"W Kościele nie sprzedaje się i nie kupuje się ślubów. Stwierdzenie nieważności polega na orzeczeniu, że dane małżeństwo nie było ważne od samego początku" – tłumaczy wzburzonym drugim ślubem kościelnym Jacka Kurskiego ksiądz Jakub Kustroń. Ale próbujący od lat unieważnić małżeństwo kościelne odpowiadają: – Jak człowiek wie, że coś nie gra, to od razu chce się rozstać, a nie po 24 latach, kiedy troje dzieci jest na świecie.
Sanktuarium w Łagiewnikach. Były prezes TVP (ojciec trójki dzieci, 24 lata stażu pierwszego małżeństwa) przed Bogiem ślubuje miłość, wierność i uczciwość małżeńską Joannie Klimek, też rozwódce. Wszystkiemu przyklaskują czołowi politycy partii rządzącej – z prezesem Jarosławem Kaczyńskim na czele.
A w sieci narasta oburzenie i mnożą się pytania: kto i dlaczego pozwolił im wziąć drugi ślub kościelny? Jezuita ojciec Krzysztof Mądel radzi na Twitterze, by Jacek Kurski przeciął te spekulacje i ujawnił przyczynę nieważności pierwszego związku.
Kurski milczy. Ale za to Polacy dają w sieci upust swoim emocjom. Obrywa mu się też od osób sprzyjających obecnej władzy.
Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zalewski jest zdumiony: – Nie spotkałem ani w swojej diecezji, ani w innych, choć interesuję się tymi sprawami, żeby po 24 latach małżeństwa, kiedy jest troje dzieci na świecie, nagle ktoś dostał unieważnienie kościelnego ślubu – stwierdza w rozmowie z wRealu24.pl.
Głos zabierają też osoby od lat oczekujące na unieważnienie ślubu kościelnego: "Nie mam takich pleców jak pan Kurski, a opłaty za proces to nie jedna któraś części wypłaty, a dochód z ponad dwóch miesięcy”.
"Kurskiemu to się należało"
Adwokata kościelnego Michała Poczmańskiego dziwią komentarze oburzonych drugim ślubem kościelnym byłego prezesa TVP.. – Nie mam zielonego pojęcia, co się wydarzyło, nie znam pana Kurskiego i jego historii, ale jeżeli miał podstawy, to mu się to po prostu należało – tłumaczy mecenas.
W sieci padają nawet głosy, że ojciec trójki dzieci nie może unieważnić małżeństwa, bo je "skonsumował". – Często ludzie pytają mnie, czy mają szansę na stwierdzenie nieważności ślubu, bo mają dwoje dzieci. I zawsze odpowiadam, że tak. Nas interesuje dzień ślubu – zastanawiamy się, czy tego dnia były okoliczności, które uniemożliwiłyby jego zawarcie – wskazuje Poczmański.
A za takie uznaje się m.in. choroby psychiczne, zaburzenia osobowości, uzależnienia (alkoholizm, seksoholizm, hazard, ale i uzależnienie emocjonalne od rodziców), niedojrzałość emocjonalną.
To wystarczający powód, żeby udać się do sądu kościelnego i wnosić o unieważnienie małżeństwa. Wiele osób jednak wciąż paraliżuje myśl, że to batalia, która będzie trwała latami. – Chciałbym, ale przeraża mnie ta cała machina – mówi Paweł, który wziął rozwód cywilny po pół roku.
Ale adwokat kościelny zaznacza: – Sprawy o stwierdzenie nieważności małżeństwa trwają w tej chwili dwa, trzy lata. Wszystko zależy od przygotowania do procesu.
– U mnie to już trzy lata i końca nie widać – słyszę.
Weronika: 5 lat batalii
Weronika przez prawie pięć lat próbowała unieważnić małżeństwo. – Ostatecznie się udało, ale odbyło się to w taki sposób, że włos na głowie się jeży – przyznaje.
Pobrali się szybko – ona skończyła 23 lata, zawsze marzyła o rodzinie, wychowaniu swoich dzieci w wierze katolickiej. Ale te plany szybko runęły.
– Okazało się, że mój mąż jest uzależniony od swojej matki. W domu była przemoc, założono nam Niebieską Kartę, poza tym nadużywał alkoholu. Jeszcze w okresie narzeczeństwa mieliśmy bardzo poważny wypadek. On był pijany, ja złamałam miednicę i nogę. Jestem osobą niepełnosprawną w stopniu umiarkowanym – opowiada Weronika.
Jej mąż rok po ślubie wyprowadził się do rodziców. Mieszkali osobno – 1,5 kilometra od siebie. Po 10 latach podjęła decyzję: będzie się ubiegać o unieważnienie ślubu. – Robił wszystko, żeby mi to utrudnić, mimo że nie chciał ze mną być. Kluczowy w tej opowieści jest jeszcze jeden szczegół: męża mama miała kilka prób samobójczych, była osobą ze schorzeniem psychicznym – mówi.
