Czekają na 500 plus od miesięcy, a niektóre rodziny od 2, czy nawet 3 lat. Przez ten cały czas urzędy nie są w stanie rozpatrzyć wniosków o wypłatę świadczenia, a wszystko dlatego, że jeden z rodziców pracuje za granicą. – Powinno chodzić o dobro dziecko, a to dziecko jest najbardziej pokrzywdzone – mówi w rozmowie z naTemat Radosław Milewski, który trzy lata temu wrócił z trzema córkami do Polski z Norwegii.
Sprawa jest dosyć prosta gdy o świadczenie 500 plus stara się rodzina, w której obydwoje rodziców mieszka w Polsce. Wtedy składa się wniosek do odpowiedniego Ośrodka Pomocy Społecznej i po prostu czeka na decyzję. Sytuacja komplikuje się jeżeli jeden z rodziców przebywa za granicą.
W takim przypadku wniosek weryfikuje Urząd Wojewódzki. Urzędnicy muszą sprawdzić, który kraj powinien wypłacać świadczenie (nie można samemu zdecydować, gdzie będzie korzystniej) i czy nie jest ono przypadkiem już pobierane za granicą. Zgodnie w unijnymi przepisami niedopuszczalną jest sytuacja, że jedna osoba korzysta z takie wsparcia w dwóch państwach. Taki proces nazywa się koordynacją.
Ile czeka się na decyzję?
Dorota Korzeniecka wróciła z Norwegii cztery lata temu, bo jej syn Adrian chciał się uczyć w Polsce. Mąż został za granicą. – Nie wiedziałam nawet, że coś takiego jak 500 plus na drugie dziecko mi przysługuje, bo mam też pełnoletnią córkę. Mąż jeszcze przez jakiś czas dostawał w Norwegii zasiłek na dzieci, ale po pewnym czasie, kiedy zobaczyli, że syn jest wymeldowany z systemu norweskiego, od razu obcięli to świadczenie – mówi nasza rozmówczyni.
Rodzina przez kilka lat nie otrzymywała wsparcia na syna od żadnego z państw. Wniosek o przyznanie 500 plus kobieta złożyła w Urzędzie Wojewódzkim pod koniec sierpnia. Zrobiła to przez internet, korzystając z profilu zaufanego. Równocześnie wnioskowała o 300 zł na wyprawkę szkolną dla ucznia. Te pieniądze dostała, ale na rozpatrzenie sprawy dotyczącej sztandarowego programu PiS nadal czeka.
– Pod koniec listopada dostałam list polecony z Gdańskiego Centrum Świadczeń, że nie mają wszystkich informacjo dotyczącej naszej sytuacji rodzinnej. Chodziło o to, czy jestem samotną matką, jak nasz związek wygląda, potrzebowali norweskiego peselu męża, u kogo jest zatrudniony, jaka komuna, jakie miasto, do jakiego urzędu mają się zwracać itd. 5 grudnia dostarczyłam to wszystko i dalej cisza – opowiada Dorota Korzeniecka.
500 plus a praca za granicą
Korzeniecka nie jest wcale szczególnym przypadkiem. Osób, które znalazły się w podobnym położeniu, są setki. Tylko w Radomiu, jak mówiła w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Justyna Piątek, rzeczniczka prasowa tamtejszego Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, na rozpatrzenie wniosku o przyznanie świadczenia 500 plus "w tej kategorii spraw" czeka ponad 400 rodzin. Historia zna i takie przypadki, gdy decyzja zapadała dopiero po 3 latach.
Wcześniej rozpatrywanie wniosków rodzin, w których jeden z rodziców przebywa poza Polską zajmowały się Regionalne Ośrodki Polityki Społecznej, które podlegają urzędom marszałkowskim. Od stycznia 2018 te obowiązki przejęli wojewodowie. Miało to usprawnić działanie. Jak widać, na razie bez większych sukcesów, ale urzędy wojewódzkie tłumaczą, że muszą zająć się zaległości, które pozostawili im poprzednicy, podczas gdy ciągle spływają nowe wnioski.
Czy da się przyspieszyć wypłatę 500 plus?
Radosław Milewski z Norwegii do Polski wrócił trzy lata temu. Wrócił z trzema córkami. Za granicą została jego żona, z którą jest w trakcie rozwodu. – Dzieci zostały w Polsce przy mnie. W momencie, kiedy wystąpiłem z wnioskiem do polskiego urzędu, urzędnicy zostali zobligowani do sprawdzenia, które państwo jest pierwszym płatnikiem. Schody zaczynają się jednak, gdy istnieje konflikt między małżonkami – podkreśla mężczyzna.
