Amerykanie kochają Chrissy Teigen, modelkę, celebrytkę, żonę muzyka Johna Legenda. 1 października oczom jej 32 milionów fanów na Instagramie ukazały się czarno-białe zdjęcia ze szpitalnej sali. Teigen, która była w trzeciej ciąży, poroniła. Jej szczera do bólu relacja wielu zszokowała. Dlaczego pokazała coś tak intymnego? – pytają krytycy. Jednak tysiące kobiet, które straciły dzieci, są Teigen wdzięczne. Bo obala bolesne tabu.
Utarło się, że najlepiej o stracie nienarodzonego dziecka w ogóle nie mówić. Lepiej płakać w samotności, cierpieć w milczeniu, robić dobrą minę do złej gry. Tak to wyglądało od lat – społeczeństwo nie lubi trudnych tematów. Jednak kobiety, które poroniły, chcą rozmawiać, mają dość bolesnej samotności. Dobitnie pokazała to reakcja na wyznanie Chrissy Teigen – amerykańskiej gwiazdy, która ma dość tabu wokół poronienia.
Chrissy Teigen poroniła
Chrissy Teigen ma 34 lata, w Stanach Zjednoczonych jest obecnie jedną z ulubionych osób publicznych. Była modelka, prezenterka i jurorka w programach telewizyjnych, autorka książek kucharskich, prywatnie żona wokalisty Johna Legenda, słynie z poczucia humoru, luzu i szczerości. Mówi wprost, że nie znosi Donalda Trumpa, uwielbia jeść oraz spać i nie wstydzi się swoich ekspresyjnych reakcji, które często zostają memami.
Teigen i Legend, którzy są razem od 2007 roku, a sześć lat później wzięli ślub, mają dwoje dzieci: 4-letnią córkę Lunę i 2-letniego syna Milesa. We wrześniu para ogłosiła, że Chrissy jest w trzeciej ciąży. Fani gratulowali, cieszyli się, nie mogli się doczekać narodzin kolejnego potomka swojej ukochanej pary – niby gwiazdorskiej, ale "z sąsiedztwa".
1 października na profilu Chrissy Teigen na Instagramie pojawił się jednak długi post. "Jesteśmy zszokowani i odczuwamy głęboki ból, o którym jedynie się słyszy, ból, jakiego nigdy wcześniej nie czuliśmy. Nie byliśmy w stanie zatrzymać krwawienia i dostarczyć dziecku potrzebnych mu płynów, pomimo licznych transfuzji krwi. To po prostu nie wystarczyło" – napisała. Okazało się, że Chrissy Teigen poroniła.
"Zawsze będziemy Cię kochać"
"Nigdy nie wybieramy imion naszych dzieci aż do ostatniej możliwej chwili: po ich narodzinach, tuż przed opuszczeniem szpitala. Ale z jakiegoś powodu zaczęliśmy nazywać tego małego człowieczka w moim brzuchu Jackiem. Już zawsze będzie dla nas Jackiem. Jack bardzo się starał, aby być częścią naszej małej rodziny i będzie nim na zawsze" – ciągnęła Teigen na Instagramie.
Po czym zwróciła się do nienarodzonego synka. "Do naszego Jacka – tak mi przykro, że w pierwszych chwilach twojego życia doznałeś tak wielu komplikacji i że nie mogliśmy dać ci domu, którego potrzebowałeś, aby przetrwać. Zawsze będziemy Cię kochać" – napisała żona Johna Legenda, która podziękowała również za wsparcie i modlitwy.
"Jesteśmy bardzo wdzięczni za nasze życie, za nasze cudowne dzieci Lunę i Milesa, za wszystkie niesamowite rzeczy, których mogliśmy doświadczyć. Ale nie każdy dzień może być pełen słońca. W ten najciemniejszy z dni będziemy rozpaczać, będziemy wypłakiwać oczy. Ale będziemy się również przytulać i kochać jeszcze bardziej, przejdziemy przez to" – zakończyła Teigen post, który otrzymał prawie 10 milionów reakcji.
Relacja na Instagramie z poronienia
Chrissy Teigen zamieściła też na Instagramie poruszającą czarno-białą relację fotograficzną. Na jednym zdjęciu zapłakana Teigen siedzi na szpitalnym łóżku, na innym zajmują się nią lekarze w maseczkach. Na kolejnych fotografiach ona i John Legend trzymają na rękach zawiniątko z Jackiem. Modelka płacze, jej mąż całuje ją w ramię. Jest też zdjęcie, na którym zmęczona modelka śpi w szpitalnej sali, podawany jest jej tlen. Jej mąż czuwa obok niej.
Nie są to "instagramowe" zdjęcia. Nie mają nałożonych atrakcyjnych filtrów, nie pokazują bajkowej rzeczywistości. Są bolesne, szczere i smutne. Ból Chrissy Teigen i Johna Legenda jest na nich namacalny. Na twarzy modelki maluje się rozpacz, strach, przerażenie, ale również fizyczne cierpienie.
