– Intrygowało nas to, co się działo wokół Porozumienia Centrum, pierwszej partii Jarosława Kaczyńskiego, gdy w 1993 roku wypadła z Sejmu. To środowisko kompletnie zniknęło wtedy z dziennikarskiego radaru. Jakby wpadło w informacyjną czarną dziurę. Krótko mówiąc: napisałyśmy o tym, bo same chciałyśmy się dowiedzieć więcej – mówi Iwona Szpala, która razem z Agatą Kondzińską wydała książkę "Prezes i Spółki". 16 czerwca tytuł trafił do księgarń.
Anna Dryjańska: Czego Jarosław Kaczyński nauczył się po upadku swojej pierwszej partii, Porozumienia Centrum?
Agata Kondzińska: Zrozumiał, że rozdrobnienie prawicy to jej koniec. W latach 90–tych mnóstwo było partii i partyjek. W mediach nazywano je wówczas ugrupowaniami kanapowymi – to był taki żart z tego, że wszyscy członkowie zmieszczą się na jednej kanapie. Kaczyński zaczął od koncepcji federacji, ale potem wiedział, że potrzebuje silnej partii, sprawnej machiny, w której on zajmuje fotel lidera.
Iwona Szpala: Przekonał się, że jeśli sądy i prokuratura są niezależne, to częściej mogą zaglądać za kulisy jego środowiska. Tak się przecież stało w pierwszej dekadzie transformacji, gdy ludzie związani z PC byli prześwietlani przez różne instytucje. Ale zawsze wtedy mówili, że to zemsta układu na tropicielach. Nieprzypadkowo teraz Kaczyński podporządkował sobie wymiar sprawiedliwości. W sprawie niezapłaconej faktury dotyczącej budowy dwóch wież nawet nie został przesłuchany przez prokuraturę.
AK: Przy okazji z osoby, która była przekonana, że jest ofiarą prześladowań, sam stał się prześladowcą. Jest to widoczne szczególnie teraz, gdy kampania Andrzeja Dudy nie idzie nie po myśli prezesa, a partia robi nagonkę na osoby LGBT.
Jak to się stało, że napisałyście biografię biznesową Jarosława Kaczyńskiego?
AK: Jakiś czas napisałyśmy trzy teksty w serii "PiS, pieniądze i spółki”", które opisywały środowisko biznesowe obozu władzy. Kolega z redakcji powiedział wtedy, że fajnie by było, gdybyśmy zrobiły o tym książkę. A my naiwnie myślałyśmy, że to będzie prosta sprawa…
Wydawało mi się, że pogodzimy obowiązki w redakcji z pisaniem książki. Iwona nawet tego nie skomentowała, wiedziała już, że tak się nie da. Z Małgorzatą Zubik ćwiczyła to przy pisaniu "Świętego prawa" o warszawskiej reprywatyzacji.
IS: Agata nie zrobiła na mnie wrażenia, bo długo pracujemy razem i znam ten styl jej oświadczeń. Powiedziała, że nie wie jak ja, ale ona będzie nad książką pracować w weekendy i poradziła, żebym zastanowiła się nad swoją metodą pracy. Przeczekałam, aż swoje tezy sprawdzi w praktyce. Tak się zaczęła dwuletnia przygoda, przeplatana jednak już rzadziej zwykłą pracą w redakcji.
To było trudne, ale bardzo ciekawe. Intrygowało nas to, co się działo wokół Porozumienia Centrum, pierwszej partii Jarosława Kaczyńskiego, gdy w 1993 roku wypadła z Sejmu. To środowisko kompletnie zniknęło wtedy z dziennikarskiego radaru. Jakby wpadło w informacyjną czarną dziurę. Krótko mówiąc: napisałyśmy tę książkę, bo same chciałyśmy się dowiedzieć więcej.
Od razu szykowałyście się na maraton?
IS: Skąd. Jak się siada do takiej książki, to bez pojęcia w jak głęboką wodę się wchodzi. Tylko w bibliotece przy ulicy Koszykowej w Warszawie spędziłyśmy 3 tygodnie. Wertowałyśmy prasę z lat 90-tych, tytuły których już nie ma, chciałyśmy zobaczyć jak wtedy dziennikarze opisywali biznesy Porozumienia Centrum. Znalazłyśmy mnóstwo fascynujących materiałów.
AK: Chodziłyśmy jeszcze do innych instytucji, szukałyśmy w archiwach, kopiowałyśmy teczki wszystkich spółek z gospodarczego rejestru sądowego, to setki stron, tysiące dokumentów, trudna lektura. Były akta sądowe, książki sprzed 20–30 lat ściągane z prywatnych kolekcji i antykwariatów. I wreszcie poszukiwanie świadków tamtych zdarzeń, mniej znanych, ale z wiedzą. To kolejne tygodnie pracy i łańcuszek pośredników: ten na tego, tamten – tamtego, a jeszcze inny może coś wie o tym pierwszym.
