Powiedzmy sobie wprost – jeśli Toyota produkuje już piątą generację RAV4, to coś musi być na rzeczy. Moda na "rawczwórkę" nie przemija i jest to najpopularniejszy SUV nie tylko na świecie, ale i także w Polsce. Wydawałoby się – ideał. I rzeczywiście: to bardzo dobre auto. Ale wcale nie idealne.
Liczby nie kłamią. Na świecie RAV4 sprzedaje się w setkach tysięcy egzemplarzy. Ten model jest także hitem w Polsce. Tylko w styczniu i lutym tego roku w Polsce zarejestrowano 1767 egzemplarzy RAV4.
Wcale nie najtańszy i dość spory SUV od Toyoty pozostawił w pokonanym polu choćby… znacznie tańszą i mniejszą Toyotę C-HR (drugie miejsce) czy wydawałoby się, że zawsze najpopularniejszą Dacię Duster (czwarte miejsce). Pierwsza Skoda – Kamiq – jest na piątym miejscu w rankingu.
Co więc przyciąga klientów? Zapewne duża sieć dealerska (a co za tym idzie, łatwość zakupu i serwisu), dobra opinia i słynna niezawodność. To jednak rzeczy, które w trakcie tygodniowego testu są nie do zweryfikowania. Co więc może się podobać (i nie podobać) w samym aucie?
Wygląd i wykonanie
RAV4 piątej generacji jest znacznie bardziej kanciasta od poprzednika. Nawet nadkola są niespecjalnie okrągłe. Całość wygląda jednak bardzo przyjemnie, co przecież u Toyoty w ciągu ostatnich lat nie było specjalnie oczywiste. To jednak drugie auto – po Camry – tej marki w ostatnim czasie, które testuję, i które naprawdę mi się podoba. Wygląd to jednak rzecz gustu i nie chcę się na nim specjalnie skupiać.
Ważniejsza sprawa to wnętrze. Po pierwsze: RAV4 zaskakuje ilością miejsca, zwłaszcza na kanapie. Samochód względem czwartej generacji wcale się nie rozrósł, ale dzięki budowie na nowej platformie (TNGA) udało się wypracować więcej miejsca.
Wreszcie podoba mi się… środek. Oczywiście nie dotyczy to możliwości multimedialnych tego auta. To ten sam system, który znajdziecie w Toyocie Camry. Jest więc nieintuicyjny, ślamazarny i po prostu brzydki. Możecie też zapomnieć o Apple CarPlay czy Android Auto. Po prostu nie ma. Jak pięć lat temu.
Generalnie w pewnym sensie aż nie chce się o tym pisać – multimedia Toyoty krytykowałem po raz pierwszy w 2017 roku przy okazji Toyoty Prius i od tamtego czasu nic się w tej materii nie zmieniło. Jeśli więc możliwości multimedialne są dla kogoś bardzo ważne – trzeba się rozejrzeć za innym autem. Choć z drugiej strony wyniki sprzedaży pokazują, że nie jest to raczej czynnik decydujący…
Na plus jest za to deska rozdzielcza. Oczywiście jak to w Toyocie wszystko można obsługiwać w rękawicach kuchennych (guziki i pokrętła sprawiają dość toporne wrażenie), tak sam jej projekt jest przyjemny dla oka. W RAV4 przebywa się przyjemnie. Może gdyby tylko nie było tyle plastików w kolorze fortepianowej czerni…
Pochwalić trzeba też spasowanie kokpitu i zastosowane materiały. Jest właściwie wszędzie mięciutko, a twarde plastiki są sprytnie pochowane. Na plus duże miejsce do indukcyjnego ładowania telefonów. Często ciężko tam cokolwiek wcisnąć, a tutaj nie ma żadnego kłopotu. Ładowarka działa zresztą bardzo dobrze, nie wyłącza się, kiedy telefon przesuwa się np. przy hamowaniu.
Oszczędnie, ale spodziewałem się więcej
Toyotę RAV4 możemy zakupić albo z silnikiem benzynowym, albo w wersji hybrydowej. Przy czym w przypadku benzyny możemy wybrać wersję z napędem na przednia oś lub AWD oraz z sześciobiegowym manualem lub bezstopniową skrzynią CVT. W każdym przypadku to 173 konie mechaniczne.
Hybryda może być natomiast albo z napędem na przód albo z napędem na cztery koła. Skrzynia e-CVT jest obowiązkowa, natomiast bazą tego zestawu jest duży silnik o pojemności 2,5 litra. Ma 218 KM w przypadku napędu na przód i 222 KM w przypadku AWD.
2,5 litra i 218 koni. To dokładnie ten sam zestaw, który jest oferowany w przypadku Toyoty Camry. A dlaczego wersja 4x4 jest odrobinę mocniejsza? Napęd na obie osie jest tutaj zaimplementowany dzięki dodatkowemu silnikowi elektrycznemu, który napędza tylną oś. Mamy więc silnik spalinowy i dwa silniki elektryczne. I dokładnie taka wersja przypadła mi do testu.
