Doczekaliśmy się takich czasów, gdzie odpowiednia liczba followersów gwarantuje status "eksperta" we wszystkich dziedzinach. Pandemia koronawirusa pokazuje, jak chętnie korzystają z tego tzw. celebryci. I choć może się wydawać, że ich wypowiedzi to nieszkodliwa pożywka dla prasy brukowej, opinie koronasceptyków ze świata showbiznesu naprawdę mają negatywny wpływ na ludzi.
Ivan Komarenko już w maju deklarował jasno: "Nie zgadzam się na obowiązkowe szczepienia!". W podobnym tonie wypowiadała się Doda, choć akurat jej wątpliwości nie były pozbawione sensu. Piosenkarka pytała, "ile razy będę musiała się zaszczepić, skoro wirus ma mutować". Polecała też fanom filmik o wymownym tytule "Fałszywa pandemia". Mariusz Pudzianowski przekonywał, że przed koronawirusem obroni do witamina C, a skutecznym lekarstwem będzie odstawienie telewizji i Facebooka.
O krok dalej poszła Viola Kołakowska, modelka i była partnerka Tomasza Karolaka, do którego przejdę za chwilę. Ona mówiła wprost, że żadnej pandemii nie ma, nazywając nawet ówczesnego ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego "jaszczurem". Prawdopodobnie miała na myśli, że polityk jest zakamuflowanym reptilianinem – przedstawicielem gatunku pociągającego za pomocą swoich wysłanników wśród globalnych elit za najważniejsze ziemskie sznurki
W ostatnich miesiącach głos celebryckich koronasceptyków przycichł, ale kilka dni temu za sprawą Tomasza Karolaka, dzielącego się na Instagramie swoim wkurzeniem po wyproszeniu go ze sklepu za brak maseczki, niespodziewanie znów przybrał na sile. Problem w tym, że słowa influencerów - czy się to samym gwiazdom podoba (raczej tak), czy nie - potrafią odcisnąć solidne piętno na rzeczywistości.
Przykład od gwiazdy
Punktem zaczepienia tego tekstu jest jednak afera wokół nagrania Karolaka, więc to jej przyjrzyjmy się dokładniej. W środę aktor został wyproszony z IKEA za brak maseczki. – Zakrywanie maseczką ust i nosa jest, jak wiadomo, sprzeczne z Konstytucją i jest jedynie zaleceniem. Poza tym jestem człowiekiem, który dba o własne zdrowie i właściwie to chyba prędzej bym się od ochroniarza zaraził – oburzał się Karolak w filmiku, który wrzucił na Instagrama.
Ok, w jego wypowiedzi nie było żadnego koronasceptycznego odlotu. Ba, w porównaniu z niektórymi przytoczonymi wyżej teoriami spiskowymi, aktor był powściągliwy w odważnych tezach. Tyle że przekaz płynął od niego podobny – maseczki nie są potrzebne, bo przecież jeśli "dbam o zdrowie", to nikogo nie zarażę. Sprowadza się to więc do propagowania przyzwolenia na łamanie jednej z głównych zasad walki z pandemią.
I niezależnie od tego, jakie intencje przyświecały Karolakowi, i jak daleko posunięty jest jego koronasceptycyzm – takie słowa idą w świat. No dobrze, raczej w Polskę, co nie zmienia tego, że docierają do naprawdę wielu osób. Pewnie nawet milionów.
Oczywiście większość z nich pokręci z poirytowaniem głową, uśmiechnie się pod nosem albo po prostu przejdzie nad tym obojętnie. Ale bez wątpienia znajdą się i tacy, dla których słowa Karolaka będą kolejnym argumentem na rzecz lekceważenia pandemii. – Wielu Polaków ma tendencję do podważania władzy, zakazów i narzucanych zasad. To, że podobnego zdania jest osoba znana, utwierdza ich w przekonaniu o słuszności tego podejścia – zauważa w rozmowie z naTemat Małgorzata Bogunia-Borowska, socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Dodaje jednak, że sytuacja ma też drugą – pozytywną – stronę medalu. – Informując o tej sprawie, Karolak być może nieświadomie wspomógł walkę z rozprzestrzenianiem się koronawirusa. Jego przykład pokazuje bowiem, że obowiązek noszenia maseczek dotyczy wszystkich, nawet gwiazd. To przypomni ludziom, że jeśli chcą iść do sklepu, muszą pamiętać o maseczce. Inaczej po prostu tam nie wejdą – tłumaczy socjolog.
