– Tworzą czarne scenariusze lękając się zarówno o zdrowie, jak i o sytuację ekonomiczną. To martwienie ich totalnie zamęcza, destabilizuje, zabiera radość życia, uniemożliwia normalne funkcjonowanie – mówi o GAD, czyli o zespole lęki uogólnionego, psycholog, psychoterapeuta, seksuolog Katarzyna Kucewicz.
Katarzyna Kucewicz (Ośrodek Psychoterapii i Coachingu Inner Garden): Jest to jedno z zaburzeń lękowych, nazywanych GAD (z ang. generalized anxiety disorder). Występuje u około 8-9 proc. populacji, częściej u kobiet. Ma dosyć specyficzny obraz kliniczny.
Kiedy człowiek cierpi na zaburzenia lękowe, to raczej kojarzy się to nam z fobią, czyli baniem się czegoś konkretnego, np. pająków, latania samolotem, chodzenia do szkoły itp. Może mieć też ataki paniki, doświadczać bardzo silnego napadu lęku np. w metrze.
W przypadku zespołu lęku uogólnionego zaś osiowym objawem jest martwienie się, często bez żadnej konkretnej przyczyny. Lęk ten jest mniej ostry w przebiegu, ale równie mocno męczący, bo uporczywy i trwały – trwa minimum pół roku.
To martwienie się nie musi być związane z konkretnym bodźcem – widzę groźnego psa i zaczynam się bać – tylko ze stałym przewlekłym poczuciem, że wszystko, co się dookoła mnie dzieje, każda sytuacja, wprawia mnie w niepokój, w powątpiewanie. Martwieniu się towarzyszą pełne lęku przewidywania dotyczące przyszłości.
Pacjentów przeważnie uporczywie martwią sprawy związane z życiem zawodowym, miłosnym, zdrowotnym. Dzisiaj moi podopieczni z GAD mają oczywiście najbardziej nasilone martwienie się o sytuację związaną z pandemią.
Tworzą czarne scenariusze lękając się zarówno o zdrowie, jak i o sytuację ekonomiczną. To martwienie ich totalnie zamęcza, destabilizuje, zabiera radość życia, uniemożliwia normalne funkcjonowanie.
Czy to odbiera nam np. jasność myślenia, sprawia, że nie możemy skupić się na zadaniach w pracy?
Zdecydowanie tak. Każdy rodzaj lęku sprawia, że skupiamy się na zamartwianiu się i przez to nie możemy się skoncentrować na naszej pracy, nie możemy skoncentrować się na innych aktywnościach, na zadaniach, nie jesteśmy efektywni.
Nie potrafimy też cieszyć się z niczego, bo z tyłu głowy cały czas mamy jakieś zmartwienie. To, o czym często mówią osoby z GAD, to takie poczucie, że kiedy jedno zmartwienie się kończy, pojawia się nowe. I tak w kółko. Pacjenci narzekają, że to napięcie sprawia, że ich życie jest jałowe, bez przerwy są w stresie. To jest koszmarna udręka.
Może to wpływać też na nasze zdrowie fizyczne?
Rzeczywiście, kiedy lekarz psychiatra lub psycholog diagnozuje GAD (zespół lęku uogólnionego), to oprócz tego martwienia się dopytuje o objawy towarzyszące. Muszą wystąpić jeszcze dodatkowo minimum trzy – w tym somatyczne – takie jak trudności ze snem, szybsza męczliwość, doznania bólowe. Ktoś może czuć, że ciągle boli go głowa, że ciągle boli brzuch, wszystko, co zje, stoi mu w gardle.
Jak nie pomylić tego z depresją?
To bardzo trudne, bo często depresja "podszywa się" pod zaburzenia lękowe, nierzadko też występują one łącznie. Generalnie w przypadku depresji o klasycznym przebiegu mamy bardziej do czynienia ze smutkiem, z apatią, z poczuciem pustki wewnętrznej, a w przypadku GAD mamy martwienie się, denerwowanie się, czyli cały czas napięcie.
GAD nie sprawia, że osoba zamyka się w sobie, ale często się alienuje, choć ta alienacja wynika z czegoś innego niż w depresji. W depresji chodzi o poczucie gorszości, poczucie, że nie przystajemy, że męczy nas rozmowa, depresyjni czujemy, że nie mamy nic do powiedzenia.
