"To wielkie nieszczęście, co się tam dzieje" – tak o sytuacji mieszkańców przygranicznych miejscowości mówi premier niemieckiego landu Saksonia Michael Kretschmer. Chodzi o obowiązek 14-dniowej kwarantanny, nałożony na polskich obywateli, którzy wracają z zagranicy do kraju.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Mały ruch graniczny wstrzymany
W związku z pandemią koronawirusa od 15 marca obowiązują restrykcje przy przekraczaniu granic. Wszyscy obywatele wracający do Polski są poddawani 14-dniowej kwarantannie. Pierwotnie w rozporządzeniu określono, że ten przepis ma obowiązywać do 26 kwietnia. Ale w niedzielę w Dzienniku Ustaw opublikowano zmiany w rządowym rozporządzeniu.
Czytaj także: Rząd przedłużył część obostrzeń do odwołania. Ucierpi na tym wielu Polaków
Obowiązek 14-dniowej kwarantanny po powrocie do kraju ma działać do odwołania. Podobnie decyzja o wstrzymaniu ruchu pociągów międzynarodowych. Już wcześniej przeciwko takim przepisom protestowali mieszkańcy m.in. Zgorzelca i Cieszyna.
14-dniowa kwarantanna
Decyzje gabinetu Mateusza Morawieckiego skrytykował premier Saksonii. – Uważam, że polski rząd się zagalopował – powiedział w Halle Michael Kretschmer. Jego zdaniem obowiązek 14-dniowej kwarantanny oznacza dla mieszkańców przygranicznych miejscowości "wielkie nieszczęście".
Mieszkańcy ci bowiem bardzo często mieszkali po jednej stronie granicy, a pracowali po drugiej. Rzeka i granica nie stanowiły bowiem żadnej przeszkody. – Rygorystyczne zamknięcie granicy w czasie kryzysu koronawirusowego spowodowało duży problem – uważa premier Saksonii.
Początkowo pracownicy przygraniczni byli zwolnieni z obowiązku 14-dniowej kwarantanny. Jednak 27 marca także i oni zostali objęci tym obowiązkiem. Rząd zapowiada, że w tym tygodniu specjalny Rządowy Zespół Zarządzania Kryzysowego zajmie się kwestią małego ruchu granicznego.