Pan Grzegorz "świętował" swoje 45. urodziny w Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Kolejnych mógł nie dożyć, ponieważ jego stan zdrowia spowodowany zakażeniem koronawirusem nie pozostawiał wielu złudzeń. Mężczyzna nie miał żadnych chorób współistniejących, a ledwo przeżył. COVID-19 zniszczył mu prawie cała płuca i potrzebował nowych.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
45-latek jest pierwszym w Polsce pacjentem, któremu przeszczepiono płuca z powodu powikłań po COVID-19. Pracował w szpitalu zakaźnym w Tychach, ale nie miał kontaktu z zakażonymi - jest szefem sterylizatorni. Nie wiadomo więc, gdzie dopadł go koronawirus. Pierwsze objawy COVID-19 miał 10 czerwca. 9 dni później potwierdzono u niego pozytywny wynik testu na obecność koronawirusa.
20 czerwca pracownik stał się pacjentem własnego szpitala. Miał silne duszności, a jego stan ciągle się pogarszał. Jeszcze tego samego dnia przeniesiono go na oddział intensywnej terapii z obustronnym zapaleniem płuc. W 9. dniu leczenia zmiany objęły 90 proc. miąższu płucnego. W 13. dniu nie pomagał już respirator. Podjęto decyzję o przeszczepie płuc. Na stół trafił 2 lipca.
Operacja udała się dzięki specjalistom z trzech ośrodków: Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Tychach, Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie oraz Śląskiego Centrum Chorób Serca. W czasie leczenia, mężczyzna był podłączony do ECMO, sztucznych płuc nazywanych "wehikułem czasu". Pomagało to mu przetrwać infekcję, ale zniszczenia w organizmie były nieodwracalne. Dlatego konieczna była transplantacja płuc.
Dr hab. n. med. Marek Ochman, koordynator oddziału transplantacji płuc w ŚCCS powiedział TVN24, że pan Grzegorz, oprócz nadwagi, był sprawny fizycznie. – Jego płuca były strasznie zniszczone. Przypominały wątrobę, czyli narząd który nie służy do oddychania. Były twarde, niewymieniające tlenu, absolutnie bezwartościowe – przyznał.
45-latek cieszy się, że wraca do domu. Nadal jest bardzo osłabiony, ale wreszcie oddycha samemu. Niewiele mówi. Wspomina, że najbardziej bał się przeszczepu. – Najważniejsze, że zobaczę się z rodziną. Ani z żoną, ani z dzieckiem nie widziałem się już od trzech miesięcy. Będziemy mogli rzucić się sobie w ramiona. Mam dwulatka, już chyba zapomniał, jak wygląda ojciec – powiedział dziennikarzom.
– U tego pacjenta koronawirus zaatakował szczególnie płuca. Tak dzieje się w przypadku tego nieprzewidywalnego wirusa u części pacjentów. Ktoś, kto wykryje tę zależność, pewnie dostanie Nobla – powiedział "Dziennikowi Zachodniemu" dr Maciej Urlik, transplantolog z Zabrza. Dodaje, że przypadek pana Grzegorza powinien być przestrogą dla tych wszystkich, którzy lekceważą zagrożenie, nie stosują się do zaleceń lekarzy.