Minister Arłukowicz zaatakował dyrektora Centrum Zdrowia Dziecka. 200 mln długów, 30 proc. wzrost przychodów, 95 proc. wzrost wynagrodzeń i czterech pracowników na łóżko – te liczby porażają. Niestety, minister nie wspomniał, że dług wzrósł w latach, w których zaczęły obowiązywać nowe przepisy NFZ. Nie wspomniał również, na co zwracają uwagę eksperci, że to on sam ma wpływ na decyzje personalne.
35 lat tradycji, kilkadziesiąt tysięcy pacjentów rocznie, najbardziej skomplikowane operacje w kraju i 200 mln długu. Jak to możliwe, że Centrum Zdrowia Dziecka uważane za najnowocześniejszy szpital dziecięcy w Polsce doprowadzono na skraj bankructwa?
Minister zdrowia w ofensywie
Minister Bartosz Arłukowicz zaatakował dziś dyrektora Centrum Zdrowia Dziecka i wytknął mu na specjalnie zorganizowanej konferencji m.in. liczbę pracowników i wysokie pensje. – W Centrum Zdrowia Dziecka jest zatrudnionych 2241 pracowników, z tego 770 niemedycznych. W szpitalu jest 550 łóżek. Na jedno łóżko przypada czterech pracowników – podkreślił Arłukowicz.
Minister dodał ponadto, że przychody szpitala wzrosły o 30 proc., ale w tym samym czasie wynagrodzenia pracowników wzrosły o 95 proc. – Wynagrodzenia rosły trzykrotnie szybciej niż przychody – zaznaczył i dodał, że mimo wzrastających przychodów, wzrosły również długi – Z 67 mln w 2007 roku do 196 mln w 2012 roku.
Tragiczna sytuacja szpitala ujrzała światło dzienne w ostatnich dniach, kiedy jej obecny dyrektor profesor Janusz Książyk skierował dramatyczny list do ministra zdrowia, NFZ i komisji sejmowych. Zbiegło się to w czasie z pierwszym w historii CZD opóźnieniem wypłat.
Niechciany fotel dyrektora
Centrum Zdrowia Dziecka ma charakter instytutu naukowego. Właścicielem placówki jest minister zdrowia. W CZD przeprowadzane są tu specjalistyczne operacje, m.in. przeszczepy wątroby, leczone rzadkie choroby metaboliczne i neurologiczne. CZYTAJ WIĘCEJ
Prof. Książyk jest nowym dyrektorem. Stanowisko objął w czerwcu 2012 roku. Wcześniej przez 10 lat szpitalem kierował Maciej Piróg – szanowany lekarz, menadżer, były wiceminister zdrowia i wicewojewoda opolski.
To nie dziwi kolegów po fachu i ekspertów. Szpital już wtedy był w bardzo trudnej sytuacji. – Piróg od lata chodził niemalże na żebry do NFZ prosząc o pieniądze dla Centrum – mówi Janusz Michalak, red. naczelny miesięcznika branżowego "Menedżer Zdrowia". Do konkursu stanął prof. Książyk. Wcześniej kierował Kliniką Pediatrii i był zastępcą dyrektora do spraw nauki w CZD.
Obejmując stanowisko dyrektora szpitala miał świadomość, w jak fatalnej sytuacji placówka się znajduje, ale nie widział wyjścia. – Ktoś musi tę funkcję pełnić. Były dwie edycje konkursu. Do pierwszej nikt się nie zgłosił. Do drugiej przystąpił mój kolega, ale uznałem, że mój program naprawczy jest lepszy. Teraz nie jestem pewien, czy to była dobra decyzja z mojej strony – przyznaje prof. Janusz Książyk w rozmowie z naTemat.
Profesora zaskoczyły ogromne emocje, jakie budzi ta sprawy. – Mam wiele lat doświadczenia m.in. jako kierownik Kliniki. Myślałem, że to wystarczy, żeby sprostać oczekiwaniom na tym stanowisku. Kosztuje mnie to bardzo dużo emocji. Nie spodziewałem się tylu napięć. Myślałem, że rozmowy z ministrem będą merytoryczne, a są emocjonalne i polityczne. Ja przygotowania politycznego nie mam – dodaje.
Szpitalny menedżer
A najwyraźniej przygotowanie polityczne jest niezbędne, bo zgodnym zdaniem ekspertów w Polsce dyrektor szpitala nie ma praktycznie wpływu na jego sytuację.
– Właścicielem tego szpitala jest minister zdrowia i CZD właściwie nigdy nie miało nadzoru właściciela. Ogłaszał konkurs, później słabo finansował i zupełnie się nie interesował jego sytuacją – uważa lekarz i były wiceminister zdrowia Bolesław Piecha.