Natomiast alienacja w przypadku GAD wynika z tego, że osoby czują się totalnie niezrozumiane, czują, że patrzy się na nich z niedowierzaniem i często lekceważeniem. Moi pacjenci mówią, że słyszą takie sformułowania jak "A ty się znowu martwisz? O co ci znowu chodzi? Musisz tak ciągle zwracać na siebie uwagę?".
Te słowa są raniące i dające chorej osobie poczucie, że jest sama w cierpieniu i że w zasadzie jest sobie winna. To jest globalny problem osób zmagających się z zaburzeniami emocjonalnymi, w których nie traci się poczytalności. Zawsze znajdzie się w otoczeniu ktoś kto będzie niedowierzał, powątpiewał, trywializował, radził "weź się w garść, wszyscy mamy problemy".
Z drugiej strony, nie przeczę – trudno jest być partnerem, przyjacielem, czy nawet kolegą z biurka obok osoby cierpiącej na GAD, ponieważ ona cały czas ma powód do zmartwień i jeśli jest bardziej ekstrawertyczna, to mówi o tym swoim zamartwianiu się stale.
Dzisiaj nierzadko partnerzy skarżą się, że podczas home office, nie są w stanie się skupić, bo żona/mąż obok umartwia się, np. że ten COVID to coś strasznego, Stadion Narodowy to teraz będzie jedna wielka kostnica, że pewnie wszystkich nas szlag trafi.
Niektórzy bliscy wykończeni taką narracją zaczynają stronić od tych rozmów, a wręcz nawet krzyczeć, albo się naśmiewać. To jednak sprawia, że osoba zostaje sama w gąszczu swoich bardzo przykrych myśli.
Idealnie by było nie wchodzić w katastrofizacje, ale okazywać bliskiej osobie wsparcie, chociażby empatyzując z tym, że pewnie te lęki są dla niej bardzo męczące. Czasami dobrze jest poinformować osobę o tym, co nam robi słuchanie o jej zmartwieniach – że przez stałe słuchanie i my coraz bardziej zaczynamy odczuwać lęk i czuć się bardzo źle.
Jeśli czujemy, że to zamartwianie bliskiego nas przytłacza – warto jest postawić granicę, zadbać o siebie w miarę możliwości. Bardzo ważne we wsparciu osoby z GAD jest pokazanie jej, że takie stałe zamartwianie się można przecież z powodzeniem leczyć psychoterapią, farmakoterapią lub obiema metodami jednocześnie.
Okazanie wsparcia w tym obszarze, obietnica, że pomożemy przy wyborze lekarza, zawieziemy na wizytę, poczekamy, wspólnie poszukamy specjalisty – to jest realna pomoc, lepsza od mówienia "a ty naprawdę musisz się znowu o coś martwić?".
Co jest tego źródłem?
W przypadku GAD źródłem zaburzeń mogą być zarówno doświadczenia z przeszłości, jak i specyficzne cechy osobowości pacjenta. Te doświadczenia to nie tylko przebyte traumy, ale też i sytuacje, gdy jako dzieci patrzyliśmy na lękowych rodziców lub opiekunów.
Ktoś mógł przyglądać się mamie, która na każde życiowe wyzwanie reagowała lękiem, paniką, zamartwianiem się. Ktoś inny mógł mieć dziadka, który wszystko widział w czarnych barwach i bez przerwy się zamartwiał. Przez takie wzorce można nauczyć się postrzegania świata, jako zagrażającego miejsca i odbierania wszelkich nowych sytuacji jako potencjalnie niebezpiecznych.
Równocześnie w rozwinięciu GAD dużą rolę odgrywają nasze czynniki osobowościowe. Wysoka potrzeba kontroli sytuacji i równocześnie niski poziom zaufania do siebie/innych sprawiają, że osoba nie jest w stanie się uspokajać tylko "drąży temat", a kiedy już poczuje się bezpiecznie, za moment znowu zauważa coś co ją niepokoi.
