Warta Zawiercie toczy heroiczny bój z, dajmy na to, Przemszą Siewierz. Mecz się kończy, ale gdzie znaleźć wynik? Jak to gdzie – na 90minut.pl. Tam przecież jest wszystko, od ekstraklasy po B-klasę. Dwóch chłopaków – Paweł Mogielnicki i Maciej Kusina – spotkało się na imprezie. I postanowiło założyć serwis. Wtedy chcieli mieć 2 tysiące użytkowników. Dziś mają prawie 35 milionów odsłon.
Pamiętasz jakiś pierwszy swój cel, jak strona ruszała?
Pamiętam, że wtedy powiedziałem: "Maciek, fajnie by było jakbyśmy mieli 2 tysiące użytkowników. To byłaby dobra liczba". Śmiesznie to dzisiaj brzmi, nie?
Prawie sto odsłon na wejście. To świetny współczynnik. Odsłony są dla mnie ważniejsze od realnych użytkowników, bo one pokazują, jaki jest ruch w serwisie. Może być serwis, który ma 1,5 mln realnych userów i powiedzmy 4 miliony odsłon. Ale taki wynik oznacza, że prawdopodobnie wiele osób trafia tam przypadkowo. I zaraz potem wychodzi.
Paweł Mogielnicki i Maciej Kusina. To taka historia dwóch chłopaków, których pasja stała się pracą.
Trochę tak. Zresztą, zobaczcie, my wciąż, po tylu latach, działamy metodami garażowymi. Nie jesteśmy żadną korporacją i nie wcale nie chcielibyśmy nią być.
Wchodzisz jeszcze na swoją pierwszą stronę mogiel.net?
To jest dla mnie kawałek historii. Gdy ona ruszyła, polski internet sportowy w zasadzie nie istniał. Cztery strony klubowe, nic więcej, żadnego serwisu, poświęconego w całości tematyce piłkarskiej.
Zawsze byłeś takim maniakiem statystyki?
Od dziecka prowadziłem zapiski. Zeszyt, potem komputer, potem, gdy miałem 13 lat, stworzyłem sobie prosty program do bazy danych na moim pececie. Internet poznałem lepiej w liceum. Od razu uznałem, że to świetne miejsce, by coś tam stworzyć o piłce. Poznawałem zagraniczne strony, grupy dyskusyjne. Miałem pewne wzorce, które chciałem przeszczepić do Polski. Najpierw wrzuciłem do sieci właśnie to, co już wcześniej miałem. Tak powstał serwis mogiel.net.
A potem poznałeś Maćka.
Też pasjonat futbolu, statystyk. Spotkaliśmy się na zlocie jednej z grup dyskusyjnych. Wtedy poznaliśmy się in real life. Padł pomysł, raczkował ponad rok. My obaj w tej naszej robocie jesteśmy perfekcjonistami, nie uznajemy żadnych półśrodków. To się ciągnęło ponad rok. Jeszcze to zmieńmy, to jeszcze ulepszmy. W końcu uznaliśmy, że czas wystartować, bo to ulepszanie może trwać wiecznie.
Pomogło to, że studiowałeś informatykę?
Zajmowałem się sprawami technicznymi. Skrypty, serwer, administracja. To generalnie było korzystne – nie wydawaliśmy pieniędzy, bo wiele rzeczy potrafiliśmy zrobić sami. Maciek od zawsze świetnie ogarniał grafikę i html.
O czasach pionierskich 90minut.pl,
fragment tekstu z serwisu sportkrakowski.pl:
Czasy pionierskie były partyzanckimi. Za serwer służył komputer ukryty pod biurkiem w Instytucie Matematyki i Informatyki Uniwersytetu Warszawskiego, podpięty do sieci uczelnianej. - Żeby nie kłuł w oczy - wyjaśnia Kusina. – Nawet nie wiem, czy do końca było to legalne. Zdarzały się jednak awarie. Sprzątaczka odpięła wszystkie kable i nagle serwer przestawał działać. Następnego dnia „Mogiel” musiał jechać na uczelnię i utykać cichaczem wtyczki do gniazdek.