Według dr. Wojciecha Mosińskiego, eksperta Centrum im. Adama Smitha ogromnym problemem jest własnościowa organizacja takich placówek. – Prawo własności jest nierozwiązane. Dyrektor nie ma praw majątkowych do własności centrum. Nie może również podejmować samodzielnych decyzji personalnych, czyli np. decydować kto jest ordynatorem. Decyduje o tym Naczelna Izba Lekarska i minister zdrowia. W Polsce tak naprawdę dyrektor-menedżer ma 20 proc. wpływu na sytuację szpitala, którym zarządza – podkreśla dr Mosiński.
Jego zdaniem pozostałe 80 proc. leży w gestii parlamentu. – Jeśli nie zostaną wprowadzone rozwiązania instytucjonalne, dyrektor nic nie zdziała. Nawet najzdolniejszy dyrektor nie jest w stanie zarządzać efektywnie szpitalem – dodaje ekspert Centrum im. Adama Smitha.
Według Bolesława Piechy, szpital Centrum Zdrowia Dziecka jak na polskie warunki zarządzany był naprawdę nieźle. – Piróg jest jednym z bardziej uznanych menedżerów. Poświęcił się zarządzaniu szpitalem i tak powinno być, jeśli taka placówka ma dobrze funkcjonować. Dla mnie dyrektor będący równocześnie ordynatorem nie wróży dobrze – zaznacza poseł PiS.
Przyznaje jednak, że Centrum jest szpitalem specyficznym. – Specjalizuje się w leczeniu najtrudniejszych przypadków pediatrycznych z całej Polski. Przypadki metaboliczne czy neurologiczne są leczone tylko tam – podkreśla Piecha.
Do jednego worka
I właśnie o tym zapomina NFZ i minister zdrowia. – Wbrew temu, co się błędnie w mediach mówi, Centrum nie musi być traktowane inaczej niż inne szpitale. Muszą by natomiast inaczej rozliczane tzw. świadczenia wysokoskomplikowane – podkreśla dr Wojciech Mosiński.
Specjaliści zgodnie twierdzą, że w tej chwili te świadczenia wyceniane są przez NFZ za nisko. Mankamentem jest włączanie pacjentów z różnymi schorzeniami do jednorodnej grupy, która obowiązuje od 2008 roku. To idealnie pokrywa się z przywoływanym przez ministra Arłukowicza rokiem wzrostu zadłużenia.
– Przed ich wprowadzeniem byliśmy deficytowi, ale mieliśmy jakąś płynność. Sytuacja stała się katastrofalna po ich wprowadzeniu. NFZ widzi kody i numerki. W rejonowym szpitalu ten sam "numerek" leczy się zupełnie inaczej. Statystycznie to ta sama choroba i tu się wszystko zgadza, ale merytorycznie już nie. Takie rozliczanie przez klika lat doprowadziło do takiej sytuacji – podkreśla prof. Janusz Książyk.
Oznacza to, że nawet jeśli NFZ wypłaca Centrum Zdrowia pieniądze za zabiegi przekraczające budżet w niemal 100 proc., co kilkukrotnie podkreślał minister Arłukowicz, nie jest to jednoznaczne z pokryciem kosztów zabiegów, bo są one zdecydowanie bardziej specjalistyczne.
– Wprowadzenie w 2008 roku jednorodnych grup kontraktowych zrównało szpitale specjalistyczne do szpitali powiatowych. Zabiegi przeprowadzane w szpitalach powiatowych, z całym szacunkiem dla szpitali
powiatowych, nijak się mają do tych przeprowadzanych w CZD. Tam wykorzystywany jest zupełnie inny sprzęt, wybitni specjaliści i technologie medyczne, które spełniają najwyższe standardy. NFZ nie chciał i nie chce tego zauważyć. Kwalifikuje teraz biegunkę z odwodnienia tak samo, jak biegunkę wynikającą z poważnych chorób metabolicznych. Leczenie teoretycznie tej samej jednostki chorobowej w CZD będzie wielokrotnie droższe – wyjaśnia Bolesław Piecha.
Niezróżnicowane NFZ
Piecha dodaje, że minister zdrowia i NFZ dostają codziennie sygnały ze specjalistycznych instytutów i klinik o kłopotach z tym związanych, ale nic z tym nie robią. – Najwyraźniej wyszli z założenia, że Polska specjalistycznych ośrodków nie potrzebuje. Za fatalną sytuację Centrum winę ponosi minister zdrowia i NFZ, które udają, że nie ma tego problemu – podkreśla były wiceminister zdrowia.
Według ekspertów konieczna jest zmiana systemu kwalifikowania pacjentów. – Obowiązujący na świecie system DRG (Diagnosis-related group) pozwala na zakwalifikowanie pacjenta, który ma choroby wielu narządów, właściwie, a nie jak w w tej chwili w Polsce do grupy jednorodnej. Przez to zwrot za leczenie jest nieadekwatny do poniesionych kosztów – zaznacza dr Wojciech Mosiński z Centrum im. Adama Smitha.
