Jadąc na rozmowę, myślałem, że spotkam się z dziennikarzem. Z poważnym człowiekiem, ubranym w koszulę z kołnierzykiem i dżinsy, który o portugalskim futbolu codziennie pisze. Ale już pod warszawską Kolumną Zygmunta, wypatrzywszy mojego rozmówcę, wiedziałem że jestem w błędzie. Buty, koszulka, bluza, szaliki. Wszystko w barwach reprezentacji Portugalii. My - Polacy - mamy swojego króla kibiców, regularnie podróżującego za kadrą Andrzeja Bobowskiego. Jego portugalski odpowiednik nazywa się Jorge Franco, jest chyba jeszcze większym futbolowym maniakiem, a o piłce opowiada długo i z pasją.
Nie wyglądasz na typowego dziennikarza
Bo ja nie piszę o piłce. Jestem kibicem. Ale wiesz co? Ja jestem kibicem numer jeden reprezentacji Portugalii. Jeżdżę na wszystkie jej mecze, nie przepuszczę żadnego. Też tych wyjazdowych. Musisz o tym napisać.
Pewnie regularnie bywasz na wielkich piłkarskich turniejach.
Jasne. Wiesz, jak dotarłem do RPA? Razem z dwoma kolegami pojechaliśmy tam z Portugalii samochodem. Zajęło nam to 42 dni. Portugalia, Hiszpania, Francja, stamtąd do Tunezji. I potem już przez całą Afrykę: Libia, Egipt, Sudan, Etiopia, Kenia, Tanzania, Mozambik i dopiero RPA.
Jechaliście jakimś jeepem? Nie popsuł się?
To był trzydziestoletni Mercedes. Wytrzymał bez żadnego problemu.
Na Euro pojawisz się już normalnie? Przylecisz samolotem?
No co ty. Przyjadę rowerem. Z Portugalii do Opalenicy (tam będzie przebywać drużyna Portugalii - red.). To już będzie trochę krótsze, sądzę, że zajmie mi 38 dni. I tą akurat wycieczkę będę odbywał sam. Wyruszę 25 kwietnia, tak samo jak dwa lata wcześniej do RPA.
Jak reaguje rodzina?
Ojciec nie mógł zrozumieć tej wyprawy samochodem, pukał się w czoło. - Jorge, jesteś szalony - słyszałem. Ale na mój pomysł przybycia do Polski zareagował już całkiem normalnie. Bo jazda rowerem to samo zdrowie.
Twój pierwszy turniej w roli kibica to...
Euro 1996 w Anglii. Ale wtedy jeszcze miałem jakieś przerwy, część spotkań oglądałem przed telewizorem. Taką datą graniczną jest rok 2006 i mistrzostwa w Niemczech. Od tego czasu nie opuściłem żadnego meczu Portugalczyków.
Masz jakiegoś ulubionego piłkarza w obecnej kadrze?
Tak, mam. Pepe.
Spodziewałem się nieco innego wyboru. Pepe to brutal.
On pochodzi z Brazylii, podoba mi się jego nastawienie do gry. To że zawsze chce wygrać, że nigdy nie odpuszcza. Brutal to chyba trochę za duże słowo. Ja po prostu lubię ludzi, którzy na boisku są zdolni do poświęceń. Ronaldo oczywiście też cenię, ale on jeszcze cztery lata temu był takim delikatnym chłopcem. Choć przyznaję, teraz już dorósł.
Przed każdą ostatnią wielką imprezą nie macie szczęścia do losowania. W RPA w grupie z Brazylią, a później od razu Hiszpania. Teraz już w grupie gracie i z Niemcami i z Holendrami.
Paradoksalnie to dobrze, że jesteśmy w tak mocnej grupie. Ja myślę, że z niej wyjdziemy i awansujemy do finału.
A tam Hiszpania?
Nie wiem czy akurat ona. Chociaż to nie byłby wybór najgorszy z możliwych. My potrafimy grać z Hiszpanami, bo oni prezentują dość podobny styl gry. Paradoksalnie myślę, że trudniejszym rywalem w ewentualnym finale byłaby dla nas Francja. Z nią bilans mamy fatalny, przygrywamy najważniejsze mecze (dwa półfinały wielkich imprez: Euro 2000 i MŚ 2006 - red.)
Wy chyba nie lubicie grać z rywalem, który jest świetnie ustawiony, zorganizowany.
Tak, dokładnie, to trafna uwaga. Pamiętam taki mecz z wami. Na takim starym, brzydko wyglądającym stadionie.
Chorzów?
Właśnie, 2006 rok. Wtedy byłem pod olbrzymim wrażeniem organizacji gry Polaków. A w drugiej połowie to już totalnie przecierałem oczy ze zdziwienia. Zastanawiałem się, co wy musieliście zjeść, co wypić, żeby tak na boisku zapieprzać.
