Okazało się, że jednak jesteśmy zamożnym państwem. Choć w szpitalach tak bardzo brakowało sprzętu i środków ochronnych, a maseczki dla lekarzy ludzie szyli po domach, to nagle mają znaleźć się wakacyjne fundusze dla 7 mln Polaków. Nowy program "plus", jak wszystkie poprzednie, od razu wzbudził falę emocji i kontrowersji. I jak poprzednie, już widać, że podzielił społeczeństwo.
Bony turystyczne 1000+ mają wspomóc polską turystykę i branża hotelarsko-turystyczna na pewno bardzo się z tego cieszy. Tak samo jak miliony Polaków, którym wakacyjny bon wart 1000 zł będzie przysługiwał. Będą mogli przeznaczyć go na noclegi, wycieczki z przewodnikiem, wizyty w muzeach i innych obiektach turystycznych.
Ale przecież nie tylko ta branża ucierpiała w czasie pandemii. "Rząd dopłaci do wakacji. A ja się zastanawiam, dlaczego po raz kolejny tylko wybrańcy?" – reagują Polacy w internecie. "To jakiś żart? Szykuje nam się największy kryzys gospodarczy od lat, a partia rządząca chce wprowadzić 1000+ jako bon turystyczny na wakacje?", "Naprawdę nie mamy teraz pilniejszych wydatków?" – pytają.
Część reaguje śmiechem, że wracamy do czasów pod gruszą w PRL i Funduszu Wczasów Pracowniczych.
Ale chyba wszyscy chcieliby wiedzieć, skąd w budżecie nagle znalazły się na to pieniądze.
Wszyscy widzieli, z jakimi problemami borykały się podczas pandemii szpitale. A jakie były problemy z testami? Nawet teraz prezydent RP rapuje, by wesprzeć służbę zdrowia w swoim kraju.
– Dla mnie jako prostego człowieka zagadką jest, gdzie mnożą się te pieniądze, bo rozdawanie ich idzie coraz lepiej. I każdy obywatel chciałby to wiedzieć – komentuje w rozmowie z naTemat prof. Zbigniew Nęcki, psycholog społeczny z UJ.
– Oczywiście może to wywołać bardzo duże poczucie krzywdy u tych, którzy takiego bonu nie otrzymają. I może generować negatywne odczucia wobec tych, którzy zostali wyróżnieni. A także wobec prawodawcy, który jednych wyróżnia. Konsekwencje społeczne w postaci poczucia dyskryminacji i nierównego traktowania mogą być bardzo silne – dodaje.
1000 plus a miejsca pracy
Szczegóły dotyczące nowego bonu PiS w poniedziałek przedstawiła minister rozwoju Jadwiga Emilewicz. Kilka dni po tym, jak realnej pomocy od rządu domagali się w Warszawie przedsiębiorcy z całej Polski, a policja zatrzymała ich strajk, gdy chcieli spotkać się z premierem.
Cała Polska widziała dantejskie sceny. Jedni z powodu pandemii utracili pracę, inni tracą firmy. – Jest źle. Zajmuję się branżą budowlaną. I odczuwam zamrożenie gospodarki na własnej skórze. Wygrałem cztery przetargi, ale budowy zostały odłożone w czasie. Nie mam pracy, nie mam z czego zapłacić czterem pracownikom, których zatrudniam – mówił Darii Różańskiej Marcin Makowski, właściciel firmy budowlanej, który uczestniczył w tym wydarzeniu.
Dlatego również w tym kontekście nowe 1000 plus część Polaków odebrała z oburzeniem i niedowierzaniem. "Prace dajcie tym co już ja stracili. Przyglądaliście takie portale jak pracuj.pl? Jest tragedia", "A może by tak najpierw pomóc utrzymać miejsca pracy? W tym kraju jak zawsze wszystko na odwrót" – reagują w mediach społecznościowych.
"Po co ratować miejsca pracy, lepiej zorganizować kolejne rozdawnictwo i kupowanie głosów".
"A kiedy przedsiębiorcy dostaną cokolwiek z "Mitycznej tarczy"?".
Wróciło rozdawnictwo jak z 500+
Bardzo szybko odżyły emocje z czasów 500+. Rozdawnictwo i poczucie niesprawiedliwości. Jeden z użytkowników Twittera zapytał ze złością: "Jak Wam się podoba nowy plan rządu, aby dopłacać do czyiś wakacji?".
"Totalnie durny, z moich podatków?!", "Wolałabym płacić mniej podatków i finansować sobie z zaoszczędzonych pieniędzy własne wakacje" – odpowiadają inni.
Poza tym bon ma ratować tylko jedną gałąź gospodarki. – Oczywiście to bardzo dobra forma wsparcia dla tej branży, ale już widzę pochody przedsiębiorców z innych branż pod Sejmem. Na przykład sam dopiero się dowiedziałem, że szkoły prywatne zostały wyłączone z tarczy, bo nie są uznane za przedsiębiorstwa. A to oznacza dla nich zero wsparcia. Może powinien być bon studencki, żeby studenci mogli zapłacić za swoje studia? Byłoby cudownie, gdyby każdy dostał po 1000 zł bonu edukacyjnego – zauważa prof. Nęcki.
A tu, jeden z internautów, ma propozycję wsparcia dla restauracji:
Co ważne, bon dotyczy osób zatrudnionych na umowę o pracę. Jak zapowiedziała minister Emilewicz, będzie przysługiwał osobom zatrudnionym na umowach o pracę, które zarabiają "mniej niż przeciętne wynagrodzenie, czyli 5200 w tym roku.
I tu rodzą się kolejne pytania. A co z zatrudnionymi na innych zasadach, których wynagrodzenie mieści się w tym kryterium? Z pracą na śmieciówkach? Przecież PiS obiecywał likwidację śmieciówek, a przy 1000 plus je pomija?
Co z emerytami? Oni nie jeżdżą na wakacje? O wakacyjnym wsparciu dla nich rząd nie pomyślał?
"Rząd rozdaje moje pieniądze"
Bon wakacyjny ma kosztować ok. 7 mld zł. – Będziemy chcieli, żeby pracodawcy mogli taki bon zafundować swoim pracownikom. Nie będziemy sięgać do kieszeni pracodawców (...) dlatego w tym roku ten bon będzie w 90 proc. sfinansowany z budżetu państwa, 10 proc. to wkład własny pracodawcy – zapowiedziała Jadwiga Emilewicz.
Tu można zapytać, czy te 10 proc. to jednak nie sięganie do kieszeni pracodawców? W każdym razie wielu Polaków i tak nowy "plus" jednoznacznie odbiera.
"Jak prosto rozdawać pieniądze obywateli". "Rząd znów rozdaje moje pieniądze". "Prywaciarzom nie damy, bo oni i tak na urlop nie chodzą, więc po co? Do roboty niech się wezmą i firmy na nogi postawią w czasie, gdy ich pracownicy dostaną ekstra bonus na wakacje" – w internecie zagotowało się od podobnych wpisów.