
Z jednej strony ten, który zatrzymał Anglię. Z drugiej ten, który na Euro poprowadził nas do klęski. Jan Tomaszewski nazwał Franciszka Smudę prostakiem, ten poczuł się obrażony. Dzisiaj zapadł wyrok. Kibicowałem Tomaszewskiemu i jest mi przykro. Musi przeprosić i zapłacić 50 tysięcy złotych. Zupełnie nie rozumiem za co.
Głównym oskarżeniem przeciwko mnie jest to, że w jednym z programów nazwałem Franka Smudę prostakiem. Mając na uwadze to, że rzeczywiście zachowuje się w sposób niekulturalny na forum publicum (na konferencjach prasowych czy po meczach), wówczas dawałem sygnał, że taki trener, taki wychowawca nie będzie miał autorytetu wśród zawodników. Nazywając Smudę prostakiem chciałem wzbudzić zainteresowanie tym tematem, niestety nie posłuchano mnie.
Gdy Tomaszewski mówił, że kadra Smudy to nieporozumienie, że budowana była bez żadnego sensu, przyklaskiwałem. Gdy mówił, że bierze się obcokrajowców, którzy nic do niej nie wnoszą, zgadzałem się z tym. Ale gdy mówił, że Damien Perquis to dla niego francuski śmieć, czułem duży niesmak. Podobnie jak wtedy, gdy przekonywał, że na Euro będzie kibicował Niemcom i inni powinni pójść za jego przykładem.
Poza tym czy „prostak” to takie mocne słowo? Naprawdę? Taka obelga? Pamiętam, jak w TVN24 Lech Wałęsa powiedział o swoim byłym bliskim współpracowniku, że „mamy durnia za prezydenta”. Tomaszewski to po prostu przeformułował, wyszło, że mamy „prostaka za selekcjonera”.
Podałem przykład kiedy Franciszek Smuda, podczas afery z udziałem Sławomira Peszki, wpadł na policję w Koln i pokazywał wszystkim niemiecki dowód ważny do 2019 roku i przekonywał wszystkich, że jest Niemcem. Takich wpadek było wiele. Także m.in sprawa korupcji z Zagłębiu Lubin.
Smuda tylko spojrzał i wybełkotał: „Coooo?!”. Potem z kłopotów próbował go jakoś wyratować kapitan, Kuba Błaszczykowski, wyraźnie zniesmaczony. To tylko jeden z przykładów. Można by znaleźć ich dużo więcej, naprawdę.