Niektórzy zgodzili się porozmawiać. Byli też tacy, co nie chcieli wspominać. No i oczywiście część osób, z którymi chciałybyśmy porozmawiać, już odeszła. Na przykład Tadeusz Kopczyński, kierowca i przyjaciel Jarosława Kaczyńskiego, albo pierwszy szef komisji Likwidacyjnej RSW Prasa–Książka–Ruch Jerzy Drygalski czy Anatol Lawina, szef inspektorów Najwyższej Izby Kontroli, który prześwietlał aferę FOZZ, czyli Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego,
IS: Afera polegała na defraudacji pieniędzy, które miały pójść na spłatę długu zagranicznego Polski. Inspektor Lawina i jego zespół w NIK badał tę sprawę, w sądzie wskazał beneficjentów działalności FOZZ, wymieniał różne instytucje i partie, m.in. Porozumienie Centrum. Bracia Kaczyńscy odpowiedzieli, że Lawina kłamie i nadaje się do leczenia.
Bardzo szczegółowo, ale i przystępnie, opisujecie jak na początku lat 90–tych partia Jarosława Kaczyńskiego przejęła majątek państwowej Robotniczej Spółdzielni Wydawniczej. Może w tamtych czasach to nie było nic nadzwyczajnego? Może wszystkie ugrupowania się tak uwłaszczały na społecznym kapitale?
IS: To nieprawda. Oczywiście nie tylko Porozumienie Centrum skorzystało na rozbiciu prasowego monopolu, ale żadna z partii nie wzbogaciła się tak bardzo. Po drodze jeszcze skorzystała z tzw. ustawy Adama Glapińskiego, wiceprezesa partii, by ogłosić się następczynią RSW i sięgnąć po nieruchomości w Warszawie. Glapińskiego długo nie było w polityce, ale wrócił w wielkim stylu, jest szefem Narodowego Banku Polskiego, jedną z ważniejszych figur w państwie.
Podobne stwierdzenia przed 30 laty dzisiejszy szef PiS odpierał jako atak polityczny, zemstę nomenklatury, inwigilację prawicy…
AK: Bo już wtedy uprawiał politykę odwróconych pojęć. Czyny zupełnie nie pasowały do pięknych słów. Nie przeszkadzało to Porozumieniu Centrum, a teraz Prawu i Sprawiedliwości w moralizowaniu i pouczaniu społeczeństwa. Również dlatego napisałyśmy tę książkę: by zderzyć rzeczywistość z mitem kryształowych ludzi.
FOZZ to tylko jedna z afer, którą opisujecie. Pokazujecie krok po kroku jak pączkowały kolejne spółki i transakcje ludzi Porozumienia Centrum. Wiele rzeczy toczyło się równolegle, przez lata przeplatały się osoby i wątki. Jak wy to ogarnęłyście?
IS: Wszystko sobie rozpisywałyśmy w wielkich blokach do rysowania. Osoby, nazwy, daty, wydarzenia. Prowadziłyśmy oddzielne notatki, sprawdzałyśmy wzajemnie, czy się nie pomyliłyśmy.
AK: To było bardzo skomplikowane zadanie. Srebrna to mało przejrzysta spółka. A im bardziej wchodziłyśmy w temat, tym większe było nasze zdziwienie, że Kaczyński, człowiek bez konta w banku, potrafi utkać i zarządzać tak skomplikowanym mechanizmem.
Coś was zaskoczyło podczas pracy nad książką lub okazało się szczególnie trudne?
IS: Długo zastanawiałyśmy nad kluczem, według którego uporządkować wydarzenia. Szybko stało się dla nas jasne, że zwykły porządek chronologiczny nie wystarczy, bo zbyt wiele zdarzeń nakładało się, działo równocześnie. Dlatego zbudowałyśmy opowieść według poszczególnych wątków.
AK: Dla mnie zaskakujące było to, że nic się nie zmieniło. Jarosław Kaczyński jest taki, jaki był w latach 90-tych. Ta sama brutalna polityka, ta sama hipokryzja, to samo moralizowanie. Świat wokół się zmieniał, a on pozostał taki sam, tylko bogatszy o nauczkę, jaką wyciągnął z losów Porozumienia Centrum.
Co się stanie, gdy Jarosława Kaczyńskiego zabraknie w PiS?
AK: Rozpęta się wielka walka o przywództwo na prawicy. Już teraz widać, że kilka osób nosi buławę w plecaku… Gowin, Ziobro, Brudziński, Duda, Morawiecki… Wszyscy rozsmakowali się w polityce i będą grać na siebie.