Schody, które ma na myśli nasz rozmówca, to sytuacja, kiedy jedna ze stron nie chce udostępnić dochodu, nie chce odpowiadać na pisma urzędowe, a jednocześnie niejednokrotnie pobiera świadczenia za granicą. – W moim przypadku akurat tak było, ale to nie było świadczenie w rodzaju 500 plus, a zasiłek rodzinny. Nie przekazywała tego dzieciom – wyjaśnia.
Za pierwszym razem na rozpatrzenie wniosku Radosław Milewski czekał cztery miesiące. Jak jednak przyznaje, "wydeptał wtedy ścieżki w urzędzie". Pojawiał się tam praktycznie raz w tygodniu. – Przede wszystkim byłem w potrzebie, to są pieniądze dla dzieci, z czegoś trzeba też żyć[/url], zwłaszcza jeśli problemem jest konflikt między rodzicami. Chodziłem tam i wyprosiłem. Chyba już wziąłem ich na litość. Szlo mi na rękę, ale od ręki tej decyzji nigdy nie było. Zawsze czekałem kilka miesięcy od złożenia wniosku – mówi Milewski.
Kto jest odpowiedzialny za oczekiwanie?
Polska strona tłumaczy, że zatory spowodowane są oczekiwaniem na odpowiedź zagranicznych instytucji, które nie zawsze spieszą się z przekazywaniem odpowiednich dokumentów. Nie zawsze kompletne są też składane wnioski. Rodziny są wzywane do ich uzupełnienia, a to trwa.
– Jeżeli rodzicowi zależy na takim wsparciu, to dostarczy wszystko co trzeba i w odpowiednim terminie. Źle zorganizowana jest komunikacja między państwami, zła jest współpraca. Kiedy człowiek pyta, ile trzeba czekać, to nikt nie zna odpowiedzi, która jakoś pomoże temu rodzicowi – twierdzi Dorota Korzeniecka.
– Strona norweska jest w pewien sposób bardzo oporna na odpowiedzi. W NAV – odpowiednik naszego GOPS-u – na wszystko mają czas. A gdzie jest dobro dziecka? Nasze przepisy też nie są zupełnie jasne. Jeśli składamy wniosek z tytułu koordynacji, a urząd odwleka wydanie decyzji, bo przeciągają się procedury, to po 6 miesiącach mija termin wydania decyzji. Petent jest wtedy zobligowany do ponownego złożenia wniosku o 500 plus. Ludzie nie są tego świadomi, ja też nie miałem o tym pojęcia, ale dowiedziałem się w trakcie – podpowiada Radosław Milewski.
Dodaje też, że w takim przypadku najlepszym rozwiązaniem jest napisanie skargi. – Na opieszałość urzędu. W tym momencie urząd musi w ciągu trzydziestu dni odpowiedzieć na skargę. Jest albo decyzja pozytywna, albo negatywna, ale nie ma odbijania piłeczki. Muszą szybciej zadziałać. Ktoś kto to przerabiał i ma jakiś zasób wiedzy to wie, gdzie później uderzyć.
Jego zdaniem odpowiedzialność za taką sytuację, opieszałość w wydawaniu decyzji, ponoszą dwie strony, dwa państwa, których dotyczy sprawa. Nie jest to kwestia urzędów czy urzędników, którzy muszą działać zgodnie z przepisami.
– Mówiąc z własnego doświadczenia, uważam, że powinno to być bardziej klarowne. U mnie było tak, że decyzją konwencji haskiej dzieci są w Polsce przy tacie. Po takim wyroku polskie prawo z automatu polskie prawo powinno stanowić, że nie ma w tym momencie koordynacji i płatnikiem powinna być bezdyskusyjnie strona Polska, bo dzieci są w tym kraju – zauważa nasz rozmówca.
Dodaje też że takich przypadków, gdy jeden z rodziców musi walczyć miesiącami o świadczenie, czy to 500 plus, czy zasiłek, jest coraz więcej. – Powinno chodzić o dobro dziecko, a to dziecko jest najbardziej pokrzywdzone, bo dorośli ludzie nie potrafią się dogadać, a przepisy stanowią tak, jak stanowią... – podsumowuje.