Rzecznik Praw Dziecka Mikołaj Pawlak w rozmowie z Konradem Piaseckim w TVN24 stwierdził, że w Poznaniu doszło do sytuacji, w której edukatorzy seksualni "wychwytywali rozchwiane i zaniedbane dzieci" i podawali im środki farmakologiczne, aby zmienić ich płeć bez zgody rodziców. O komentarz do tej wypowiedzi poprosiliśmy jedną z osób, która przeprowadza podobne warsztaty. – Ciężko jest mi nawet skomentować ten fragment wypowiedzi, bo kiedy to usłyszałam, to naprawdę na chwilę się zatrzymałam i pomyślałam sobie: "o co w tym chodzi?" – mówi Barbara Michalska, pedagożka, socjoterapeutka, edukatorka współpracująca z Fundacją Nowoczesnej Edukacji SPUNK.
Od razu pomyślałam, że taka wypowiedź nie powinna się w ogóle pojawić. Jest różnica między wolnością słowa a dezinformacją, która dociera do szerokiego grona odbiorców. Jeśli Rzecznik Praw Dziecka wie o takich przypadkach, to po pierwsze powinien wskazać miejsce, gdzie do tego doszło. Informacja, że chodzi o Poznań, jest zbyt ogólna.
Poza tym, jeśli wie, to powinien, jako osoba pełniąca niebywale odpowiedzialną funkcję w państwie, zgłosić to do prokuratury. Rzecznik prokuratury poznańskiej dzisiaj w rozmowie z mediami zaprzeczył, aby prokuratura zajmowała się takim zdarzeniem, o niczym takim również nie słyszał.
Z racji tego, że prowadzę bardzo wiele warsztatów, w tym m.in. wspierające rozwój psychoseksualny, widzę absurdalność wypowiedzi, bo wiem, jak wygląda standard przeprowadzania takich warsztatów. Po pierwsze, rodzice są informowani o zakresie tematycznym, który będzie obowiązywał na zajęciach, po drugie, opiekunowie muszą wyrazić pisemną zgodę na realizację warsztatów. Bez tego nie ma możliwości, aby z takimi działaniami pojawić się w placówce.
Co także istotne, podczas warsztatów obecni są nauczyciele i nauczycielki. Wszystkie te kwestie muszą mieścić się w normach prawnych obowiązujących w Polsce, a prawo mówi jasno, jeśli na teren placówki wchodzi jakaś organizacja z zewnątrz i chce przeprowadzić z dziećmi jakiekolwiek warsztaty, musi być wyrażona zgoda rodzica.
Zatem jeśli doszło do sytuacji, o której mówił RPD, to przede wszystkim zgłasza się to do prokuratury. Sianie takiej dezinformacji może być bardzo krzywdzące. Uważam, że rzecznik powinien ponieść konsekwencje swojej wypowiedzi.
Choć jako pedagożka potrafię oddzielić pewne rzeczy i podchodzę do tego naprawdę na chłodno, to wychodzę też z założenia, że czymś ten człowiek się kierował, wypowiadając takie słowa. Myślę, że one spowodują naprawdę niepotrzebny publiczny dyskurs.
Z drugiej jednak strony pokazuje to zasadność prowadzenia warsztatów wspierających rozwój psychoseksualny. Nie ukrywam, że potrzeba jest olbrzymia. Praca specjalistów i specjalistek jest bardzo dużym wsparciem dla rodziców.
Czy praca edukatora seksualnego jest w ostatnim czasie demonizowana? Rodzice boją się puszczać dzieci na takie zajęcia?
Kontekst różnych wypowiedzi politycznych, które pojawiają się w mediach, na pewno powoduje, że rośnie obawa przed zapraszaniem specjalistów do placówek oświatowych. Natomiast potrzeba, żeby takie warsztaty się odbywały, jest cały czas taka sama.
Wzrasta świadomość rodziców, co jest zadowalające. Chcą oni, aby ktoś przekazał dzieciakom wiedzę, jak wyglądać może ich rozwój, z czym mogą się zmagać, na co trzeba zawracać uwagę, co jest istotne w myśleniu o ich dobrostanie psychofizycznym.
Edukując, możemy zrobić najlepszą przysługę profilaktyce. Dostęp do wiedzy powinien być nieograniczony. Powinna być także wolność wyboru w zakresie doboru tego, kto edukuje i rodzice taką możliwość mają. Jeśli przychodzi specjalistka i mówi, że w danym dniu będzie chciała przeprowadzić takie i takie warsztaty, rodzic zawsze może nie wyrazić zgody na udział dziecka w zajęciach. Mieliśmy i takie przypadki, ale biorąc pod uwagę olbrzymią liczbę zorganizowanych spotkań, to były naprawdę pojedyncze przypadki.
Jeśli mówimy o profilaktyce, to chyba warto zaznaczyć, że w krajach skandynawskich, tam, gdzie edukacja seksualna jest w szkołach obowiązkowa, odsetek nastoletnich ciąż jest zdecydowanie mniejszy niż w krajach, gdzie takiego obowiązku nie ma.
Oczywiście, że tak. Często na warsztatach zderzamy się z powtarzanymi mitami. Dzieciaki znajdują informacje dotyczące zapobiegania zajścia w ciążę w sieci i uważają, że np. od pierwszego razu w ciąże się nie zachodzi. To nie są historie sprzed 10 lat, to jest wiedza wygrzebana z internetu teraz. Masa wiadomości, które mogą tam znaleźć, nie pozwala im na realną oceną, co jest prawdą a co nie.
Kontakt z dorosłą osobą, która będzie otwarta na takie tematy może spowodować, że unikną różnego rodzaju trudności. Rzeczywiście jest tak, że badania wskazują, że tam, gdzie pojawia się edukacja seksualna, odsetek niechcianych ciąż, jak również i chorób przenoszonych drogą płciową, jest bardzo niewielki.
Wrócę jeszcze do wypowiedzi Rzecznika Praw Dziecka i do fragmentu o środkach zmieniających płeć. Wiem, że podczas korekcji płci potrzebna jest farmakologia, ale w takim przypadku, o jakim mówił Mikołaj Pawlak, nie jest to chyba logiczne.
Ciężko jest mi nawet skomentować ten fragment wypowiedzi, bo kiedy to usłyszałam, to naprawdę na chwilę się zatrzymałam i pomyślałam sobie: "o co w tym chodzi?".
Dla mnie jest to jasny przekaz, że rzeczywiście jest tam dużo dezinformacyjnych fragmentów. Życzę sobie takiego spotkania indywidualnego z RPD, chciałabym go zapytać, jak to wszystko mu się układa, jaki to możliwe, że te puzzle do siebie pasują. Nie będzie to chyba jednak mi dane.
"Stolarze powinni ciąć ławki". Rzecznik Praw Dziecka ma pomysł na bezpieczne szkoły