
Rafał Trzaskowski wystartował z bardzo dobrą kampanią prezydencką: jest charyzmatyczny, otwarty, stanowczy, energiczny i bije Andrzeja Dudę i pozostałych kandydatów opozycji na głowę. Dlatego rozumiem radość pobrzmiewającą w wypowiedziach jego zwolenników, tak medialnych, jak i obywateli zbierających dla niego podpisy. Może zresztą radość nie jest dobrym słowem. To raczej nadzieja - ludzi udręczonych autorytarną pętlą zaciskającą się od kilku lat na ich szyi, zmęczonych ordynarnymi kłamstwami, łamaniem prawa, deptaniem Konstytucji, kpieniem z nich w żywe oczy i co gorsza okradaniem (ten mechanizm genialnie opisuje nowa "Polityka”. Rozumiem te uczucia, ale przestrzegam przed nimi.
REKLAMA
Nie czas na to. Rafał Trzaskowski, który sądząc po naprawdę dobrym początku jego kampanii powinien być już jedynym kandydatem opozycji (głosowanie na innych w pierwszej turze to niezbyt dobry pomysł wobec wewnętrznych sondaży PiS pokazujących, że drugiej może nie być) zaczyna nierówną walkę. A PiS postara się o to, by spotkał na swojej drodze wiele paskudnych przeszkód, bynajmniej nie z gatunku tych powyżej pasa. Dużo poważniejszych niż propaganda TV, której bynajmniej nie można lekceważyć, ponieważ realnie kształtuje sposób myślenia milionów wyborców..
Moje obawy są dużo poważniejsze. Po pierwsze i piszę to z pełną odpowiedzialnością za słowa, świadoma wielkiej wagi tego zarzutu – uważam, że na tym etapie, na którym teraz znajduje się Polska demokracja, nie można wykluczyć próby sfałszowania przez PiS wyborów.
Czytaj także: Zaśmiecacz, księżobójca i pięćsetplusożerca. Obejrzałam "Wiadomości" – tak zohydzają Trzaskowskiego
Wobec zmian w kodeksie wyborczym i zmniejszeniu uprawnień i roli Państwowej Komisji Wyborczej, wobec częściowego uzależnienia autonomicznego dotąd procesu wyborczego od polityków i możliwości, że w sporej części Polski, zwłaszcza w rejonach o dużej zachorowalności na Covid, wybory odbędą się głównie korespondencyjnie – a w tej metodzie wymontowano wszystkie bezpieczniki uniemożliwiające dotąd fałszerstwo, a przynajmniej bardzo je utrudniające (nie będzie trzeba kwitować odbioru pakietów wyborczych i nikt nie sprawdzi, ile pakietów wydano, a ile wróciło) – uważam, że taka teza jest w pełni uprawniona.
Czytaj także: Zaśmiecacz, księżobójca i pięćsetplusożerca. Obejrzałam "Wiadomości" – tak zohydzają Trzaskowskiego
Wobec zmian w kodeksie wyborczym i zmniejszeniu uprawnień i roli Państwowej Komisji Wyborczej, wobec częściowego uzależnienia autonomicznego dotąd procesu wyborczego od polityków i możliwości, że w sporej części Polski, zwłaszcza w rejonach o dużej zachorowalności na Covid, wybory odbędą się głównie korespondencyjnie – a w tej metodzie wymontowano wszystkie bezpieczniki uniemożliwiające dotąd fałszerstwo, a przynajmniej bardzo je utrudniające (nie będzie trzeba kwitować odbioru pakietów wyborczych i nikt nie sprawdzi, ile pakietów wydano, a ile wróciło) – uważam, że taka teza jest w pełni uprawniona.
Sama postanowiłam jednak wziąć udział w wyborach, pomimo ich niekonstytucyjności, tylko dlatego, że będzie także możliwość głosowania w lokalach wyborczych, a tu, choć pole do nadużyć nadal istnieje, jest znacząco mniejsze.
Ów fakt niekonstytucyjności to jednak mój kolejny argument na to, żeby przedwcześnie się nie cieszyć z dobrych notowań Trzaskowskiego. Powiedział to wyraźnie profesor Marcin Matczak: „Przeprowadzając wybory nielegalnie sami prosimy się o chaos”.
Jest dość oczywiste i łatwe do wyobrażenia, że w sytuacji wygranej Rafała Trzaskowskiego PiS, korzystając z opanowanego przez swoich ludzi i całkowicie upolitycznionego Sądu Najwyższego, po prostu doprowadzi do stwierdzenia nieważności wyborów. I będzie miał rację! A opozycja, spętana tym, że wzięła udział w niekonstytucyjnej farsie, nie będzie mogła nic powiedzieć. A jeśli nawet powie, nie zostanie potraktowana poważnie.
Czytaj także: Po wyborach czeka nas wojna, jakiej w Polsce nie widzieliśmy. Bez znaczenia, czy wygra Duda
Wszystko to wygląda tak, jakby wybory były ustawioną grą, w której nikt poza PiS nie może wygrać. W każdej sytuacji wola Kaczyńskiego będzie na wierzchu.
Czy to oznacza, że wybory trzeba zbojkotować? Piszę to z ciężkim sercem, ale nie – ponieważ oprócz racji konstytucyjnych, jedynych, które się liczą w państwie prawa, są też racje polityczne. Racje skuteczności, które zyskują na znaczeniu w sytuacji walki o życie (a Polska walczy dziś o życie). Wtedy nie ma dylematów, czy to, co zrobię jest dobre czy złe, moralne czy niemoralne, liczy się tylko: czy jest skuteczne? Czy pomoże mi wygrać?
Takie są dziś zasady gry i choć walka jest ustawiona i wydaje się z góry przegrana, stoczyć ją, to jedyna możliwość. Inaczej Duda zwycięży bez jednego wystrzału, a wiadomo, ze oznacza to wyjście Polski z UE i rządy bezprawia, bez praw obywatelskich, z ograniczeniem praw opozycji, z likwidacją wolnych mediów, ze złodziejstwem i łajdactwami polityków władzy na każdym kroku i represjonowaniem jej krytyków.Dlatego działać należy precyzyjnie i ostrożnie i patrzeć na ręce PiS, także za pomocą niezależnych obserwatorów, na każdym kroku.