Relacja Chrissy Teigen z poronienia wywołała tysiące, miliony reakcji. Pod zdjęciami w mediach społecznościowych posypały się słowa otuchy, wsparcia, modlitwy. "Jesteśmy z Wami", "Kochamy Was", "Bądźcie silni" – pisali zszokowani obserwatorzy Teigen, w tym gwiazdy i celebryci.
W internecie polał się jednak również hejt. Niektórzy byli oburzeni, że Teigen pokazała w mediach coś tak intymnego, jak poronienie. Dodatkowo obwarowanego tabu. "Te influencerki niedługo pokażą relację z kibla" – stwierdził ktoś na Twitterze. "Przykro mi z powodu Waszej straty, ale te zdjęcia to przesada" – napisał ktoś inny. Takich komentarzy były tysiące.
Post Teigen wywołał w amerykańskich mediach szeroką dyskusję. Czy nie przekroczyła granicy? Czy wypada pokazać taką tragedię w internecie? Gdzie jest granica między życiem prywatnym a publicznym? Ze słów krytyków maluje się jasny wniosek: o poronieniu najlepiej nie mówić, a co dopiero pokazywać ją na zdjęciach. To nie jest ładne, nie jest miłe, nie jest łatwe. Jednak miliony kobiet jest innego zdania.
Kobiety dziękują Chrissy Teigen
"Co za odważna para", "Dziękuję wam", "Podziwiam jej odwagę, żeby mówić o tym bolesnym doświadczeniu. Mam nadzieję, że to pomoże innym" – ludzie, którzy chwalą szczerość Teigen, nie mają wątpliwości: 34-latka przełamała ciszę wokół poronienia. Obaliła tabu, podobnie jak zrobiła to tuż po narodzinach syna Milesa w 2018 roku.
W sieci zawrzało, kiedy Chrissy wstawiła na Instagramie zdjęcie, na którym nosi pieluchę. Spuchnięta, zmęczona twarz, noworodek na rękach, starsza córka obok taszczy wielką zabawkę, byle jakie ciuchy. Pojawiły się głosy, że po co pokazywać takie "brzydkie zdjęcie". Ale one zniknęły w gąszczu zachwytów matek. "Dziękuję Ci za to! Też nosiłam pieluchę, było ciężko" – pisało tysiące kobiet.
Podobnie jest teraz: kobiety, które poroniły, dzielą się swoimi doświadczeniami pod internetowymi publikacjami o tragedii Teigen. "Ja też doświadczyłem 2 poronień. Jedno w moim pierwszym trymestrze, a drugie w 24. tygodniu. Straciłam chłopca tak jak ona. Jej doświadczenie przypomniało mi o smutku i udręce. Cieszę się, że się tym podzieliła. Modlę się za nią i jej rodzinę. Wstydźcie się ci, którzy ją atakujecie w tym trudnym czasie" – napisała na Facebooku na profilu HuffPost kobieta o mieniu Regina.
"Jedna na cztery ciąże kończy się poronieniem. Szkoda, że nie wiedziałam o tym, gdy straciłam moje pierwsze dziecko. Może złagodziłoby to szok, jeśli nie rozpacz. Zdrowe dziecko to naprawdę cud" – dodała Jeanie.
A internautka Bev wyznała: "Dziękuję wam obojgu za odwagę i za to, że o tym mówicie. Mieliśmy 3 poronienia, ostatnie było z bliźniakami. Przetrwaliśmy, ale usłyszeliśmy wiele niewiarygodnie bolesnych uwag, które tylko potęgowały nasz wstyd i ból. Minęło 30 lat, jesteśmy bezdzietni, ale kochamy się. Jeszcze raz bardzo dziękuję. Nigdy nie nadaliśmy imion naszym aniołkom. W niektóre noce patrzymy na gwiazdy na niebie i wszyscy jesteśmy razem".
Zresztą nie tylko kobiety dziękowały Teigen. "To wiele znaczy również dla ojców, którzy także przeżyli tę bolesną stratę" – napisał na stronie FuffPost na Facebooku internauta Corey.
Tabu wokół poronienia
Chrissy Teigen wywołała mieszane reakcje, ale sprawiła, że kobiety, które poroniły, nie czują się samotne. W końcu tworzą one własne społeczności, grupy na Facebooku, organizacje, aby wzajemnie się wspierać. Głos tak znanej osoby jak Teigen pokazał im, że nie są same, dodał im otuchy i siły. Już nie muszą czuć się "wybrakowane", "inne" – poronienie dotyka miliony ludzi.
"Dzięki wyznaniu Chrissy ludzie zdali sobie sprawę, że to bolesne doświadczenie może dotknąć każdego" – powiedziała w portalu "The Lily" Andrea Syrtash, założycielka serwisu Pregnantish poświęconego poronieniom i bezpłodności.
Bo, jak pisaliśmy w naTemat: "Kobiety, które poroniły, chcą rozmawiać. Opowiedzieć o swoim bólu, o swoich nienarodzonych dzieciach, o koszmarze na szpitalnej sali. Chcą się wyżalić, popłakać. To dla nich bolesne, ale również terapeutyczne. Nie chcą, żeby je osądzać czy odwracać wzrok. A jest ich naprawdę dużo".