
Jego pogrzeb miał się odbyć w poniedziałek, ale w ostatniej chwili został odwołany. Gdy okazało się, że szpitale zakaźne nie chciały go przyjąć, Ministerstwo Zdrowia i NFZ zarządziły pilną kontrolę. Sprawą zajęła się prokuratura. Kim był Włodzimierz Dębowski, kierowca karetki z Garwolina, którego śmierć wywołała wstrząs w całym kraju?
REKLAMA
Całe życie przepracował w karetce. Odszedł już na emeryturę, ale wciąż, od ponad 40 lat, pracował jako kierowca w ZRM i Transporcie Medycznym w SP ZOZ Garwolin.
Jeden z jego kolegów mówi nam, że w pracy nie bał się koronawirusa. – Nawet się nie zastanawiał. Po prostu odważnie wsiadał do karetki i jechał. Po tylu latach doświadczenia miał to we krwi. Choć oczywiście każdy się dziś boi. Kierowcy też zakładają kombinezony, gdy wiozą zakażonych. A gdy muszą czekać przed szpitalami z chorymi, bo nie ma miejsc na SOR, to jest horror – twierdzi.
Jest w kompletnym szoku po tym, co się stało. Jak wszyscy. – Rozmawiałem z nim w czwartek. "Nie mam siły. Co się dzieje?" – powiedział. A na drugi dzień już była u niego karetka. Szok, straszna sprawa. Całe życie przepracował na karetce, z tyloma chorobami miał do czynienia. A dopadł go covid – mówi nasz rozmówca.
Czytaj także: Zmarł zakażony koronawirusem kierowca karetki. Nie chcieli go przyjąć w żadnym szpitalu zakaźnym
Kim był kierowca z Garwolina
Włodzimierz Dębowski przebywał na kwarantannie. Tydzień temu otrzymał pozytywny wynik testu. – Był aktywny do końca. Wbrew pozorom nie bał się covidu. Chciał do końca pomagać ludziom. Wszyscy borykamy się z niedoborem medyków, lekarzy, całego personelu. Myślę, że jemu nie chodziło o chęć zarabiania pieniędzy, tylko o chęć pomagania. I w taki sposób, jaki mógł, czynił to do ostatnich swoich dni – mówi naTemat Marcin Zając, przewodniczący Rady Gminy Miastków Kościelny, który znał go i współpracował z nim od lat.Tu, w powiecie garwolińskim, Włodzimierz Dębowski mieszkał. Od 2007 roku był sołtysem Miastkowa.
– Jak odebrał wynik testu, dzwoniłem z troski, czy czegoś potrzebują. Czuł się dobrze. Jego stan pogorszył się w czwartek. Za wszelką cenę nie chciał trafić do szpitala, bał się. To kochający ojciec i dziadek. Wnuki były jego oczkiem w głowie, miał z nimi niesamowitą więź. Losy, niestety, potoczyły się inaczej – dodaje Marcin Zając.
Dziś cała gmina jest w szoku. "Jego śmierć zaskoczyła nas wszystkich! Na co dzień społecznik, wieloletni sołtys Miastkowa, człowiek oddany i lubiany w środowisku, w którym się urodził, wychował i funkcjonował na rzecz jego mieszkańców. Przez ponad 40 lat oddany pracownik służby zdrowia. W piątek wyruszył na ostatni swój kurs karetką. Tym razem nie on kierował..." – piszą w ostatnim pożegnaniu, które zamieścił portal egarwolin.pl.
– Wiedzieliśmy, że był chory, że przebywał w izolacji. Ale, że tak szybko to nastąpiło, to szok – mówi naTemat wójt gminy Jerzy Jaroń.
Pana Włodzimierza pamięta tak: – Miałem przyjemność współpracować z nim przez ostatnie 10 lat. To człowiek bardzo pogodny, miłego usposobienia. Zaangażowany w pracę, rodzinę. Bardzo interesował się sprawami swojej miejscowości i całej gminy. Bardzo opiekuńczy. Społecznik. Był sołtysem, działał w radzie parafialnej. Na wspólnych wyjazdach pan Włodek zawsze był duszą towarzystwa. Był człowiekiem lubianym. W wyborach na sołtysa nie było mowy o żadnym kontrkandydacie. Zawsze był pan Włodek.
