System monitorowania, potrafiący rozpoznawać emocje, zainstalowano w Bytomiu. To poważne zagrożenie dla prywatności mieszkańców, którym miasto się nie przejmuje. Policja nic nie wie, a polskie prawo nie daje prawie żadnej ochrony przed natarczywym monitoringiem.
Inteligentny system w Bytomiu oferuje naprawdę sporo: ma czujniki dźwięku, ruchu i umie rozpoznawać emocje. Czy to już inwigilacja, poważne pogwałcenie prywatności obywateli? Dla wielu osób na pewno tak. Niestety, polskie prawo w ogóle nie zajmuje się sprawami monitoringu, a w całej Europie jest niewiele lepiej. A często nawet gorzej.
W Bytomiu policja nic nie wie
O inteligentnym systemie monitoringu pisze dzisiejsza "Gazeta Wyborcza". Jak wyjaśnia dziennik, kamery zamontowano "w celach naukowych", a cały projekt koordynuje i nadzoruje Polsko-Japońska Wyższa Szkoła Technik Komputerowych we współpracy z firmą 3S i naukowcami z USA. Miasto nie widzi w tym nic złego. Choć mieszkańców o zdanie nikt nie pytał.
Poinformowano ich tylko w 2010 roku o tym, że jest wprowadzana taka technologia. Rozgłaszano to w również w lokalnych mediach. Jak podkreśla ratusz w Bytomiu, wówczas przyjmowano to z entuzjazmem. Chociaż nie wiadomo, jak bezpieczeństwo miałoby się poprawić, skoro nowe technologie nie były konsultowane z policją. Jak mówi nam rzecznik bytomskiej komendy: – Zanim w Bytomiu w ogóle został zbudowany system monitoringu, policja była proszona o opinię między innymi na temat jego przydatności, wpływu na poziom i poczucie bezpieczeństwa w mieście, a także o wskazanie miejsc, które według naszej oceny powinny obejmować swoim zasięgiem kamery. Tak też działo się za każdym razem, kiedy planowano montaż kolejnych kamer – mówi nam asp. szt. Adam Jakubiak. – Natomiast obecnie, kiedy jak mi wiadomo, dopiero trwają badania na temat nowych technologii i możliwości rozwoju systemów monitoringu w ogóle, o opinię, czy też udział w projekcie badawczym, nikt do nas nie występował.
(Nie)bezpieczne kamery
Czy Bytom przesadził? To wszystko zależy od tego, jak bardzo szanujemy swoją prywatność. Monitoring zazwyczaj wprowadza się dla bezpieczeństwa. Tak
Fragment raportu "Nadzór 2011" Fundacji Panoptykon
W ramach szeroko zakrojonych badań
porównawczych realizowanych przez
Davida Farringtona i Brandona Welscha
nie udało się wykazać zasadniczego
wpływu monitoringu wizyjnego
na poziom przestępczości. Jego
statystycznie istotny spadek badacze
odnotowali jedynie na parkingach
samochodowych, podczas gdy na innych
badanych obszarach, obejmujących
centra miast, bloki komunalne i transport
publiczny, nie udało im się wykazać takiego związku. CZYTAJ WIĘCEJ
przynajmniej tłumaczą to władze podczas prezentacji nowych super-systemów. W Polsce liderem obserwowania mieszkańców jest Warszawa, gdzie może działać nawet kilka tysięcy miejskich kamer.
Niestety, kamery – zwykłe czy działające z "inteligentnym systemem" – nie wpływają znacząco na nasze bezpieczeństwo. Co prawda, Komenda Stołeczna Policji w 2011 ogłaszała, że na terenach objętych monitoringiem przestępczość spadła o 50-60%, ale badania naukowców to podważają. Paweł Waszkiewicz z Uniwersytetu Warszawskiego sprawdził, na przykładzie dzielnicy Wola, czy faktycznie jest tak, jak mówi policja. Z jego badań wynika, że przestępczość spadła wszędzie – również na terenach bez kamer.
– Monitoringi instaluje się w przekonaniu, że służą one zwiększeniu bezpieczeństwa. Ale badania Pawła Waszkiewicza dowodzą, że monitoring nie przekłada się na poprawę bezpieczeństwa. Ludzie albo się do nich przyzwyczajają albo po prostu je omijają – mówi nam Dorota Głowacka, specjalistka z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Polacy lubią kamery
Jak przekonuje Głowacka, monitoring może nawet zmniejszać bezpieczeństwo. – Obecność kamer czasem powoduje brak reakcji u postronnych. W przypadku, gdy na przykład ktoś zostanie pobity, osoby z boku nie zareagują, bo wychodzą z założenia, że skoro są kamery, to zaraz ktoś przyjedzie – dowodzi ekspertka z HFPC.