Jaka jest różnica między obecną Portugalią Paulo Bento a tą, prowadzoną wcześniej przez Carlosa Queiroza? Olbrzymia. Teraz oni wszyscy stanowią jedność. A wcześniej? Powiem ci tak, obrazowo. Za Queiroza oni wszyscy byli zamknięci w takim więzieniu. Wszystkiego pilnował, o wszystko pytał, Co robisz? Co jesz? A dlaczego tak? A dlaczego inaczej? A teraz za Bento piłkarze poczuli wolność. On traktuje ich jako przyjaciół, pewnie dlatego, że sam nie tak dawno temu jeszcze grał w piłkę. To świetnie pokazuje jak ważna jest w piłce mentalność. Wszystko przegrywali, zmienia się trener, piłkarze są raczej ci sami a nagle zaczynają wygrywać.
Przed meczami nie idą poimprezować?
To był ich bardzo duży problem w 2002 roku. Reprezentacja była przed mundialem w Korei i Japonii na zgrupowaniu w Makau i tam to była jedna wielka impreza. Treningi, a poza tym muzyka, kobiety, alkohol. Teraz, za Paulo Bento, nie sądzę by tak się zachowywali. Poza tym zobacz, oni teraz są w hotelu, który nie ma ogrodu (Sheraton - red.). A wokół tłum ludzi. Jak tu wyjść, by cie nie zauważono? Zmiana stroju nie wystarczy. Nagła zmiana fruzury? W przypadku Cristiano Ronaldo to nie byłoby takie łatwe.
Czy Portugalia dzisiejsza to najmocniejsza drużyna od 2004 roku?
Nie zgadzam się. Myślę, że my zawsze byliśmy bardzo mocni. A co do roku 2004 to wtedy przeżyłem swoją największą piłkarską tragedię. Nikt w Portugalii nie wierzył, że w finale nie zrewanżujemy się Grekom.
Jak ludzie wtedy zareagowali? Poszli się upić ze smutku?
Może to cię zdziwi ale nie, wcale nie. Reakcja była inna, wiele osób jeszcze na stadionie płakało. Potem ludzie wrócili do domów, zjedli coś i szli spać. Choć wielu z nich z zaśnięciem na pewno miało problemy.
To jest mecz traumatyczny. A jakieś spotkanie Portugalczyków, które wspominasz najlepiej? Rok 2000, Eindhoven?
Tak, właśnie ten. Mecz z Anglią na Euro. Ledwo zaczyna się gra, a my już dostajemy 0-2. Myślałem, że będzie pogrom, bo Anglicy grali jak nakręceni. Mówiłem sobie już "Mamma mia!". Ale nagle niesamowite, to my strzelamy gole. Nie dość, że wygraliśmy, to jeszcze po jakich pięknych bramkarz. Ten strzał Luisa Figo to mogę na okrągło oglądać w necie.
Waszym problemem jest wciąż linia ataku. Macie znakomitych skrzydłowych jak Nani albo Cristiano Ronaldo. Ale brakuje środkowego napastnika, który gwarantowałby odpowiednią jakość.
Zgadza się, ostatnim naprawdę dobrym piłkarzem na tej pozycji był Pedro Pauleta. Ale to był specyficzny gość. Miał znakomity instynkt, taki ciąg na bramkę, strzelał dużo goli w kwalifikacjach. Ale potem przychodził wielki turniej, najważniejsze spotkania w karierze i Pauleta już trochę mniej błyszczał. Ale wiesz co, tutaj masz składy, pokaż mi je. (Podaję Jorge egzemplarz "Przeglądu Sportowego" z wyrysowanymi jedenastkami, długo je śledzi)
Coś nie tak?
Nie sądzę, by w pierwszym składzie zagrał Helder Postiga. Raczej widzę tam Hugo Almeidę. To na dzisiaj lepszy zawodnik, choć też nie żaden geniusz.
W kadrze portugalskiej brakuje skłóconego z selekcjonerem Ricardo Carvalho. Kto według ciebie ma rację w tym sporze?
(dość długie milczenie, Jorge się zastanawia) Hmmm, myślę, że Bento. Ricardo popełnił pewien błąd, mógł po krótkim czasie powiedzieć "przepraszam, proszę o wybaczenie". Ale tego nie zrobił. To jest tak. Drużyna jest jak taka łódka. Albo jesteś na niej, albo poza nią. Ricardo wyleciał za burtę. Uważam, że raczej na to zasłużył.
Dla mnie takim bardzo niedocenianym piłkarzem waszej kadry jest Joao Moutinho. Myślisz, że on poradziłby sobie w najlepszych klubach świata?
Jestem pewien, że tak. Zresztą to jest największy błąd Queiroza. Nie wiem jak on mógł nie zabrać Moutinho do RPA. Boleję nad tym do dziś, bo ten chłopak mógł tam zrobić różnicę. A co do klubów to uwierz mi, on w takim Manchesterze United czy Chelsea Londyn na pewno grałby w pierwszym składzie.
