Marcin Plichta, szef Amber Gold.
Marcin Plichta, szef Amber Gold. Fot. Łukasz Głowała / Agencja Gazeta

Poznaliśmy go w 2010 roku, kiedy podszywając się pod szefa Kancelarii Prezydenta chciał dostać własny program w TVP. Teraz wraca na fali afery Amber Gold. Dziennikarz "Gazety Wyborczej" przeprowadza własne śledztwo w sprawie Pawła Mitera, który "zasłynął" niedawno przekazaniem Marcinowi P., fałszywej notatki ABW informującej go o rzekomej operacji specjalnej wymierzonej właśnie w szefa parabanku.

REKLAMA
Miter ma 27 lat, mieszka w jednym z wrocławskich apartamentowców i jeździ mercedesem. Jak mówi w rozmowie z Jackiem Harłukowiczem, nie pracuje, bo ma bogatą rodzinę. "Gazeta Wyborcza" pisze, że "wygląda jak rasowy hipster". Próbował studiować politologię i dziennikarstwo, ale mu nie wyszło. Podobnie jak nie wyszła "prowokacja" z marca 2010 roku.
Wtedy to podszywając się pod szefa Kancelarii Prezydenta, Jacka Michałowskiego próbował otrzymać własny program na antenie TVP. Na szczęście nic z tego nie wyszło, ale sam Miter utrzymuje, że była to jedynie prowokacja mająca pokazać mechanizmy działania w tej instytucji.
Teraz o Miterze znów zrobiło się głośno. I chyba o to głównie mu chodzi. A to wszystko za sprawą fałszywej notatki ABW.

Ujawniona przez Marcina P. rzekoma notatka służbowa ABW dotyczyć ma informacji z prowadzonego przez wrocławski wydział delegatury ABW operacji pod kryptonimem "Ikar". Zdaniem Marcina P. dokument potwierdza, że prowadzona jest skoordynowana akcja o kryptonimie" IKAR", która miała doprowadzić do upadku linii lotniczych OLT Express, a także do upadku Amber Gold. CZYTAJ WIĘCEJ


źródło: TVN24.pl

ABW od razu poinformowała, że notatka to fałszywka.
Jak pisze Harłukowicz, szefowi Amber Gold przekazał ją właśnie Paweł Miter. Zdobył jego numer telefonu i tak rozpoczęła się ta dziwna znajomość. Miter potwierdza to pokazując dziennikarzowi kilkadziesiąt SMS-ów, które wymienił z Marcinem P. Pytany o to, czy sam sfałszował notatkę, zaprzecza.

Dostałem dokument od człowieka, którego blisko rok temu poznałem w jednym z wrocławskich klubów - opowiada. Nie chce jednak zdradzić ani nazwiska tego człowieka, ani nazwy klubu. Jest natomiast przekonany, że to autentyczny oficer służb. (…) Poznałem go na długo przed sprawą Amber Gold. Bywałem u niego w domu, widziałem legitymację. (...) Ujawnię jego nazwisko, gdy nadejdzie odpowiednia pora.


źródło: "Gazeta Wyborcza"

Patrząc na jego przeszłość trudno jednak traktować to wszystko wiarygodnie. Oprócz "prowokacji" z TVP Miter był znany z "kwitów na Arabskiego". Autor przypomina, że nieco ponad rok temu w prokuraturze złożył zawiadomienie o możliwości popełnieni przestępstwa przez ówczesnego szefa kancelarii premiera Tomasza Arabskiego. Śledztwo umorzono.

Czytaj: Prokuratura obawia się, że Marcin P. popełni samobójstwo. Jest jednym z najbardziej chronionych więźniów w Polsce
Jeszcze wcześniej chłopak zgłosił się do wrocławskiego oddziału "Gazety Wyborczej" twierdząc, że został pobity ze względu na swoją działalność dziennikarską.

Miter przekonywał wtedy naszych wrocławskich dziennikarzy, że zgłosił sprawę pobicia na policję. Ale w komisariacie, o którym wspomniał, po zgłoszeniu o pobiciu nie było śladu. Zawiadomienie wpłynęło kilka godzin później, już po spotkaniu pobitego z dziennikarzem "Gazety" i zwróceniu Miterowi przez dziennikarza uwagi, że policja o żadnym pobiciu nic nie wie


źródło: "Gazeta Wyborcza"

Cały materiał przeczytasz w "Gazecie Wyborczej"