Sylwester Marciniak znów zabrał głos w sprawie wyborów prezydenckich. Ostrzega, że przeprowadzenie ich w terminie jest praktycznie niemożliwe. Przynajmniej jeśli chcielibyśmy, by odbyły się zgodnie z prawem.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
– Z przyczyn organizacyjnych nie jest to możliwe. Do 10 maja mamy niespełna tydzień, a stan prawny nie jest ustalony. Pewne kompetencje PKW zostały zawieszone, a na razie ustawa o głosowaniu korespondencyjnym jest ciągle w Senacie. Tak więc jest zbyt mało dni, by przeprowadzić wybory. Musiałby nastąpić cud, by do nich doprowadzić – przyznał szef PKW w rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną".
Marcinak zauważa, że nigdy jeszcze nie mieliśmy przesuniętych wyborów. Najprostszym rozwiązaniem byłoby ogłoszenie stanu nadzwyczajnego i przeprowadzenie ich w późniejszym terminie.
– Dziś stoimy przed dylematem, czy wybory przeprowadzić, czy też je odroczyć. Są różne rozwiązania konstytucyjne, w przypadku Polski najprostszym byłoby wprowadzenie stanu klęski żywiołowej lub wyjątkowego, wówczas wybory mogłyby się odbyć najwcześniej 90 dni po zakończeniu takiego stanu – zapewnił Sylwester Marciniak.