
Reklama.
Późnym piątkowym wieczorem w okolicach ul. Parkowej w Warszawie zgromadziło się co najmniej kilka tysięcy Polek i Polaków, którzy wcześniej protestowali w innych częściach stolicy.
Szczelnie wypełnili oni przyległe uliczki i stamtąd skandowali hasła, które miały dotrzeć do rządzących, a przede wszystkim do wicepremiera oraz prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego.
Ku zaskoczeniu wielu, w pewnym momencie do protestu dołączyli warszawscy taksówkarze - to środowisko nie jest raczej kojarzone z liberalnymi, a tym bardziej feministycznymi poglądami.
Sprawy nad Wisłą zaszły jednak tak daleko, iż cześć taksówkarzy zdecydowała się wesprzeć walkę o podstawowe prawa kobiet w Polsce.
Kilkukrotnie w okolicach rządowej willi, w której ma przebywać de facto najważniejszy człowiek w państwie, doszło do zaostrzenia sytuacji. Cześć najbardziej krewkich demonstrantów zaczęła napierać na kordon policjantów, inni odpalili race.
Czytaj także: Trzaskowski reaguje na brutalność policji. "Nie pozwolę na naruszanie praw obywatelskich"
Mówi się o co najmniej kilku osobach, które miały zostać zatrzymane podczas piątkowych wydarzeń.
Około godz. 23:00 większość protestujący zaczęła się jednak rozchodzić. Mała grupa osób związanych z organizatorami demonstracji ma pozostać na ulicach stolicy do momentu, w którym będzie wiadomo, ilu jest zatrzymanych i co im grozi.