Francuski dziennik "Liberation" na okładce zamieścił zdjęcie znanego biznesmena Bernarda Arnault z podpisem "Spadaj, głupku". Pismo odniosło się tym samym do doniesień o tym, że Arnault nie chce płacić we Francji podatków. Biznesmen się wkurzył i podległe mu spółki wycofały reklamy z "Liberation". W efekcie gazeta straci setki tysięcy euro. Kryzys zabije niezależność prasy?
Za swoją niezależność i poglądy "Liberation" zapłaci dużą cenę. Dosłownie i w przenośni. To lewicowe pismo obraziło bowiem najbogatszego Francuza. Wszystko zaś przez to, że Arnault chciał zostać Belgiem. Według francuskiej prasy i polityków – po to, by nie płacić podatku dla najbogatszych, który chce wprowadzić prezydent, Francois Hollande. "Liberation" ostro skomentował te doniesienia – zamieścił na okładce zdjęcie biznesmena podpisem "Spadaj, bogaty głupku!".
Król luksusu zabije gazetę?
Bernard Arnault to szef wielkiej grupy LVMH, producenta najbardziej luksusowych dóbr na świecie: biżuterii, zegarków, perfum, ubrań, alkoholi. To do niego należą takie marki jak Dior, Louis Vuitton, Marc Jacobs, Kenzo czy Hennessy. Majątek najbogatszego Francuza szacuje się na 21 miliardów euro.
Arnault na okładkę, oczywiście, zareagował. Nie tylko ma zamiar pozwać do sądu pismo, ale też wszystkie spółki zależne od LVMH wycofały z "Liberation" swoje reklamy. W efekcie, w jeden dzień, gazeta straciła 150 tysięcy euro. A jak donosi "Le Monde", powołując się na pracowników redakcji, straty na reklamach będą jeszcze większe i łącznie wyniosą około 700 tysięcy euro.
Czyżby Arnault pokazał prasie, gdzie jej miejsce i kogo można krytykować, a kogo nie?
Nic nowego
Niestety, cenę za niezależność można zapłacić wysoką. NaTemat przekonało się o tym przy okazji sprawy Marcina P. O jego niepewnych biznesach pisaliśmy na długo przed tym wybuchem afera OLT Express. Wtedy, gdy jeszcze firma ta zamieszczała swoje reklamy w mediach. Po publikacji tekstu "Był oszustem i bankrutem, jest milionerem. Tajemnicze interesy właściciela OLT Express" linie lotnicze nie chciały już zamieszczać reklam w naszym serwisie.
– Tak nie jest od dziś, tylko od zawsze. Reklamodawcy zawsze mieli wpływ na media – przypomina w rozmowie z nami Witold Gadomski, ekonomiczny publicysta "Gazety Wyborczej". Podobnie mówią: Paweł Jabłoński z "Rzeczpospolitej" i analityk Paweł Cymcyk.
– Kryzys mediów pod względem reklamowym trwa już od 2007 roku. I taka poprawność faktycznie jest pożądana, ale to nic nowego, tak jest od początku istnienia mediów, bo biznes to biznes – podkreśla Cymcyk. Witold Gadomski dodaje zaś: – To też zależy od gazety. Przed "Gazetą Wyborczą" pracowałem raczej w małych tytułach ekonomicznych i tam wydawcy byli bardzo czuli na tym punkcie, trzeba było ostrożnie pisać.
Trudna relacja biznesu z mediami
Według Pawła Cymcyka, przy okazji takich spraw jak z Arnaultem trzeba pamiętać, że biznes to ludzie. – Każde medium, które ma takiego dużego kontrahenta, dba o relacje z nim. Po obu stronach biznesu są przecież ludzie i jeśli któraś ze stron nie traktuje
drugiej z szacunkiem, to naturalne jest, że jedna z nich może się wycofać – wyjaśnia Cymcyk. Analityk podkreśla, że szczególnie na rynku medialnym konkurencja jest duża i reklamodawcy mogą po prostu wybrać, kogo chcą – a nie robić interesy z kimś, kto ich obraża.
Cymcyk podkreśla też, że przedstawiciele biznesu nie chcą wpływać na media czy kupować u nich lojalności. – Działy reklamy i dziennikarskie w Polsce są zazwyczaj naprawdę dobrze oddzielone. Nie ma z tym problemu, jeśli już, to można zauważyć raczej taką polityczną lojalność, a nie biznesową – przekonuje analityk.
Słowa te potwierdza Paweł Jabłoński, dziennikarz "Rzeczpospolitej". – Rynek reklamowo-medialny jako całość jest normalnym, zdrowym rynkiem. Oczywiście, zdarza się, że jakiś reklamodawca się wycofa z powodu treści, ale to nie wpływa na politykę informacyjną redakcji – mówi nam Jabłoński.