Sprawa trafiła do sądu kościelnego. Później poddani byli badaniom biegłego – dwa szybkie testy.
Poszła z tą opinią do prawnika. Chcieli powołać drugiego psychologa, ale sąd kościelny się na to nie zgodził. Niespodziewanie po jakimś czasie dostała wyrok – małżeństwo unieważniono, ale z jej powodu.
– Ze względu na próby samobójcze, których nie miałam, nałożono na mnie klauzulę . Oznacza to, że kolejny ślub mogę wziąć, ale ponownie musiałabym się poddać badaniu biegłego – dodaje.
Weronika oburza się na myśl, że jej przyszły mąż musiałby zapoznać się z wyrokiem sądu, w którym zapisano, że ma za sobą próbę samobójczą i chorobę psychiczną.
– Oni zniszczyli mi życie. Co, mam teraz iść do kolejnego biegłego i powiedzieć, że nie miałam próby samobójczej? Jeśli kiedyś chciałabym wziąć ślub, to musiałabym opowiedzieć i pokazać wszystko takiemu mężczyźnie. Ale w taki sposób kogoś zniechęca się do Kościoła – mówi.
Bo Weronika jest praktykującą katoliczką. Pisała w swojej sprawie nie tylko do Episkopatu, ale i do prymasa Polski Wojciecha Polaka. Wysyłała poświadczenia lekarzy, że nie miała prób samobójczych.
– To nie pomogło. "Powódka źle zrozumiała" – takie było uzasadnienie sądu. Przyjęłam to, bo co mam do Roty Rzymskiej iść? Podejrzewam, że mój mąż zna osobę w kurii i myślę, że to miało wpływ na przebieg tej sprawy – rozkłada ręce.
Dziś Weronika nie chodzi do Kościoła, ma poczucie zmarnowanych pięciu lat. Jest teraz przed 40. i boi się, że już nigdy nie będzie mogła mieć dziecka. Jeśli kiedyś weźmie ślub, to tylko cywilny. Ale i tu pojawia się problem: – Nie będę mogła wtedy przystępować do komunii, będę żyła w grzechu.
Mariusz: już trzy lata
Znali się kilkanaście lat. – Doszliśmy do sytuacji, w której trzeba było wybierać: albo ślub, albo kończymy związek. Rodzice naciskali, ona bardzo chciała, wniebowzięta była na myśl o białej sukni i weselu – opowiada Mariusz.
W maju się pobrali, a kilka miesięcy później na jaw wyszła zdrada. Monika romans ze sporo starszym mężczyzną, który miał rodzinę i dzieci, zaczęła jeszcze przed ślubem. Z rozwodem cywilnym poszło gładko. Ale Mariusz nie chciał na tym poprzestać – zależało mu, by unieważnić też ślub kościelny.
– Chciałem mieć czystą kartę z tego względu, że to, co się stało, nie było moją winą – mówi.
Najpierw chciał pójść na skróty i zwrócił się do znajomych księży. – Bali się tematu jak ognia. Nie pomogli – dodaje.
Znalazł więc adwokata kościelnego, który najpierw pomógł mu napisać skargę. – Opowiedziałem mu o tym, co działo się nie tylko po ślubie, ale istotne było wszystko od momentu poznania. Opisywałem 10 lat życia – mówi.
Jako powód unieważnienia małżeństwa wpisał zdradę. I szybko się dziwił: – Jeśli jesteś po ślubie 10 lat i nagle zdradzi cię mąż to – według Kościoła – dalej masz go kochać.
W sierpniu 2018 roku jego skarga trafiła do sądu kościelnego. – Po ośmiu albo dziewięciu miesiącach otrzymałem pismo, że sprawa jest przyjęta. Następnie po kolejnym roku zostałem wezwany na przesłuchanie i miałem się odnieść do tej skargi. Zebrała się grupa księży, sędziów kościelnych, zadawali mi 30-50 pytań, na które musiałem odpowiedzieć – przypomina sobie.
Na liście znalazły się np. pytania o: stosunek jego byłej żony do ludzi, jej charakter, to jak wyglądało ich współżycie, czy chciała mieć dzieci.
To też się zmieniło. – Przed ślubem wypełnialiśmy protokół, w którym ona skłamała. Potwierdziła, że chce mieć dzieci, później zmieniła zdanie. Kiedy poszła do pracy i zobaczyła wielki świat, to już dzieci nie chciała. Tylko pieniądze i kariera – opowiada Mariusz.
Później kolejny etap, czyli powołanie świadków: rodziny, znajomych, którzy wiedzieli o zdradzie. Mariusz miał szczęście – poznał mężczyznę, który na powiedział: "Bałem się z tobą rozmawiać, ale znam tę historię od podszewki – mój przyjaciel się z nią umawiał".
– Zapytałem, czy zezna przed sądem. Poszedł, powiedział jak było. Na pewno jest lepszym świadkiem niż mama czy brat. Oni zostali wezwani po kolejnych kilku miesiącach – mówi.
