
Bernard Arnault to szef wielkiej grupy LVMH, producenta najbardziej luksusowych dóbr na świecie: biżuterii, zegarków, perfum, ubrań, alkoholi. To do niego należą takie marki jak Dior, Louis Vuitton, Marc Jacobs, Kenzo czy Hennessy. Majątek najbogatszego Francuza szacuje się na 21 miliardów euro.
Kryzys mediów pod względem reklamowym trwa już od 2007 roku. I taka poprawność faktycznie jest pożądana, ale to nic nowego, tak jest od początku istnienia mediów, bo biznes to biznes.
Niestety, cenę za niezależność można zapłacić wysoką. NaTemat przekonało się o tym przy okazji sprawy Marcina P. O jego niepewnych biznesach pisaliśmy na długo przed tym wybuchem afera OLT Express. Wtedy, gdy jeszcze firma ta zamieszczała swoje reklamy w mediach. Po publikacji tekstu "Był oszustem i bankrutem, jest milionerem. Tajemnicze interesy właściciela OLT Express" linie lotnicze nie chciały już zamieszczać reklam w naszym serwisie.
Według Pawła Cymcyka, przy okazji takich spraw jak z Arnaultem trzeba pamiętać, że biznes to ludzie. – Każde medium, które ma takiego dużego kontrahenta, dba o relacje z nim. Po obu stronach biznesu są przecież ludzie i jeśli któraś ze stron nie traktuje
Rynek reklamowo-medialny jako całość jest normalnym, zdrowym rynkiem. Oczywiście, zdarza się, że jakiś reklamodawca się wycofa z powodu treści, ale to nie wpływa na politykę informacyjną redakcji.
– Oczywiście, kolorowe pisma, które nie poruszają poważnych tematów nie będą się nikomu narażać. Ale gazety w Polsce piszą o firmach i źle i dobrze i reklamodawcy to zazwyczaj akceptują, a prasa cały czas jest samodzielna i niezależna – podkreśla Paweł Jabłoński.
Według Pawła Cymcyka, kryzys czytelnictwa sprawi, że prasa przejdzie przez dwie fazy. – W pierwszej faktycznie zwiększy się zależność gazet od reklamodawców, aż dojdzie to do punktu przegięcia. I po nim papier urośnie do rangi czegoś elitarnego: "stać mnie na kupowanie papieru". Dzięki temu gazety będą mogły kosztować nie złotówkę, a 3 złote i tym samym utrzymać się ze sprzedaży – przewiduje analityk.
irmy medialne są dziś wrażliwe na spadek przychodów, walczą o każdą złotówkę, ale jeśli posłuchają reklamodawców chcących wpływać na treści, to przegrają podwójnie. Trzeba poczekać, aż rynek medialny się uspokoi, bo ta sytuacja teraz jest przejściowa.
Nie da się więc ukryć, że tytuły papierowe albo upadną, albo po prostu – co jest najbardziej prawdopodobne i już się dzieje – zmienią formę na elektroniczną. Według Pawła Cymcyka, internet może dać gazetom zupełnie nowe możliwości. – Im dalej będą one szły w kierunku elektronicznym, tym więcej będą miały niezależności, bo tam rozwiązania reklamowe są bardziej elastyczne – stwierdza Cymcyk. – Jak reklamodawca chce się wycofać, to na miejsce jego reklamy można od razu wsadzić inną. W prasie jest z tym problem, bo wydrukowano już numer, są długotrwałe kontrakty, zmiana reklamy wymaga większej ingerencji w pismo.