Celebryci w służbie teorii spiskowych
Koronasceptyczni influencerzy dzielą się na dwie grupy. Jedna to ci, którzy negują istnienie samego koronawirusa albo pandemii, ewentualnie sprzeciwiają się stosowaniu do związanych z nimi obostrzeń. Drugą stanowią antyszczepionkowcy. Oni zazwyczaj nie podważają pandemii samej w sobie, ale deklarują, że za nic nie poddadzą się szczepieniom. Są i tacy, którzy zaliczają się jednocześnie do obu grup.
Z jednej strony, przeciwnicy szczepionek wydają się bardziej racjonalni, bo przecież nie wątpią w istnienie samego wirusa, a jedynie sprzeciwiają się czemuś, co jeszcze przed pandemią budziło kontrowersje. Z drugiej – ich realny wpływ na zachowania społeczeństwa może być nawet większy. W odróżnieniu od osób negujących koronawirusa, używają oni argumentów – jak odrealnione by one nie były, to wciąż więcej niż koronasceptyczne "nie, bo nie".
Siłą napędową antyszczepionkowców jest uwielbienie społeczeństwa dla teorii spiskowych. – Wystarczy wejść do internetu, żeby zobaczyć, jakim zainteresowaniem się one cieszą. Jest bardzo wielu ludzi na nie podatnych. A że często wyznają je celebryci, rozprzestrzeniają się z dużą łatwością – mówi Bogunia-Borowska.
Zresztą problem podatności na teorie spiskowe powoduje, że interpretacja słów celebrytów bywa mocno wybiórcza, nie tylko, gdy mowa o szczepionce. Przykład? Raper Tede wyśmiewał na Instagramie historię o stojącej u podstaw pandemii zupie z nietoperza. Nie było tam negacji samego koronawirusa, przynajmniej nie wprost. Co jednak z tego, skoro zachęceni jakimkolwiek spiskowym wątkiem internauci w komentarzach ruszyli z krucjatą przeciw fałszywej pandemii?
Influencerzy zamiast elit
Socjolog podkreśla, że koronasceptyczne gwiazdy to niebezpieczne zjawisko. – Influencerzy wypełniają lukę po elitach intelektualnych, których po prostu brakuje. Nawet jeśli większość odbiorców traktuje ich rewelacje z przymrużeniem oka, zostają im one z tyłu głowy. Na razie ciężko stwierdzić, jaki wpływ wywarli konkretnie w kontekście pandemii, ale generalnie ich słowa mają dużą siłę – ocenia.
I podkreśla, że obecnie influencerzy docierają niemal do wszystkich grup. – Internetowi celebryci kojarzyli się kiedyś głównie z wpływem na ludzi młodych, ale obecnie słuchają ich też starsi. Co więcej, seniorzy, którzy nauczyli się internetu, są tam często bardzo aktywni i chętnie szukają takich typu rewelacji. Na szczęście doświadczenie i zdrowy rozsądek często stanowią obronę przed niesprawdzonymi informacjami pseudoautorytetów.
Ale żeby nie było, że gwiazdy to jakaś mroczna sekta – nie można zapominać, iż na początku pandemii wielu influencerów wykorzystywało swoje zasięgi do promowania zachowań rekomendowanych przez ekspertów. Apelowali oni do fanów, by zostali w domu i pamiętali o maseczce.
Okazało się jednak, że im dalej w las, tym więcej wśród nich koronasceptyków. Zmęczenie obostrzeniami jest jak najbardziej zrozumiałe, ale ciężko oprzeć się wrażeniu, że część celebrytów nie zdaje sobie sprawy z mocy sprawczej, jaką ich słowom nadała rozpoznawalność. Choć na pewno są też tacy, którzy teorie spiskowe wygłaszają z poczuciem pełnej odpowiedzialności.