Ewa Drzyzga z formatem „Rozmów w toku” pojawiła się dwanaście lat temu i od tej pory, nieprzerwanie, od poniedziałku do piątku, popołudniową porą, wita nas i skłania do dyskusji na bardziej lub mniej poważne tematy. W czym tkwi siła programu i prowadzącej?
Program Ewy Drzyzgi został ostatnio uznany za jeden z najbardziej atrakcyjnych dla reklamodawców. „Rozmowy w toku” zarobiły niebagatelną sumę 55 milionów złotych. Co ciekawe, „Rozmowy” wyprzedziły wiele świeższych, modniejszych i bardziej skupiających uwagę oraz przyciągających media formatów, m.in. talent shows i znane seriale.
Sama formuła programu do lat nie uległa zmianie: skromne jak na dzisiejsze czasy trybuny z publicznością, Ewa oraz krzesełka dla gości specjalnych. Drzyzga cały czas na stojąco, w ciągłym kontakcie z rozmówcami i publicznością, którą chętnie pyta o opinie i zachęca do uczestnictwa w dyskusji.
Największą widoczną zmianę, jaką przeszły „Rozmowy w toku”, są fryzury prowadzącej, które jednocześnie były chyba jedyną głośno komentowaną przez serwisy plotkarskie sprawą związaną z Drzyzgą. Na najpopularniejszym z nich na hasło „Ewa Drzyzga” wyskakuje tylko siedem wyników. Jak na osobę tak medialną, rozpoznawalną i nieprzerwanie związaną z jednym z głównych kanałów telewizyjnych, Drzyzga plotkarsko nie istnieje.
Ewa, bo wszyscy w Polsce mówią do niej po imieniu, jest znana publiczności od początku lat dziewiećdziesiątych, gdy zaistniała jako jedna z młodych prezenterek nieuwikłanych w poprzedni system. Po kilku transferach, m.in. do RMF FM i Polsatu osiadła w TVN, gdzie od 2000 roku prowadzi „Rozmowy w toku”. Mało kto pamięta, że krótkie epizody z tym programem w jego pierwszym sezonie miały Anna Maruszeczko i Ewa Bakalarska. Później przyszła Ewa, która dziś nierozerwalnie kojarzy się z „Rozmowami”, a „Rozmowy” z nią.
– Trudno powiedzieć co dokładnie składa się na sukces Ewy Drzyzgi, to skomplikowany przypadek – komentuje Agnieszka Morzy, medioznawczyni. – Widzowie docenili jej osobowość, ciepło i profesjonalizm. Po prostu zaufali Drzyzdze – dodaje.
Medioznawczyni zaznacza, że idea programu ewoluowała przez lata. – Początkowo talk show był poświęcony problemom przeciętnych ludzi, lecz z czasem przybierał na kontrowersyjności i zaczął poruszać odważne tematy – mówi Morzy. Zwraca uwagę, że „Rozmowy” ewoluowały wraz ze swoimi telewidzami: ci stawali się coraz bardziej otwarci na różne nieznane zjawiska, więc tematów spornych trzeba było szukać głębiej, czasami sięgając po absurdalne zagadnienia, z których program też jest znany. Przykład? Zaglądam do programu telewizyjnego. Piątkowy odcinek „Rozmów” nosi tytuł „Jak zdobyć discopolowca”.
Mimo często absurdalnego wydźwięku, a także głosów krytyki, choćby tych z fanpage'u „wtoku”, który prezentuje absurdalne podpisy gości ukazujące się na ekranach, Ewa cieszy się niekłamanym uwielbieniem widzów codziennie włączającymi telewizor specjalnie dla niej.
Godzina emisji „Rozmów w toku” jest kolejnym fenomenem tego telewizyjnego formatu. Telewizje przyzwyczaiły nas, że pomiędzy 13.00 a 18.00 serwują nam ciężkostrawne powtórki oraz niekończące się seriale. Tymczasem TVN od dwunastu lat stawia na program autorski, mający w teorii pełnić rolę poradnikową i terapeutyczną. Nawet dzwoniąc do krakowskiego biura redakcji „Rozmów” można w słuchawce usłyszeć głos Ewy, który prosi o podzielenie się swoją sprawą, i zapewnia, że ktoś się z nami skontaktuje.
– Pomimo coraz większych kontrowersji Drzyzga nie zmieniła się – ocenia medioznawczyni. – Do każdego odnosi się z jednakowym szacunkiem, pokazując widzom, że próbuje zrozumieć jego rację, nie ważne, jak kontrowersyjne czy zwyczajnie głupie byłyby jego opinie – dodaje. Od tego w „Rozmowach” jest publiczność. Ta skrajnie reaguje na dziwaków przychodzących do programu. Czasami wyśmiewa, czasami współczuje, innym razem pokazuje swoje obrzydzenie.
Inną ważną kwestią fenomenu „Rozmów w toku” jest to, że widzowie nie podchodzą do tego programu w pełni poważnie. Wzruszają się, czasami śmieją, ale medioznawczyni zaznacza, że tajemnicą poliszynela jest umowność niektórych odcinków, gdzie statyści wcielają się w podstawione role, mając budować napięcie i rodzić dyskusje. Oczywiście nie zdarza się to zawsze, bo program całkowicie straciłby swoją wiarygodność, ale niektóre odcinki są reżyserowane, co nie przeszkadza telewidzom wczuwać się i wyrabiać sobie opinię na niektóre zjawiska.
Agnieszka Morzy zwraca też uwagę na podobieństwo „Rozmów” do innego zagranicznego formatu, rozmów Jerrego Springera. – Pewne elementy talk show oraz klasa i szacunek prowadzącego upodobniają Drzyzgę do Springera – mówi. – Oczywiście Springer jest bardzo amerykański, a jego goście posunięci do granicy absurdu, ale podstawy formatu są takie same – zapewnia.
Jaka jest przyszłość "Rozmów w toku"? Wydaje się, że niezagrożona. Gwiazdy przychodzą i odchodzą, wdają się w rozmaite romanse i kłócą z dyrektorem programowym Miszczakiem. Drzyzga nie dzieli się swoim życiem prywatnym. Woli słuchać niż mówić. Wśród rozkrzyczanych celebrytów wydaje się to bardzo pozytywną cechą, a co najważniejsze – również bardzo docenianą.