Szpitale odmawiały przyjęcia
Włodzimierz Dębowski miał 69 lat. Zmarł 16 października w Szpitalu Powiatowym w Garwolinie, który nie jest szpitalem jednoimiennym. Media szybko obiegła informacja, że szpitale zakaźne nie chciały go przyjąć, że poszukiwania trwały wiele godzin. "Nie było dla niego miejsca w szpitalu", "Szpitale odmawiały przyjęcia przez brak miejsc" – grzmiały w czasie weekendu.Dyrektor garwolińskiego szpitala Krzysztof Żochowski przyznał, że obdzwaniano inne placówki, ale nigdzie nie było dla niego miejsca.
"Pomimo heroicznych wysiłków zarówno przedstawicieli pogotowia, Meditransu, którzy obdzwonili wszystkich, jak i naszych wysiłków formalnych i nieformalnych, nigdzie miejsca dla tego chorego nie było. W mojej ocenie zrobiliśmy wszystko, czym mógł służyć nasz szpital takiemu choremu. Niestety stan był zbyt poważny i pewnych procesów nie dało się odwrócić" – powiedział lokalnemu portalowi.
W Garwolinie, jak słyszę, robiono wszystko, by kierowcy pomóc. "Jego koledzy z garwolińskiego szpitala próbowali pomóc, ale choroba okazała się silniejsza, a przeciwnik nierówny. Zostawił swoją mamę, dzieci Agnieszkę i Wojtka, kochane wnuczęta i konie, które były jego życiową pasją. Mieszkańcy Miastkowa będą go wspominać jako życzliwego i lubianego Włodka. Będzie nam brakowało jego osoby i prostoty życia" – napisali mieszkańcy w ostatnim pożegnaniu.
– Naprawdę miał maksymalnie udzieloną pomoc. Dzieciaki w szkole aż powstawały z ławek, bo karetka jechała tak szybko, żeby go ratować – opowiada przewodniczący Rady Gminy.
Przełożony pogrzeb
Pogrzeb miał się odbyć w poniedziałek, ale w ostatniej został odwołany. Media tak nagłośniły sprawę, że Ministerstwo Zdrowia i NFZ podjęły decyzję o pilnej kontroli.Również urzędnicy wojewody mazowieckiego mają zbadać, czy kierowcy odmawiano przyjęcia do szpitali zakaźnych w Warszawie i Siedlcach i dlaczego. "Z raportów wojewody wynika, że w Warszawie wciąż są wolne łóżka dla chorych na COVID-19" – stwierdziła rzeczniczka prasowa wojewody mazowieckiego Ewa Filipowicz.
Na pogrzeb w poniedziałek szykował się już cały Miastków Kościelny. – Przygotowaliśmy się do uroczystości pogrzebowych w dniu dzisiejszym. Pogrzeb został przełożony, nie mamy na to wpływu. Tym bardziej jest to trudne i przytłaczające dla rodziny – mówi Marcin Zając.
Dodaje, że córka z rodziną, która z nim mieszkała, jest na kwarantannie i nie mogliby wziąć udziału w pogrzebie: – Tylko syn mógłby w nim uczestniczyć .
O panu Włodzimierzy mówi: – To nasz zasłużony sołtys, człowiek aktywny, wesoły. Prosty. Będzie nam brakowało tej jego prostoty. To trudna sytuacja dla nas wszystkich. Jeszcze 16 września, miesiąc przed śmiercią, prowadził ostatnie zebranie sołeckie, na którym decydowaliśmy, na co wydamy pieniądze z funduszu sołeckiego. Był aktywny do końca. Nic nie zapowiadało tak tragicznych wydarzeń.
Również ratownicy medyczni byli gotowi. Oni szczególnie chcą koledze oddać hołd. W sieci pojawił się apel, by 19 października o godz. 14.00 uczcić jego pamięć minutą sygnałów świetlnych i dźwiękowych, który muszą przełożyć.
"Pomimo bycia na emeryturze nie skapitulował przed COVIDEM i dalej pełnił dyżury jako kierowca karetki niosąc pomoc potrzebującym. Zawsze potrafił rozbawić załogę żartem lub opowieścią z minionych lat działalności PR jako weteran tej instytucji" – napisał na FB jeden z kolegów.