Co się rzuca w oczy? Po pierwsze – to całkiem szybkie auto. Nie uświadczycie tutaj co prawda nagłego przyrostu mocy jak w silnikach z turbo, ale RAV4 przyspiesza zdecydowanie, także w trasie. Zresztą – do 100 km/h ten samochód rusza w 8,1 sekundy, co jest przyzwoitym wynikiem jak na auto tych rozmiarów.
Niestety, RAV4 nie jest tak wyciszona jak wspomniane Camry (a potrafi kosztować podobnie, o czym zaraz). Skrzynia e-CVT wyje. Na tyle skutecznie, że choć jest lepiej niż przed laty, tak i tak nie będziecie chcieli wciskać gazu do podłogi. RAV4 jest zresztą w ogóle średnio wyciszona. Owszem, to duży SUV, ale w środku na autostradzie robi się nieprzyjemnie. Przeszkadzają i silnik, i opór wiatru, i odgłosy toczenia kół. Spodziewałem się w tej materii trochę więcej.
Kolejna kwestia to prowadzenie. Po odbiorze auta najbardziej zaskoczył mnie opór na kierownicy. RAV4 nie jest samochodem, który można prowadzić jednym palcem. Dla mnie to zaleta, ale ciekawy jestem, co na to panie. RAV4 ponadto zaskakująco dobrze radzi sobie w zakrętach. Ten sztywny układ kierowniczy jak na SUV-a zapewnia dużo precyzji, a i sam samochód – przynajmniej w wersji AWD – chętnie skręca.
Odbija się to jednak na komforcie. RAV4 mocno wpada we wszelkie nierówności. Spodziewalibyście się mięciutkiego zawieszenia, a w praktyce będziecie omijali zapadnięte studzienki.
I wreszcie spalanie. Bo po to się kupuje hybrydę, nie? Więc po pierwsze: nie jest tak dobrze jak w przypadku Camry, ale i nie mogło być – to duże, wysokie, niespecjalnie aerodynamiczne auto. Po drugie: wciąż jest nieźle... choć i tak miałem nadzieję na lepsze wyniki. Ale to takie marudzenie.
Hybrydowy napęd RAV4 oczywiście najbardziej plusuje w mieście, gdzie naprawdę można zakręcić się w okolicy sześciu litrów bezołowiowej na sto kilometrów. To wynik nie tak dobry jak w przypadku Camry (to jednak te same silniki, więc to odniesienia same się nasuwają), ale i tak doskonały. Autostrada? Tutaj RAV4 też wypada gorzej od Camry, ale z drugiej strony 8-9 litrów w aucie tych wymiarów to żaden dramat. Wręcz dobra informacja. Tutaj bardziej jednak pomaga nie sam hybrydowy napęd, a duży, niewysilony silnik benzynowy.
Być może spalanie byłoby niższe w wersji tylko z napędem na przód, tej o 4 KM słabszej. Z drugiej strony silnik spalinowy nie napędza tylnej osi.
Skąd ten sukces?
Ten sam silnik z racji na swoją pojemność i wyższą cenę sprawia, że RAV4 w hybrydowej wersji ma cenę dość zabójczą. Wersja z dwulitrową benzyną zaczyna się od 110 900 zł (a na wyprzedaży poprzedniego rocznika nawet 103 900 zł), podczas gdy hybryda to 134 900 zł.
Ale koszty szybko rosną. W wersji z AWD to już 144 900 zł, a przecież mówimy o najuboższej wersji Active (choć już nieźle wyposażonej ze światłami głównymi LED, system multimedialnym czy szeregiem systemów bezpieczeństwa).
Najdroższa wersja Executive to już 184 900 zł. Dużo, a przecież jeszcze można dorzucić system nagłośnienia JBL czy elektrycznie sterowany panoramiczny dach. I nagle mamy RAV4 za mniej więcej dwieście tysięcy złotych.
Czy warto wydać taką kwotę na RAV4? Według mnie nie, choćby z uwagi na ubogie możliwości multimedialne. Ale już tańsze wersje stanowią ciekawą propozycję. Zresztą tak sądzą klienci, którzy RAV4 kupują – jak wiemy – wyjątkowo chętnie.
Klucz do sukcesu jest więc taki: niezłe osiągi, przestronne wnętrze, oszczędny silnik. Toyota RAV4 jest solidna do bólu i to jej największa siła.
Toyota RAV4 2.5 Hybrid 222 KM AWD-i e‑CVT na plus i minus:
+ Oszczędna jak przystało na hybrydę + Niezłe osiągi + Dobre prowadzenie - Dramatyczne multimedia - Zawieszenie mogłoby być bardziej komfortowe - Wysoka cena lepiej wyposażonych wersji