Biedronka. "Przecież to sklep dla biedaków, który tu nie pasuje" – oburzają się i wprost wyrażają swoje niezadowolenie z takiego sąsiedztwa. O tym, czego nie chcemy mieć za ścianą oraz jak okolica mieszkania wpływa na jego cenę rozmawiamy z analitykiem rynku nieruchomości.
Reklama.
Wiadomo – każdy chce mieszkać jak najlepiej. Spokojnie, bezpiecznie, w dobrej lokalizacji, ładnie, komfortowo. To wszystko niestety sporo kosztuje, a jak się płaci, to się wymaga. Z takiego założenia wyszli mieszkańcy Miasteczka Wilanów, którzy mocno sprzeciwili się po usłyszeniu plotki, jakoby na osiedlu miała powstać Biedronka. Okolica jest dla większości lokatorów równie ważna jak samo mieszkanie czy dom. Często tylko ze względu na nią decydujemy się na kupno lub wynajem.
Hałas i smród
Lista tych mniej i bardziej pożądanych "sąsiadów" jest zróżnicowana. Dla jednych lansem jest szklany biurowiec czy modna kawiarnia, drugich denerwuje głośne sąsiedztwo szkoły i przedszkola, trzecich ucieszy apteka i bank, a dla innych przysłowiowa "siara" to tania "Biedronka". Szybka sonda w kilkunastoosobowej redakcji pokazuje, że najbardziej przeszkadza hałas i brzydki zapach. Oprócz spalarni śmieci, śmierdzących moczem bram w kamienicach denerwują również głośne poranne dostawy towaru do sklepów. Bez rewelacji jest również, gdy obok ma powstać cmentarz, więzienie lub schronisko dla zwierząt.
– Ciężko ustalić jedną hierarchię, bo każdy ma inne wymagania. Bez wątpienia na samej górze tej piramidy są te związane z dużymi inwestycjami w bezpośrednim sąsiedztwie: autostrada, trasa szybkiego ruchu, wysypisko śmieci lub oczyszczalnia ścieków – wyjaśnia Bartosz Turek, analityk rynku nieruchomości z agencji Home Broker.
Potwierdzają to badania "Krakowskiego Rynku Nieruchomości", z których wynika że dla blisko 70 proc. respondentów najbardziej niepożądany nie jest żaden tani dyskont, ale coś o realnym wpływie na komfort codziennego życia: drogi o dużym natężeniu ruchu. Podobnie podchodzimy do lotnisk i trakcji kolejowych. Nie lubimy hałasu i zanieczyszczenia powietrza. Polacy nie będą co prawda też zachwyceni, gdy wokół ich bloku zrobi się gęściej tj. powstaną kolejne, ale uważają, że jest to mniej uciążliwe niż wspomniane wcześniej niedogodności.
Stereotyp klubów nocnych
Wystarczy przypomnieć o serii mniej lub bardziej skutecznych zamknięć klubów, aby domyślić się, że rewelacyjnym sąsiedztwem nie są też nocne lokale. Króluje tu często stereotypowe podejście, według którego klub w sąsiedztwie z miejsca oznacza zakłócanie ciszy nocnej, bójki i zaśmiecanie okolicy.
Jeżeli chodzi o nietypowe preferencje, to Bartosz Turek przypomina sytuację, w której zapisy z księgi wieczystej domu z ogrodem zakazywały nawet tak absurdalnych rzeczy jak… sadzenie konkretnego rodzaju trawy.
I o ile lokalizacja jest jednym z najważniejszych kryteriów przy wyborze przyszłego mieszkania, o tyle w rozmowie z agentem nieruchomości nie znalazłem potwierdzenia, żeby ktoś uzależniał standard mieszkania od tak – prawdę mówiąc – nieznaczącego "sąsiada", jakim jest np. Biedronka.
Zobacz: Dyskonty dla najbiedniejszych. Za co kochamy Biedronkę
Jeżeli chodzi o nietypowe preferencje to Bartosz Turek przypomina sytuację, w której zapisy z księgi wieczystej domu z ogrodem zakazywały nawet tak absurdalnych rzeczy jak… sadzenie konkretnego rodzaju trawy.
– Co ciekawe, często chcemy mieszkać "blisko, ale nie za blisko" – wyjaśnia Bartosz Turek. Chodzi tutaj zwłaszcza o szkoły, które chcemy mieć w niedalekim sąsiedztwie, ale na pewno nie "ściana w ścianę". – Okna wychodzące na szkołę mogą obniżyć wartość nieruchomości od 3 do 5 procent, co daje nawet kilkanaście tysięcy złotych różnicy – dodaje.
Podobnie jest w przypadku komunikacji miejskiej. – Z jednej strony chcemy mieć kawałek do metra, przystanku tramwajowego lub autobusowego, z drugiej dobrze, żeby ten kawałek był na tyle duży, żeby nie słyszeć hałasu – mówi ekspert.
Co znaczy "blisko"?
Co właściwie znaczy "blisko, ale nie za blisko"? – Optymalnie jest wtedy, gdy odległość od pożądanego, choć hałaśliwego obiektu to około 300-500 metrów, a więc taka aby można było do niego dojść w ciągu kilku minut – wyjaśnia Anna Kozubal, kierownik warszawskiego oddziału Home Broker.
Na wzrost wartości nieruchomości mogą wpłynąć okoliczne inwestycje. Trzeba jednak uważnie się przyglądać co powstaje obok. – Ceny wzrosną, jeżeli w okolicy powstanie wysokiej klasy "zagłębie" biurowe. Pracownicy zaczną się przeprowadzać w okolicę, co naturalnie wpłynie na ceny. Od zawsze wrażenie robi również sąsiedztwo ambasad – wyjaśnia Bartosz Turek.
Czytaj: Biedronka 2.0 - jak z dyskontu zrobić delikatesy
Są oczywiście miejsca pożądane przez wielu. Jak mówi Bartosz Turek są to głównie rekreacyjne tereny zielone. – Zwłaszcza jeżeli jest to niedaleko centrum, wtedy jest wręcz wybornie. Dobry przykład to Pole Mokotowskie – słyszymy.
A gdzie Wam mieszkałoby się mniej lub bardziej "wybornie"?
Reklama.
Anna Kozubal
agencja Home Broker
Optymalnie jest wtedy, gdy odległość od pożądanego, choć hałaśliwego obiektu to około 300-500 metrów, a więc taka aby można było do niego dojść w ciągu kilku minut.