
Reklama.
– Przyjeżdżając do Polski, dokładnie w niedzielę rano, normalnie funkcjonowałem. Chodziłem. Ale po południu zauważyłem, że mam temperaturę prawie 39 stopni. Miałem dokładnie 38,7. Zakładałem, że coś się dzieje – relacjonuje "Super Expressowi" Mieczysław Opałka, 'pacjent zero' zielonogórskiego szpitala.
66-latek kolejnego dnia znowu zmierzył temperaturę. Była jeszcze wyższa. – W poniedziałek rano było bardzo mi źle cały dzień. Rano było 39,3 stopni Celsjusza. Wziąłem drugi termometr i potwierdzało się – mówi tabloidowi mieszkaniec Cybinki. Wtedy skojarzył, że może być zakażony koronawirusem.
– W Niemczech koronawirus zaczął się trzy czy cztery dni przed moim wyjazdem, to było po tym karnawale. Czy ja złapałem go w domu w Słubicach, autobusie? Ja nie wiem, gdzie go złapałem. Wiem tylko, że w środę rano dostałem wyniki i mówią, że jest koronawirus – wspomina Mieczysław Opałka.
Przypomnijmy, że mężczyzna przebywa w szpitalu w Zielonej Górze od wtorku. W czwartek na konferencji prasowej szefowa słubickiego sanepidu podała do wiadomości jego relacje rodzinne, a media szybko ustaliły jego tożsamość. Tymczasem służby sprawdzają, czy inne osoby, które miały styczność z 66-latkiem, także zostały zakażone koronawirusem. Jak na razie żaden z wyników nie okazał się pozytywny.
źródło: "Super Express"