– Stres, obawa, presja – to wszystko może wpływać na nerwowe reakcje prezydenta. A ciało zawsze to pokaże, np. poprzez wyższe gesty, podniesiony ton głosu, rozbiegane spojrzenie. Tu nie było krzyku, ale szybsze mówienie, problem z oddechem. Ludzie, którzy są spokojni i opanowani, wierzący w argumenty, nie mówią szybko na wysokim tonie, łapiąc w międzyczasie oddech – ocenia Daria Domaradzka-Guzik. Ekspertka ds. mowy ciała komentuje wczorajsze zachowanie prezydenta Andrzej Dudy podczas debaty TVP w Końskich.
W poniedziałek 6 lipca, czyli na kilka dni przed drugą turą wyborów prezydenckich, odbyły się dwie debaty: w Końskich, gdzie wystąpił Andrzej Duda i w Lesznie z udziałem Rafała Trzaskowskiego.
Internauci nazywają debatę w Końskich "ustawką TVP" i sugerują, że obecny prezydent czytał z promptera.
"Dziwne ruchy, zawieszenie oczu, jakby czytał z kartki” – tak internauci oceniają zachowanie Andrzeja Dudy podczas debaty w Końskich, sugerując, że czytał z promptera. Zauważyła to pani?
Daria Domaradzka-Guzik: – Powiem szczerze, że od rana się temu przyglądam. Faktycznie zdarzały się sytuacje, kiedy prezydent uciekał wzrokiem w prawo albo lewo. Mam jednak wrażenie, że powodem było rozlokowanie kamer, a Andrzej Duda chciał łapać kontakt z okiem kamery.
Widziałam też zdjęcia internautów, którzy wskazywali na miejsca, w których rzekomo były promptery. I faktycznie tak to wyglądało.
TVP nazywa takie doniesienia "fake newsem Szczerby”.
Nie śmiałabym zajmować stanowiska w kwestii, czy prezydent czytał z promptera. Mogę jednak przyznać, że faktycznie rozbieganie oczu prezydenta Andrzeja Dudy było widoczne. Przy czym kilka elementów mogło na to wpłynąć.
Co na przykład?
Prezydent odczuwa presję potencjalnej przegranej.
Chociaż debata w Końskich odbywała się w warunkach dla prezydenta komfortowych: sprzyjająca telewizja, prowadzący.
Pełna zgoda. I ten kontekst też należy wziąć pod uwagę: prezydent występował wczoraj w telewizji, która mu sprzyja, po drugiej stronie miał prowadzącego, z którym przynajmniej przedyskutował, jak ta debata będzie wyglądała. Nie chciałabym wchodzić, co więcej na poziomie wymiany materiałów wydarzyło się między sztabem a redakcją.
Pomimo że pan prezydent dość sprawie zarządza komunikacją niewerbalną, to widać jak silne emocje mu towarzyszą. Na pewno odczuwa on potężną presję potencjalnej porażki. I w ostatnich wystąpieniach Andrzeja Dudy – również tych na wiecach – zauważam podniesiony ton, zaciśniętą pięść, agresję w przekazie, krzyk na odbiorców.
To wszystko tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że mamy tu do czynienia z gigantyczną presją i ryzykiem przegranej. A zatem – pomimo tego, że mamy dogodną sytuację, świetne warunki do rozmowy – widać, że prezydent jest w bardzo dużym stresie.
I nie chodzi tu o stres związany z występowaniem przed kamerą – w tym Andrzej Duda ma duże doświadczenie. Tam się dzieje coś więcej i być może jest to spowodowane ostatnimi sondażami.
Stres, obawa, presja – to wszystko może wpływać na nerwowe reakcje prezydenta. A ciało zawsze to pokaże, np. poprzez wyższe gesty, podniesiony ton głosu, rozbiegane spojrzenie. Tu nie było krzyku, ale szybsze mówienie, problem z oddechem. Ludzie, którzy są spokojni i opanowani, wierzący w argumenty, nie mówią szybko na wysokim tonie, łapiąc w międzyczasie oddech.
Patrząc na warstwę retoryczną – pojawiają się sugestie, że prezydent znał wcześniej pytania. Dało się to zauważyć?
Zarówno w debacie Trzaskowskiego, jak i Dudy można było przewidzieć, jakie będą pytania. To, co zwraca moją uwagę: następowało parę sytuacji, w których pan prezydent zaczął odpowiadać, po czym się zawieszał. Wtedy spoglądał na boki. Tu znowu można gdybać, czy było to wynikiem nerwowości, czy szukaniem odpowiedzi na prompterze.
Zwróciłabym też uwagę na inną rzecz: dziwną konstrukcję zdań, jakie wypowiadał pan prezydent. Np. Andrzej Duda mówił: "w wyniku konkretnych działań, które podjąłem ja". W języku polskim mamy inną składnię.
Prezydent podkreśla swoją rolę, już nie gra na drużynę, tylko na siebie?
Tak, pojawiają się stwierdzenia, których wcześniej nie było, m.in. jeździłem, byłem, wspierałem, przeprowadziłem, podpisałem. Dotychczas odnosił się do zespołu, grupy, mówił m.in.: my jako państwo, ja jako rząd, rząd Mateusza Morawieckiego.
Ostatnio mamy komunikację per ja, egocentryczną. I to wcale retorycznie nie daje prezydentowi zwiększonej szansy. Przecież "ja" – oznacza sam. A ludzie ciągną za tłumem, również z punktu widzenia retoryki komunikacyjnej – potrzebujemy bezpieczeństwa, a mamy je wtedy, gdy jest nas więcej.