Chwyciło od razu?
W miarę od razu. W pierwszych dniach skok był dosyć duży. Rosło nam do 2005, 2006 roku. Od tego czasu wyniki w zasadzie stoją w miejscu. Jest coraz większa konkurencja, nowe serwisy się mnożą.
Ludzie was odwiedzają, bo...?
Byliśmy pierwszym tego typu serwisem, duża ich część robi to pewnie z przyzwyczajenia. Poza tym u nas dowiedzą się szybko wyników. Ekstraklasy, ale też niższych lig. Wiedzą, że my najczęściej wyprzedzamy innych.
Chcecie jakoś rozwinąć serwis? Do statystyk i newsów dodać publicystykę?
Były różne plany, ale dzisiejsze czasy nie należą do łatwych. Mamy prawodawstwo, które całą branżę piłkarską, czy szerzej: sportową, zniechęca do aktywnego działania. Ciężko się rozwijać. Raczej skupiamy się na utrzymaniu tego, co jest. Może coś będzie w przyszłości, ale, właśnie, może...
Przed wywiadem rozmawiałem na Facebooku z kolegą dziennikarzem. Napisał mi coś w stylu: "Zobacz transfermarkt.de - to jest świetny serwis, który jednocześnie jest coraz lepszy. 90minut ma moim zdaniem mega potencjał i szkoda, że ostatnio tak stoi w miejscu".
Twój kolega-dziennikarz ma dużo racji. W zasadzie mogę zgodzić się z tym, co powiedział.
Cenisz jakieś inne polskie serwisy?
Może to zabrzmi dziwnie, ale ja w zasadzie nie mam czasu, żeby je przeglądać. Poza spaniem, jedzeniem, jakimś wyjściem albo wyjazdem np. na mecz Legii, ja w zasadzie cały czas jestem na stronie.
Ile godzin dziennie?
Różnie. Bywa, że szesnaście, bywa, że nieco mniej. Muszę to robić, jest mnóstwo pracy. Być może musimy nieco zmienić organizację, bo wciąż, po tylu latach, wiele tych samych rzeczy jest na głowie mojej i Maćka. Nie wiem, może to hamuje trochę nasz rozwój.
Dowiedziałem się z pewnego źródła, że parę lat temu ktoś wam oferował 1 mln złotych za stronę. A wy odmówiliście.
No to dementuję tę plotkę. Nic takiego nie miało miejsca. Nikt nie chciał kupić w całości serwisu.
Ale nie wykluczasz sprzedaży serwisu?
Nie ma sensu o tym rozmawiać, bo nikt się nie zgłosi. Owszem, są firmy, które chcą przejąć nasz ruch i zatrudnić nas jako osoby prowadzące stronę. A domenę, serwis najchętniej przejęliby za darmo. Na takie coś się nie zgodzimy.
Ciężko byłoby mieć kogoś nad sobą, nie?
Ja sobie tego nie wyobrażam. Zabrzmi to może nieskromnie, ale siedzę nad tym od tylu lat i wiem, że mało jest osób, które byłyby w stanie ogarnąć takie przedsięwzięcie. Śledzę jakoś konkurencję i wydaje mi się, że takie prowadzenie serwisu, przy naszych dochodach z reklam, jest dużym osiągnięciem. Jak ktoś przyszedłby z ulicy i dowiedział się, jakie są u nas możliwości reklamowe, pewnie załamałby głowę i powiedział: "Nie, to niemożliwe, tego nie da się zrobić".
Jak wygląda struktura 90minut.pl? Ty, Maciek, a niżej?
Jest około dziesięciu osób, które zajmują się codzienną pracą redakcyjną. Newsy, baza danych, uzupełnianie składów. Do tego jest kilkadziesiąt osób, które nam pomagają w konkretnych regionach. Ktoś pisze, że może nam pomagać w okręgu krośnieńskim, no i pomaga. Dostaje zielone światło.
To prawda, że współpracował z wami nawet poseł Unii Wolności?