Problem? Czytelnicy, nie reklamodawcy
– Oczywiście, kolorowe pisma, które nie poruszają poważnych tematów nie będą się nikomu narażać. Ale gazety w Polsce piszą o firmach i źle i dobrze i reklamodawcy to zazwyczaj akceptują, a prasa cały czas jest samodzielna i niezależna – podkreśla Paweł Jabłoński.
Nasi rozmówcy zgodnie twierdzą, że problem nie leży w niezadowolonych reklamodawcach, tylko… w czytelnikach. – Teraz problemem jest, że ogólnie rynek prasy słabnie, a im słabsze gazety, tym większa siła oddziaływania korporacji – ocenia Witold Gadomski. – W tej chwili jest fatalnie. Polska ma jeden z najwyższych wskaźników scholaryzacji, a wyjątkowo niskie czytelnictwo.
Papier elitarny?
Według Pawła Cymcyka, kryzys czytelnictwa sprawi, że prasa przejdzie przez dwie fazy. – W pierwszej faktycznie zwiększy się zależność gazet od reklamodawców, aż dojdzie to do punktu przegięcia. I po nim papier urośnie do rangi czegoś elitarnego: "stać mnie na kupowanie papieru". Dzięki temu gazety będą mogły kosztować nie złotówkę, a 3 złote i tym samym utrzymać się ze sprzedaży – przewiduje analityk.
Z jego prognozą nie zgadza się jednak Witold Gadomski. – To mało prawdopodobne, bo
czytelnictwo w Polsce i tak jest niskie i ludzie będą woleli błahe i tanie treści – dowodzi publicysta "GW". Bardziej optymistycznie w przyszłość patrzy Paweł Jabłoński. – Faktycznie jest kryzys czytelnictwa, ale jest to zjawisko chwilowe. Dramatyczne, ale ma krótkie nogi – przekonuje dziennikarz "Rz".
– Ludzie czytają i będą czytać, zmieniać się będą tylko nośniki tych treści, a przecież podstawą dla reklamodawców są wyniki czytelnictwa – przypomina Jabłoński. – Firmy medialne są dziś wrażliwe na spadek przychodów, walczą o każdą złotówkę, ale jeśli posłuchają reklamodawców chcących wpływać na treści, to przegrają podwójnie. Trzeba poczekać, aż rynek medialny się uspokoi, bo ta sytuacja teraz jest przejściowa – przekonuje Jabłoński.
Prasa elektroniczna
Nie da się więc ukryć, że tytuły papierowe albo upadną, albo po prostu – co jest najbardziej prawdopodobne i już się dzieje – zmienią formę na elektroniczną. Według Pawła Cymcyka, internet może dać gazetom zupełnie nowe możliwości. – Im dalej będą one szły w kierunku elektronicznym, tym więcej będą miały niezależności, bo tam rozwiązania reklamowe są bardziej elastyczne – stwierdza Cymcyk. – Jak reklamodawca chce się wycofać, to na miejsce jego reklamy można od razu wsadzić inną. W prasie jest z tym problem, bo wydrukowano już numer, są długotrwałe kontrakty, zmiana reklamy wymaga większej ingerencji w pismo.
Również Witold Gadomski przyznaje, że prasie "potrzebne są nowe modele biznesowe i sprzedaży". Także po to, by o ich losie nie decydowali reklamowi kontrahenci. – Bardzo trudno jest przewidzieć, co się wydarzy. Innowacja ma to do siebie, że jest nieliniowa, powstaje nagle. 20 lat temu nikt nie przewidywał, że internet będzie najważniejszym zjawiskiem XXI wieku– przypomina publicysta. I na koniec dodaje: – Nie wykluczam, że powstanie nowe medium, które pozwoli sensownie sprzedawać swoje produkty.
Kryzys mediów pod względem reklamowym trwa już od 2007 roku. I taka poprawność faktycznie jest pożądana, ale to nic nowego, tak jest od początku istnienia mediów, bo biznes to biznes.
Paweł Jabłoński
Publicysta ekonomiczny "Rzeczpospolitej"
Rynek reklamowo-medialny jako całość jest normalnym, zdrowym rynkiem. Oczywiście, zdarza się, że jakiś reklamodawca się wycofa z powodu treści, ale to nie wpływa na politykę informacyjną redakcji.
Paweł Jabłoński
Publicysta ekonomiczny "Rzeczpospolitej"
irmy medialne są dziś wrażliwe na spadek przychodów, walczą o każdą złotówkę, ale jeśli posłuchają reklamodawców chcących wpływać na treści, to przegrają podwójnie. Trzeba poczekać, aż rynek medialny się uspokoi, bo ta sytuacja teraz jest przejściowa.