Górnik Mariusz Ośliźniok oraz jego żona Iza po 40 dniach w końcu opuścili kwarantannę. Wcześniej, choć przez kilka tygodni nie wykazywali żadnych objawów i wszystko wskazywało, że już nie są zakażeni, mieszkańcy Rudy Śląskiej mieli zakaz opuszczania domu. Teraz zapowiadają skierowanie sprawy na drogę sądową.
Ośliźniok poddał się testowi na koronawirusa w połowie lipca. Źle się czuł, a w jego miejscu pracy było sporo przypadków zakażeń, więc szefostwo wysłało go na test. Jego wynik był pozytywny. Skierowano go więc na domową izolację, w której miał przebywać 14 dni.
W tym czasie zrobiono mu kilka testów na koronawirusa. Jeden z nich okazał się negatywny, ale następnego dnia znów wyszło co innego i kwarantanna została podtrzymana. W izolacji musiała przebywać jego żona, która przez dłuższy czas nie wiedziała nawet, czy jest zakażona. Test wykonano jest bowiem dopiero po 28 dniach izolacji.
Małżeństwo zwracało się o pomoc do sanepidu, ale nie otrzymało odpowiedzi. Nie dostało też wyników testów na piśmie. Dzieci pary przez kilka tygodni mieszkały u dziadków i nie mogły spotkać się z rodzicami. Sprawę opisywały lokalne portale, zainteresował się nią również "Super Express".
W weekend Mariusz Ośliźniok poinformował za pośrednictwem Facebooka, że ich izolacja wreszcie dobiegła końca. "Za parę minut kończy się oficjalnie nasza kwarantanna z tego miejsca chcieliśmy serdecznie podziękować wszystkim którzy nas wspierali zarówno na zrzutce jak i słowami otuchy. Nie spodziewałem się, ze przez to wszystko poznamy tylu wspaniałych i życzliwych ludzi" – napisał górnik i wymienił osoby oraz organizacje, od których otrzymał pomoc.
"Pozdrawiamy z wolności! Jednocześnie informujemy, ze będziemy walczyć na drodze sądowej z instytucjami które nam zgotowały taki los" – czytamy na końcu wpisu.
Śląsk jest jednym z najmocniej dotkniętych przez koronawirusa regionów Polski. W pewnym momencie wykrywano tam więcej infekcji niż w całej reszcie kraju, a największymi ogniskami zakażeń były właśnie kopalnie.