Zgadza się, Andrzej Potocki. Zresztą on współpracował jeszcze ze mną przy mogiel.net. Andrzej jest w naszej redakcji takim mentorem. Nikt pewnie nie wie, że to jest człowiek, który ma największą w tym kraju piłkarską bazę danych. U siebie, nie w internecie. Prowadzi ją hobbystycznie od wielu, wielu lat. Ma w małym palcu historię polskiej ekstraklasy, jeszcze od czasów przedwojennych. To człowiek-orkiestra. Kiedyś był nawet prezesem Piasta Gliwice.
Skąd u was te tytuły? Rymujące się, do tego gra słów. To taka pochodna sms–ów, jakie wymieniacie z Maćkiem.
Nie wiem, skąd wy to wszystko wiecie (śmiech).
Co tam Maćkowi napisałeś po porażce jego Wisły z Polonią? "Gol Sebka Kęski przyczyną jest waszej klęski"?
(śmiech). Ja mam umysł ścisły i zawsze lubiłem wszelkie zagadki i łamigłówki. Czy matematyczne, czy językowe. Sporo tych tytułów wymyślałem ja i parę razy dostałem nawet za nie burę w komentarzach. Że takie prostackie. Ale to generalnie często jest tak, że połowa osób to lubi, a połowa nie. Wiele osób twierdzi, że nasz serwis jest trochę sztywniacki. Może i jest, więc stwierdziliśmy, że raz na jakiś czas trzeba pokazać inne oblicze. Byle nie za często. A z tytułami jest śmiesznie, chcecie fajną historię?
Jasne.
To był grudzień 2009 roku. Zagłębie Lubin grało u siebie z Legią i utrzymywał się remis 0:0. Myślałem, co można by dać na ewentualny tytuł. W Lubinie grał wtedy Mouhamadou Traore i stwierdziłem, że wiem co napiszę, gdyby zdobył zwycięską bramkę. "Traore w samą porę". Niestety, mecz się skończył bez goli. Ale półtora roku później Lechia Gdańsk grała u siebie z Lechem Poznań i ten nagłówek poszedł. Nie, nie było transferu. Tamten mecz odmienił Traore, ale inny. Abdou-Razack Traore.
Płatności nie zamierzacie wprowadzić?
Nie sądzę, by w polskich warunkach miało to większy sens. Z dużą uwagą śledzę teraz projekt Piano Media, ale wydaje mi się, że to może być gwóźdź do trumny polskich mediów. To trochę tak jak w tym powiedzeniu, że tonący chwyta się brzytwy.
Dużo gazet kopiuje od was tabele?
Nieprzypadkowo pytasz?
Tak, bo słyszałem pewną historię.
Dawaj.
Podobno w niedzielę po południu celowo coś w takiej tabeli zmieniałeś. Na przykład bilans bramkowy jakiejś drużynie. Potem koło północy błąd naprawiałeś. Rano kupowałeś gazety, by zobaczyć, kto bezrefleksyjnie zrobił kopiuj/wklej.
(Mogielnicki się śmieje). Napisz, że tak właśnie zareagowałem. U nas to wszystko liczy automat. To, co mówisz, to jakaś kompletna bajka. Błędy się u nas zdarzają, ale rzadko i gdzieś tam poniżej czwartej ligi. Coś jeszcze słyszałeś?
Że z serwisu wyciągacie 40 tysięcy miesięcznie.
To też nieprawda. Ale fajnie by było (śmiech).
Prowadzicie stronę o futbolu ligowym. Kibice się wyzywają w komentarzach?
Tak, ale u nas każda próba wojenki kończy się półrocznym banem. Po prostu. Jeżeli ktoś nie umie się zachować, to do widzenia. Najwyżej będzie mniej komentarzy. Nie wierzę w internetową resocjalizację.