Polacy z tego – jak i zagrożeń dla swojej prywatności – nie zdają sobie jednak sprawy. W badaniach Julii Skórzyńskiej-Ślusarskiej, Fundacji Panoptykon, przeprowadzonych we współpracy z Millward Brown SMG/KRC w latach 2010-2011, aż 61% Polaków opowiedziało się za zwiększeniem liczby kamer.
Prawo? Jakie Prawo?
Jest to o tyle groźne, że w Polsce nie ma prawa, które w jakikolwiek sposób regulowałoby kwestie monitoringu w przestrzeni publicznej. – Są tylko przepisy, które
określają te kwestie w instytucjach taki jak np. zakłady karne czy poprawczaki. Brak tych regulacji to problem, o którym dyskutuje się już w Polsce od paru lat – wskazuje Dorota Głowacka.
– Nie ma regulacji kto, gdzie, kiedy i jak kontrolować monitoring, kto może go obsługiwać, do kogo to należy. W Polsce ustala się to lokalnie, w niektórych miastach odpowiada za to Straż Miejska, w innych samorządy – opowiada Głowacka. Jak zaznacza, można walczyć z monitoringami na podstawie przepisów o ochronie danych osobowych.
– Kontrolujący monitoring powinni, teoretycznie, usuwać dane, stosować się do zasad ich przechowywania. Obywatel może na przykład żądać usunięcia nagrań z jego udziałem, ale tak naprawdę i tak nie wiadomo do kogo się zgłosić, kto za to odpowiada – komentuje ekspertka. Również konstytucja gwarantuje prawo do prywatności, ale w praktyce trudno jest je wyegzekwować.
Na tle Europy nieźle
Mimo to, w Polsce i tak jeszcze nie jest najgorzej. We Francji, gdzie są
Wymagania GIODO do ustawy o monitoringu
1) warunki i okoliczności, w jakich monitoring może być wykorzystywany;
2) miejsca, w których monitoring co do zasady nie może być stosowany;
3) wymogi techniczne i organizacyjne, jakie musi spełniać każdy, kto chce korzystać z tego narzędzia;
4) sposób oznaczenia przestrzeni objętej monitoringiem;
5) organy odpowiedzialne za kontrolę legalności monitoringu oraz wydawanie zezwoleń na jego zastosowanie;
6) prawa i obowiązki podmiotu prowadzącego monitoring;
7) prawa osób nim objętych;
8) zasady dotyczące przechowywania i wykorzystywania zebranych danych.
regulacje prawne dotyczące monitoringu, w konstytucji nie ma na przykład zapisu o prywatności obywatela. A system obserwacji jest dość rozwinięty – wynika z raportu Privacy International.
Liderem, jeśli chodzi o korzystanie z tak zwanego CCTV (Closed Circuit Television – Telewizja Zamkniętego Obiegu) jest Wielka Brytania. Według Fundacji Panoptykon, ma ona największą liczbę kamer na obywatela w Europie. I, tak jak większość europejskich krajów, działanie CCTV jest tam określone poszczególnymi przepisami z różnych ustaw. We wszystkich tych krajach regularnie toczą się debaty o tym, czy monitoring jest potrzebny i w jakim zakresie.
Jednolite ustawy, regulujące monitoring, mają też np. Belgia czy Hiszpania. Określają one dokładnie kto, gdzie i kiedy może montować kamery, jak je kontrolować itd. Nad taką ustawą pracuje również polski rząd, ale jak podkreśla Fundacja Panoptykon w swoim raporcie "Nadzór 2011", póki co nie widać efektów tej pracy. Politycy zaś zapewniają, że zajmują się tym tematem, ale nie chcą wdawać się w szczegóły. Choć te już dawno określił Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych.
Monitoring potrzebny?
Niestety, CCTV w Polsce jest nie tylko prawnie nieuregulowane, ale do tego bardzo drogie. Z raportu "Nadzór 2011" Panoptykonu wynika, że utrzymanie jednej kamery w Warszawie rocznie kosztuje ponad 34 tysiące złotych. Łącznie zaś na system monitoringu stolica wydała w 2011 co najmniej 17 milionów złotych.
Ponieważ jednak jesteśmy przekonani o bezpieczeństwie wynikającym z obecności kamer, władza chętnie instaluje kolejne monitoringi. Niestety, czasem posuwa się w tym za daleko, tak jak w Bytomiu. – Monitoring to forma ingerencji w prywatność. I chociaż w niektórych przypadkach jest uzasadnione jego użycie, to powinno się to odbywać w ograniczonym i jak najmniejszym zakresie – przekonuje Dorota Głowacka.
Z punktu widzenia Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych możliwie najszersze uregulowanie problemu monitoringu byłoby najlepszym rozwiązaniem. Oznaczałoby to ustalenie zasad jego stosowania nawet w tak szczegółowych przypadkach, jak np. instalowanie kamer w miejscach pracy.