
Minister Arłukowicz zaatakował dyrektora Centrum Zdrowia Dziecka. 200 mln długów, 30 proc. wzrost przychodów, 95 proc. wzrost wynagrodzeń i czterech pracowników na łóżko – te liczby porażają. Niestety, minister nie wspomniał, że dług wzrósł w latach, w których zaczęły obowiązywać nowe przepisy NFZ. Nie wspomniał również, na co zwracają uwagę eksperci, że to on sam ma wpływ na decyzje personalne.
Centrum Zdrowia Dziecka ma charakter instytutu naukowego. Właścicielem placówki jest minister zdrowia. W CZD przeprowadzane są tu specjalistyczne operacje, m.in. przeszczepy wątroby, leczone rzadkie choroby metaboliczne i neurologiczne. CZYTAJ WIĘCEJ
A najwyraźniej przygotowanie polityczne jest niezbędne, bo zgodnym zdaniem ekspertów w Polsce dyrektor szpitala nie ma praktycznie wpływu na jego sytuację.
Dyrektor placówki dostaje od NFZ np. 100 mln zł w ramach budżetu na rok. Jest narzucony z góry i nie dostanie ani złotówki więcej. Jeśli podejmie decyzję o hospitalizowaniu pacjenta, przeprowadzeniu kolejnej, nawet niezbędnej, ratującej życie operacji nie ma pewności, że NFZ mu to zwróci. To generuje koszty i powiększa dług.
Według Bolesława Piechy, szpital Centrum Zdrowia Dziecka jak na polskie warunki zarządzany był naprawdę nieźle. – Piróg jest jednym z bardziej uznanych menedżerów. Poświęcił się zarządzaniu szpitalem i tak powinno być, jeśli taka placówka ma dobrze funkcjonować. Dla mnie dyrektor będący równocześnie ordynatorem nie wróży dobrze – zaznacza poseł PiS.
Do jednego worka
I właśnie o tym zapomina NFZ i minister zdrowia. – Wbrew temu, co się błędnie w mediach mówi, Centrum nie musi być traktowane inaczej niż inne szpitale. Muszą by natomiast inaczej rozliczane tzw. świadczenia wysokoskomplikowane – podkreśla dr Wojciech Mosiński.
Zastanawiam się tak naprawdę, jak do tego doszło. W normalnym kraju szpitale referencyjne funkcjonują na innych warunkach. U nas wszystko jest według jednego schematu. Ekonomiczne myślenie nie pozwoli rozwiązać właściwie tej sytuacji. Trzeba spojrzeć na placówki merytorycznie.
powiatowych, nijak się mają do tych przeprowadzanych w CZD. Tam wykorzystywany jest zupełnie inny sprzęt, wybitni specjaliści i technologie medyczne, które spełniają najwyższe standardy. NFZ nie chciał i nie chce tego zauważyć. Kwalifikuje teraz biegunkę z odwodnienia tak samo, jak biegunkę wynikającą z poważnych chorób metabolicznych. Leczenie teoretycznie tej samej jednostki chorobowej w CZD będzie wielokrotnie droższe – wyjaśnia Bolesław Piecha.
W CZD przeprowadzane są zabiegi o najwyższym stopniu referencyjności. Gastroskopia będzie rozliczana tak samo i w Centrum i w małym powiatowym szpitalu, mimo, że będzie miała zupełnie inny stopień skomplikowania, zostanie wykorzystany zupełnie inny specjalistyczny sprzęt. Zapomina się, że do Centrum trafiają dzieci, którym w rejonowych szpitalach nie udało się pomóc. Trafiają tam dzieci, dla których zdrowia i życia jest niezbędny specjalistyczny sprzęt i terapia.
Niezróżnicowane NFZ
Piecha dodaje, że minister zdrowia i NFZ dostają codziennie sygnały ze specjalistycznych instytutów i klinik o kłopotach z tym związanych, ale nic z tym nie robią. – Najwyraźniej wyszli z założenia, że Polska specjalistycznych ośrodków nie potrzebuje. Za fatalną sytuację Centrum winę ponosi minister zdrowia i NFZ, które udają, że nie ma tego problemu – podkreśla były wiceminister zdrowia.
Przyszłość centrum
Oprócz niewłaściwego rozliczania koszyka świadczeń przez NFZ, Centrum Zdrowia Dziecka ma zdaniem ekspertów również spore problemy wewnętrzne. – Sytuacja szpitala nie pogorszyła się w ciągu ostatnich trzech miesięcy. To trwa już kilka lat. Przyczyniło się do tego również stosowanie tzw. "uporczywej terapii". Lekarze stosują ją, mimo iż mają świadomość, że nie przyniesie korzyści i dziecku nie pomoże. Łudzą siebie i rodzinę. Poza tym stosowane są technologie o nieudowodnionej skuteczności – mówi dr Krzysztof Łanda z fundacji "Watch Health Care"
Ciężko jest mówić jedynie o pieniądzach, kiedy mówi się o zdrowiu i życiu.