– Dwa tygodnie temu dostałem pismo o publikacji akt, czyli oznacza to, że proces rozpoznania sprawy i przesłuchania świadków się zakończył. Trwał trzy lata, a to raptem było pięć spotkań. Teraz dopiero ruszy proces. Potrwa jeszcze około roku. Prawnik powiedział, że do przyszłego roku powinien być wyrok. I jest bardzo duża szansa, że będzie on pozytywny, a małżeństwo unieważnione – uśmiecha się Mariusz.
W międzyczasie wziął ślub cywilny, a na świat przyszła jego córka. – Co do kościelnego – nawet na razie o tym nie rozmawialiśmy. Jak dostanę unieważnienie, to będziemy myśleć. A czy jest nam to potrzebne? Już inaczej patrzę na to wszystko. Trochę się zraziłem do tego Kościoła – kończy.
Magda: szykuję się na pięć lat
Pobrali się, kiedy była bardzo młoda i już pod sercem nosiła córkę. – On dzieci chciał tylko dlatego, że brat został ojcem. Nie lubił pracować, lubił za to wyjść z kolegami na piwo. Ciągle zmieniał pracę, nie potrafił skupić się na rodzinie i na tym, by ją utrzymać. Myślał raczej o tym, by być na czyimś utrzymaniu. A mój ojciec dobrze zarabiał, mieszkaliśmy wtedy u moich rodziców – opowiada Magda.
W sierpniu 2018 roku, czyli 12 lat po rozstaniu z pierwszym mężem, uznała, że czas, by unieważnić małżeństwo. Miała też inną motywację: – Zrobiłam to głównie dla dzieci i obecnego męża, który też unieważnił ślub kościelny z byłą żoną – mówi.
Z napisaniem skargi do sądu kościelnego poradziła sobie sama. Informacji szukała w internecie. Później na chwilę utknęła, kiedy trzeba było podać namiary na świadków. – Chwilę to zajęło, gdyż były mąż nie utrzymuje kontaktu ze mną i naszą córką – dodaje.
Później wezwano ją na blisko dwugodzinne przesłuchanie. Pytanie były różne: i o to, jak się poznali, i o narzeczeństwo, ale i o sprawy intymne.
– Nie było jakichś szczegółowych pytań o pożycie intymne. Dociekano natomiast, jak wyglądało nasze życie już po zawarciu związku małżeńskiego, głównie o wywiązywanie się z obowiązków: kto pracował, kto gotował, jaki był ogólnie podział obowiązków – wylicza Magda.
Mówi, że sprawa utknęła – bo jej były mąż wyszedł z więzienia i trudno go zlokalizować.
Magda od początku nastawiała się, że unieważnienie małżeństwa kościelnego będzie długim procesem. – Trwa to już dwa lata, szykuję się jeszcze na trzy. Mój obecny mąż też po 4-5 latach otrzymał unieważnienie małżeństwa kościelnego – mówi.
I dodaje: – Niektórzy się spieszą, bo bardzo zależy im na czasie. Ja się nie spieszę. Są w życiu ważniejsze sprawy. Mam jednak nadzieję, że powoli uda mi się to uporządkować.
Magda ciągle myśli o drugim ślubie kościelnym. Jedno wie na pewno: teraz jest na to dużo bardziej gotowa niż 16 lat temu. – Moje pierwsze małżeństwo trwało 1,5 roku, z czego przez ostatnich pięć miesięcy nie byliśmy razem. Dlatego trochę się dziwię, że pan Jacek Kurski po 24 latach chce unieważnić swoje małżeństwo.
Imiona bohaterów – na ich prośbę – zostały zmienione.
Biegła psycholog oceniała moją osobowość sprzed 10 lat na podstawie testu z kolorów i pytania, z jakiej rodziny jestem. I stwierdziła u mnie osobowość histrioniczną, opisała mnie jak jakąś nimfomankę. Mało tego, pani biegła "na podstawie podejmowanych prób samobójczych uznała mnie za osobę niepoczytalną". A ja nigdy nie miałam próby samobójczej, tylko teściowa. W tej opinii byłam opisana w rodzaju męskim.
Mariusz
Żeby unieważnić małżeństwo kościelne musisz udowodnić coś, co było przed albo trakcie zawarcia ślubu. W moim przypadku było to pozostawanie mojej byłej żony w innym związku podczas zawierania naszego małżeństwa. To był romans, ale traktowali się jak związek. Przysięga była nieważna, składając ją była z innym facetem.
Magda
Nie został nawet przesłuchany w sprawie. Ta najprawdopodobniej będzie teraz odbywać na podstawie tego, co napisał w odpowiedzi i zeznań świadków. Z tego, co wiem, to powinni jeszcze przeprowadzić badania psychologiczne byłego męża wiedzy powinni zostać jeszcze przeprowadzone badanie psychologiczne byłego męża.