Według niego dodatkowym problemem jest to, że w Polsce NFZ nie różnicuje wyceny świadczeń ze względu na wiek. – Na świecie przeważnie stosuje się system od 0-1 roku, 1-14/16, 14/16-60, a później powyżej 60. Wiadomo, że hospitalizacja noworodka i osoby starszej np. po bajpasach będzie dłuższa niż pozostałych. U nas tymczasem wszystko wrzuca się do przysłowiowego "jednego worka" – dodaje ekspert.
Przyszłość centrum
Oprócz niewłaściwego rozliczania koszyka świadczeń przez NFZ, Centrum Zdrowia Dziecka ma zdaniem ekspertów również spore problemy wewnętrzne. – Sytuacja szpitala nie pogorszyła się w ciągu ostatnich trzech miesięcy. To trwa już kilka lat. Przyczyniło się do tego również stosowanie tzw. "uporczywej terapii". Lekarze stosują ją, mimo iż mają świadomość, że nie przyniesie korzyści i dziecku nie pomoże. Łudzą siebie i rodzinę. Poza tym stosowane są technologie o nieudowodnionej skuteczności – mówi dr Krzysztof Łanda z fundacji "Watch Health Care"
Jego zdaniem, nie pomoże tutaj wprowadzenie opłat za parking czy zwolnienie niektórych lekarzy. Nie pomoże również cięcie wysokich pensji, o których wspominał minister zdrowia. – Plan naprawczy nie rozwiąże problemów, bo dyrektor bez zmiany przeprowadzonych przez MZ i NFZ niewiele może – podkreśla dr Łanda.
Centrum Zdrowia Dziecka ma niewątpliwie bardzo trudną sytuację. Bez zmiany sposobu kontraktowania zabiegów marne szanse na poprawę tej sytuacji. Dyrektor Centrum Zdrowia Dziecka podkreśla, że program naprawczy jest już realizowany, do 15 października ma być opracowany restrukturyzacyjny program potrzebny do uzyskania kredytu z banku. – Jeśli dostaniemy gwarancje Ministerstwa Skarbu, niezbędne do uzyskania kredytu, spłacimy wierzycieli, którzy wchodzą nam na konta i wypisują weksle. Wówczas odzyskamy płynność finansową. Chcemy również wywalczyć 20 proc. zwiększenie płatności za świadczenia. Do tego niezbędne są jeszcze wewnętrzne zmiany. Jak uda się to zrealizować będziemy w stanie funkcjonować – podkreśla prof. Janusz Książyk.
Profesor nie ukrywa, że najbardziej boi się sytuacji, kiedy po uzyskaniu płynności finansowej szpital z powrotem wróci do obecnej sytuacji i rosnącego zadłużenia. Jego zdaniem, najważniejsze jest, żeby MZ i NFZ zajęły się wprowadzeniem takich rozwiązań, w których nie będzie chodziło o chwilowe wyjście z impasu.
– To efektywne, ale nieskuteczne. Trzeba wprowadzić rozwiązania, które sprawią, że taka sytuacja się nie powtórzy, jak zaradzi się już obecnej sytuacji. To leży po stronie ustawodawcy. Ministerstwo Zdrowia i NFZ muszą się tym zająć. To nie może się zakończyć na ratowaniu bieżących potrzeb – stanowczo podkreśla prof. Janusz Książyk.
Dyrektor placówki dostaje od NFZ np. 100 mln zł w ramach budżetu na rok. Jest narzucony z góry i nie dostanie ani złotówki więcej. Jeśli podejmie decyzję o hospitalizowaniu pacjenta, przeprowadzeniu kolejnej, nawet niezbędnej, ratującej życie operacji nie ma pewności, że NFZ mu to zwróci. To generuje koszty i powiększa dług.
prof. Janusz Książyk
Centrum Zdrowia Dziecka
Zastanawiam się tak naprawdę, jak do tego doszło. W normalnym kraju szpitale referencyjne funkcjonują na innych warunkach. U nas wszystko jest według jednego schematu. Ekonomiczne myślenie nie pozwoli rozwiązać właściwie tej sytuacji. Trzeba spojrzeć na placówki merytorycznie.
W CZD przeprowadzane są zabiegi o najwyższym stopniu referencyjności. Gastroskopia będzie rozliczana tak samo i w Centrum i w małym powiatowym szpitalu, mimo, że będzie miała zupełnie inny stopień skomplikowania, zostanie wykorzystany zupełnie inny specjalistyczny sprzęt. Zapomina się, że do Centrum trafiają dzieci, którym w rejonowych szpitalach nie udało się pomóc. Trafiają tam dzieci, dla których zdrowia i życia jest niezbędny specjalistyczny sprzęt i terapia.
prof. Janusz Książyk
dyrektor Centrum Zdrowia Dziecka
Ciężko jest mówić jedynie o pieniądzach, kiedy mówi się o zdrowiu i życiu.