Moje doświadczenia terapeutyczne wskazują, że GAD "siada" na jakimś obszarze naszego życia i ten obszar jest podawany stałej analizie – na przykład zaczyna się od natrętnej myśli "czy mąż jest mi wierny"” albo "czy koleżanki z pracy na pewno są życzliwe wobec mnie?" i takie wewnętrzne pytanie może zapoczątkować lawinę zamartwiania się, podejrzewania, powątpiewania, detektowania.
To są zmartwienia pierwotne, które potem eskalują już tak, że osoba martwi się tym, że zaraz znowu zacznie się czymś martwić i to ją obsesyjnie zadręcza.
Wracając do czynników osobowościowych. Z badań wynika, że na GAD cierpią też osoby, które mają tzw. niską tolerancję niepewności. To są tacy ludzie, którzy, gdy muszą na coś poczekać, np. na wyniki cytologii albo na wyniki testu na covid, to nie są w stanie tego znieść.
Chodzą po ścianach, denerwują się. Nie mogą spać, płaczą, są sparaliżowane lękiem. Pamiętam kiedyś taką historię, gdy pacjentka z GAD tak bardzo bała się oczekiwania cytologii, że błagała lekarza o kolposkopię, która, choć znacznie bardzie inwazyjna, mogłaby szybciej dać jej odpowiedź na pytanie, czy nic mi nie dolega w obszarze szyjki macicy.
I też inna historia, gdy osoba całe życie bała się, że zachoruje na raka piersi jak jej mama i babcia, a gdy się okazało, że genetycznie jest "czysta", jej zamartwianie przerzuciło się na lęki o to, czy przez to zamartwianie się nie dostanie w końcu zawału.
Myślę, że tak. Podejrzewam, że teraz takiego patologicznego martwienia się jest więcej.
Epidemia dla wielu osób jest wyzwalaczem – dowiadywanie się o kolejnych zakażeniach, o zgonach, o żółtej strefie, czerwonej strefie. Może być tak, że ktoś, kto wcześniej był stabilny psychicznie, teraz odczuwa duży dyskomfort i ciągle się martwi. Dlatego my terapeuci tak apelujemy, by jak nigdy pamiętać o dbaniu nie tylko o swoje zdrowie fizyczne, ale i o psychiczne.
Jak sobie z tym radzić?
Kiedy czujemy, że wymyka nam się to spod kontroli i czujemy, że nie jesteśmy w stanie zapanować nad sobą, to najlepiej zgłosić się do specjalisty. Może być to lekarz psychiatra, może być psychoterapeuta.
Zazwyczaj na zespół lęku uogólnionego najlepiej działa psychoterapia. Jest nawet częściej rekomendowana niż leki, które również są ważne, natomiast nie we wszystkich przypadkach.
Dobrze jest także próbować sobie radzić samodzielnie. My psycholodzy mówimy o trzech ścieżkach radzenia sobie z zamartwianiem się. Po pierwsze warto spędzać czas z ludźmi, nawet wirtualnie, nie izolować się, odnawiać kontakty, podtrzymywać znajomości i przyjaźnie.
Po drugie zacząć prowadzić ze sobą zdrowy wewnętrzny dialog, potrafić siebie uspokajać i dbać o nerwy – nie serwować sobie newsów, jeśli one na nas źle działają. Nie czytać o zdradach, jeśli nas to odpala i napawa lękiem. Podzielić nasze lęki na takie, na które mamy wpływ i na takie, na które nie mamy wpływu.
W kontekście koronawirusa: Nie mamy wpływu na znalezienie szczepionki, ale mamy wpływ na to, żeby myć ręce, zakładać maskę izolować się itd.
Dobrze jest nie atakować siebie, tylko spróbować być dla siebie przyjacielem, współczuć sobie, dbać o relaks, nauczyć się rozpoznawania czego nam potrzeba, czego byśmy teraz chcieli.
I wreszcie, po trzecie, dbać o ciało – gimnastykować się, dobrze odżywiać, Poczucie dbania o swoje ciało i zdrowie daje nam słuszne wrażenie sprawczości i kontroli nad swoim życiem.
Te trzy ścieżki mogą wydawać się mało odkrywcze i trywialne. Ale proszę mi wierzyć, przeważnie osoby z GAD choć mówią "ech, to takie proste", to jednak w którymś z tych obszarów niedomagają, nie wdrażają go. A żeby okiełznać lęk musimy podziałać na siebie ze wszystkich trzech stron.