Maciej Kusina o ciekawych sytuacjach,
z tekstu w serwisie sportkrakowski.pl:
Kilka razy plany układali plany rozgrywek dla Polskiego Związki Piłki Nożnej. - Kiedyś zadzwoniłem do jednego z klubów - wspomina bohater tekstu. – Sekretarka mnie nie kojarzyła, odpowiedziała, że nie ma jeszcze informacji, o które pytam, bo nie opublikował ich portal 90minut.pl. Olbrzymią frajdę sprawiają też maily i sms-y od rzeszy trenerów, działaczy i zawodników. Najlepsze są takie: „Proszę, dołóżcie mnie do swojej bazy piłkarzy”.
Dzisiaj internet to głównie suche newsy, kopiowanie depeszy. Wierzysz, że jakieś inne projekty, oparte na treściach ambitniejszych, mogą odnieść sukces?
Takie serwisy mogą mieć grono wiernych fanów. Ale to grono będzie raczej nieliczne.
Jest coś, co lubisz czytać? Oprócz 90 minut i oprócz natemat?
(śmiech) Zdecydowanie Weszlo.com. Wiecie dlaczego? Bo to jest coś nowego. Mamy kilkadziesiąt miejsc, gdzie ciągle pisze się o tym samym. To jest trochę pozbawione celu. Weszlo komuś może się podobać albo nie, rozumiem to, ale oni do całego zagadnienia podchodzą inaczej. I to jest ich siła.
Coś jeszcze?
(Mogielnicki pewien czas myśli). Nie, chyba oprócz nich nie ma nic ciekawego. Przynajmniej dla mnie.
Wybiegnijmy w przyszłość. Mamy 2020 rok. Co będzie się działo z mediami papierowymi i z internetem?
Na papierowych znam się umiarkowanie. Ale schyłek tej formy komunikacji z czytelnikiem jest nieunikniony. Do zera to jednak nie spadnie, bo wciąż będą ludzie, którzy chcą sobie coś kupić do poczytania w pociągu, samolocie czy gdzieś. A internet już niedługo zostanie wyparty.
Słucham?
Zobaczycie, przyjdzie coś nowego. Dziś nie wiadomo jeszcze co. W ciągu 10-15 lat internet, w tej formie, jaką znamy obecnie, odejdzie do lamusa.
Na Weszlo w komentarzach furorę robią takie słowa piłkarza Ivicy Kriżanaca: "Sam nie wiedziałem, że tyle osiągnę". To jest też zdanie o tobie?
Nigdy nie dbałem o jakiś poklask. Ale fajnie sobie pomyśleć, że jest się twórcą serwisu, który ma taką oglądalność. Wiem też, że czyta nas środowisko - piłkarze, trenerzy. To miłe, że oni nas cenią.
Próbowałem znaleźć w internecie jakiś wywiad z tobą. Bez powodzenia.
Bo ten dla was jest pierwszy.
Nie ciągnie cię w ogóle do mediów?
Kiedyś byłem spikerem w trakcie jednego z meczów. Ale nie powiem wam gdzie, bo jeszcze ktoś w tym klubie dostanie karę (śmiech). Kiedyś zapraszano mnie też jako eksperta do jakiegoś programu w Orange Sport. Ale, słuchajcie, gdzie ja do telewizji? Komputer, statystyki, uzupełnianie danych – to jest mój świat.
Rozmawiali:
JAKUB RADOMSKI
PAWEŁ MACHITKO (transfery.info)
To był grudzień 2009 roku. Zagłębie Lubin grało u siebie z Legią i utrzymywał się remis 0:0. Myślałem, co można by dać na ewentualny tytuł. W Lubinie grał wtedy Mouhamadou Traore i stwierdziłem, że wiem co napiszę, gdyby zdobył zwycięską bramkę. "Traore w samą porę". Niestety, mecz się skończył bez goli. Ale półtora roku później Lechia Gdańsk grała u siebie z Lechem Poznań i ten nagłówek poszedł. Nie, nie było transferu. Tamten mecz odmienił Traore, ale inny. Abdou-Razack Traore.
Mogielnicki,
o przyszłości sieci:
Zobaczycie, przyjdzie coś nowego. Dziś nie wiadomo jeszcze co. W ciągu 10-15 lat internet, w tej formie, jaką znamy obecnie, odejdzie do lamusa.