W ubiegłym roku prokuratura umorzyła śledztwo ws. wątku afery podsłuchowej, który dotyczył Mateusza Morawieckiego. Będący na nagraniach premier nie został przesłuchany – informuje wrocławska "Gazeta Wyborcza".
Sprawa dotyczy ujawnionej w 2018 roku rozmowy, do której doszło w restauracji Sowa i Przyjaciele. Jej uczestnikami byli: Mateusz Morawiecki, wtedy prezes banku BZ WBK, Zbigniew Jagiełło, prezes PKO BP oraz prezes PGE Krzysztof Kilian i jego zastępczyni Bogusława Matuszewska.
Fragment rozmowy, którym zainteresowała się prokuratura, dotyczył byłego ministra w rządzie PO-PSL Aleksandra Grada. Kilian poprosił Jagiełłę o znalezienie dla niego posady w radzie nadzorczej Otwartych Funduszy Emerytalnych. Gdy ten odmówił, do rozmowy wtrącił się Morawiecki.
– Zapytajcie go tak po cichu. Ja bym spróbował tak bardziej jednorazowo. Pięć dych czy siedem, czy stówkę mu damy na jakieś badania czy na coś – tak miały brzmieć słowa premiera.
W 2018 roku zostało wszczęte śledztwo. Początkowo wątek został dołączony do innej sprawy, ale po kilku miesiącach wyłączono go i był przedmiotem odrębnego śledztwa. Miesiąc później – w czerwcu 2019 roku – to śledztwo zostało jednak umorzone. Premier nie został nawet wezwany na przesłuchanie.
W postanowieniu wspomniano o możliwości popełnienia przestępstwa nie przez Morawieckiego, a Grada. Rzecz w tym, że – co podkreśla "Wyborcza" – Grad w ogóle nie pojawia się na nagraniu.
Afera podsłuchowa związana z restauracją Sowa i Przyjaciele to jeden z najgłośniejszych skandali politycznych w ostatnich latach. Na pochodzących z 2013 i 2014 roku nagraniach pojawia się wielu kluczowych polityków. Za aferą miał stać biznesmen Marek Falenta, który opłacał kelnerów, by nagrywali toczące się przy stolikach rozmowy.