Pandemia koronawirusa wysłała większość ludzi kultury na bezterminowe bezrobocie. Jedni naciskają na rząd z prośbą o wsparcie, a drudzy chowają dumę do kieszeni i się przebranżawiają. Jak Marcin Januszkiewicz, który porzucił na chwilę aktorstwo, by od rana do wieczora rozwozić paczki.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
33-latka mogliśmy niedawno usłyszeć jako dorosłego Simbę w remake'u "Króla Lwa", ale to teatr jest miejscem, w którym występował najczęściej. Grał w sztukach na deskach m.in. Teatru Studio, Współczesnego czy Collegium Nobilium. Wydał też płytę "Osiecka po męsku", a także śpiewał u Rubika. Miał też epizody w "Ojcu Mateuszu" i "Na Wspólnej".
Jak widać i słychać, Marcin Januszkiewicz jest artystą wszechstronnie uzdolnionym, ale pandemia pokrzyżowała mu jakiekolwiek plany i pozbawiła możliwości grania, występowania i przede wszystkim – zarabiania. A przynajmniej w tej sferze, w której odnajdywał się do tej pory z powodzeniem.
"Drodzy, czasy mamy jakie mamy, ale powiem Wam – zaczyna mnie dziwić, jak wielu ludzi dookoła nie zdaje sobie sprawy z tego, że świat jaki znaliśmy do tej pory się już skończył i nie wróci. I że nic nam się nie należy, żadna manna z nieba nie spadnie. I że trzeba o swoje naprawdę zadbać - i to jak najszybciej" – napisał na Facebooku. Postanowił pójść do "normalnej" pracy.
"Nie oceniam, czy to fajnie czy niefajnie. Ale ten mój post jest też o tym, a raczej przede wszystkim o tym, że – wybaczcie określenie – NIE MA CO PIE***LIĆ. Czas naprawdę wziąć się do roboty ludziska, znaleźć w sobie siłę, zahartować się w tej sytuacji. Narzekanie na ten stan, czekanie na Bóg wie co, czy instagramowe, pocieszające lamenty naprawdę są aktualnie z dupy. Trzeba walczyć ziomy! O tym jest ten post! Do roboty. Walczcie. O siebie i o swoich bliskich. I o pracę też. Póki ona jeszcze jest" – napisał artysta.
Na koniec dodał, że ciągle będzie śpiewał, grał i pisał. "No i co jak co, ale kuriera zagram kiedyś oscarowo" – zapewnił.
Rozwożę paczki. 6-19. Jest ciężko, wiadomo. Ale mam tu fajnych ludzi obok, którzy od dawna już tak dzielnie tyrają. I nie, to nie jest tak, że wcześniej żyłem z głową w chmurach i zarabiałem bajońskie sumy na klepaniu wierszyków, śpiewaniu pioseneczek i nie miałem pojęcia, jak wygląda praca większości obywateli – bo mój wyuczony zawód to rzemiosło i naprawdę ciężki kawał chleba. Pracowałem w sumie już kiedyś na zmywaku, więc znam zapach pieniądza 8zł/h.