Teraz takie małe wewnętrzne śledztwo. Bento pracował w Sportingu, tak?
Zgadza się.
No to spójrzmy na awizowany skład Portugalczyków. W bramce Rui Patricio - Sporting. Z tego samego klubu jest prawy obrońca Joao Pereira. W Sportingu grał Miguel Veloso, grali tam też wspomniany Moutinho, Helder Postiga i Cristiano Ronaldo. Łatwiej jest trafić do kadry, gdy gra się lub grało się w tym klubie?
Ciekawe pytanie. Bo weźmy prawą obronę. Na niej gra właśnie Joao Pereira, a przecież jest też Jose Bosingwa, który gra w Chelsea Londyn.
Kto dla ciebie jest lepszy?
Ja bym postawił na Bosingwę. Ale nie jestem trenerem.
Jest jakiś zespół klubowy, któremu kibicujesz?
Tak, Benfica. Wiesz, niby Sportingu powinienem nienawidzić, ale obce są mi takie uczucia. Piłka to piłka, przepiękny sport i ciężko mi zrozumieć tak wrogie relacje.
Portugalczyka chyba nie trzeba pytać o to, kto jest najlepszym trenerem na świecie.
No chyba nie. Wiem do czego pijesz. W Mourinho najbardziej niesamowite jest to, że on gdzie nie pójdzie, to i tak osiąga sukcesy. Porto, Chelsea, nawet Inter, gdzie przecież miał starszych, nie tak znowu świetnych piłkarzy. A teraz prowadzi Real Madryt i też widać tu zmiany. Wcześniej tam była taka brazylijska kultura gry, oparta na popisach czy na zabawie. A on to wszystko zmienił i stwierdził, że najważniejszy jest zespół. Że to jemu wszystko trzeba podporządkować.
Gdyby, załóżmy, Mourinho prowadził Portugalię, dziś mówiłbyś, że to ona zostanie mistrzem Europy?
Tak, na pewno. Wtedy bylibyśmy głównym faworytem. Poczekaj chwilę (Jorge na chwilę wychodzi, krzyczy do kogoś na ulicy, po czym wraca z powrotem). Kolega, fotoreporter z "A Boli". Przysiadłby się do nas, ale leci zrobić jakiś materiał.
Są piłkarze, których znasz osobiście?
Nie wszyscy, ale niektórych owszem, tak. Tylko że oni są tacy, wiesz. "Ja gram w piłkę".
Mało inteligentni?
Nie, nie o to mi chodzi. Czekaj, muszę pomyśleć (Jorge szuka słowa). Oni patrzą z wyższością. Byłem parę lat temu w jednym hotelu z piłkarzami. Wchodzę sobie do windy, a tam trójka z nich. Bramkarz Eduardo, Miguel Valoso i jeszcze jakiś jeden. Myślisz, że zaczęliśmy rozmawiać? Nic z tych rzeczy. Skończyło się tylko na zwyczajowym "dzień dobry".
Zbierasz coś? Nie wiem, szaliki koszulki. Patrząc na ciebie jestem w zasadzie pewien, że tak (Jorge ubrany jest wyłącznie w barwy narodowe, koszulka, bluza, nawet buty, kilka szalików).
Nie ukrywam, że bardzo lubię dostawać koszulki. Żałuję tylko, że tylko jedną mam taką oryginalną, portugalską, meczową. Dostałem ją od Tiago, który teraz gra w Atletico Madryt. Śmiało mogę powiedzieć, że z nim akurat się znam. Po jednym z meczów podszedł do mnie, przywitał się i mi ją podarował. Fajny, miły gest. Ale są też tacy, którzy mnie nie lubią. Na przykład ten bramkarz, Eduardo. Swego czasu starałem się o jego koszulkę meczową, po meczu w Zenicy z Bośnią i Hercegowiną. Znajomy z federacji mi ją obiecał. Podchodzę więc do Eduardo i pytam go o nią. A on do mnie: "Co, jaka koszulka? Nic o tym nie słyszałem". A mina wyrażała coś w stylu "człowieku, zapomnij". W końcu dostałem jego koszulkę, ale nie taką, jaka mi się marzyła.
Jesteś w Portugalii sławnym człowiekiem?
(Śmiech) Sławnym raczej nie, ale na pewno można powiedzieć, że rozpoznawalnym.
Dużo dajesz wywiadów?
W Portugalii tak, nawet bardzo dużo. Za granicą trochę też, ale najczęściej prasowe. Do telewizji rzadziej mnie zapraszają, ze względu na mój angielski.
Nie jest tak źle. Na luzie się dogadujemy.
Bo dzisiaj się staram. Ale co do wywiadów. W Polsce to mój pierwszy.