A jak pani odebrała miejsce pozostawione dla nieobecnego Rafała Trzaskowskiego, przygotowaną dla niego szklankę i ciągle zwracanie się do prezydenta Warszawy?
W przypadku prezydenta Dudy zauważyłam niespójność komunikacji niewerbalnej z werbalną. Z jednej strony mówił: "żałuję, że nie mam tutaj pana Rafała Trzaskowskiego", ale się przy tym uśmiechał. To było powiedziane ironicznie, ale warto pamiętać, że każda niespójność komunikacji jest ryzykiem kłamstwa.
Z punktu widzenia komunikacyjnego – proszę zwrócić uwagę na jeszcze jedną kwestię. Zarówno prezydent Andrzej Duda, jak i Michał Adamczyk mówili o prezydencie Warszawy wiceszef Platformy. To też miało pokazać przywiązanie Trzaskowskiego do partii.
Na samym początku debaty, kiedy Trzaskowski "miał swój czas", spuentował "nie doczekaliśmy się odpowiedzi wiceszefa Platformy", a zatem "odpowiada zwycięzca pierwszej tury wyborów w wyborach prezydenckich". To już komunikacyjnie boli.
"Prezydent antyszczepionkowiec" – śmieją się internauci. Teraz Andrzej Duda twierdzi, że to dziennikarze zmanipulowali jego cytat. Zabrnął, czy pokazał, co naprawdę myśli?
Jest trochę tak, że tonący brzytwy się chwyta, czyli szuka wszystkich możliwych potencjalnych, niezdecydowanych, wahających się wyborców. Antyszczepionkowcy są bardzo liczebnym ruchem. W mojej ocenie jest to szukanie kolejnej grupy, która potencjalnie mogłaby go poprzeć w wyborach.
Czyli najpierw prezydent chciał poszerzyć elektorat, ale później się zreflektował i sprostował swoje słowa?
Z jednej strony to szukanie kolejnej grupy, z drugiej nie ma tam niespójności, zawahania, tylko mało rozsądny argument "bo nie". Oczekiwałabym od pana prezydenta, że jeśli już wyraża zdanie, to ma argumenty i opiera się na faktach.
Kolejna kwestia: kiedy prezydent wyszedł ze studia, to być może uświadomił sobie, w jak trudnej sytuacji się znalazł. Chwilę temu wydaliśmy jako państwo sporo pieniędzy, żeby poleciał on do Stanów Zjednoczonych na spotkanie z Donaldem Trumpem. Wrócił do Polski ze stwierdzeniem, że załatwił szczepionkę na COVID-19, której nie ma. I co, zrobił to po to, by jej nie używać? Absolutny strzał w kolano komunikacyjnie i wizerunkowo.
Myślę, że prezydent uświadomił sobie potencjalne negatywne konsekwencje swojej wypowiedzi i niespójność z działaniem. Dlatego też zaczął prostować swoje słowa i to wychodzi jeszcze gorzej.
Jeśli Andrzej Duda w mediach społecznościowych zaczyna mówić o manipulacji, a tak naprawdę odnosi się do słów, które kilkanaście godzin wcześniej wypowiedział, to niedobrze o nim świadczy. Ale to tylko pokazuje, że możemy mieć do czynienia z bardzo poważną obawą i ryzykiem przegranej.
Gdyby to na podstawie wczorajszej debaty miała pani oddać głos na któregoś z kandydatów, to byłby to..? Kto wczoraj wygrał?
Podczas debaty Rafała Trzaskowskiego w studiu było około 20 dziennikarzy i każdy z nich mógł zadać po dwa pytania. W znakomitej większości ci redaktorzy przyznają, że niewielu z nich zadawało pytania wygodne, bądź takie, które miałyby promować kandydata.
Widać było, że robią wszystko, by zachować pozory, że jest to debata obiektywna. Były poruszane bardzo trudne tematy. Natomiast faktycznie widać, że Trzaskowski wykonuje ciężką robotę komunikacyjną. I bardzo świadomie zarządza komunikacją niewerbalną. Prezydent Warszawy wielokrotnie był wyprowadzony ze strefy komfortu, usłyszał pytania, które jak sądzę nie były dla niego najłatwiejsze, a jednak się z tym zmierzył.
I co widzimy? Kontrolowaną komunikację, oddech, spokojne gesty, zwalniający ton mówienia, przymykanie powiek, które mają – jak sądzę – działanie auto-uspokajające.
Jeśli patrzeć na to, kogo ponoszą emocje, kto się daje ponieść stresom – to w tym aspekcie w debacie zwyciężył Rafał Trzaskowski. Wygrał opanowaniem, dystansem, spójnością komunikacji werbalnej z niewerbalną i uśmiechem.
Kiedy w paru wypowiedziach Trzaskowski przywołał żonę, to naprawdę widziałam rozpromienienie na jego twarzy. Uśmiech powoduje uśmiech, więc jeżeli Prezydent Duda krzyczy, macha rękoma, zaciska pięść i wydaje agresywne komunikaty, to istnieje ryzyko, że to do niego wróci.
Jeżeli natomiast Trzaskowski stara się być opanowany, kontroluje tempo mówienia, oddech, przemyca uśmiech, to też może do niego wrócić. Ludzie lubią ludzi uśmiechniętych. I każdy, kto obserwuje kampanie np. w Stanach Zjednoczonych, powinien wyciągać z tego wnioski.