Nie żyje 61-letni mężczyzna, który nie został w puszczony do szpitala w Siemiatyczach na Podlasiu. Do placówki nie mogli wejść nawet ratownicy medyczni i policjanci. Szpital prowadzi wewnętrzne postępowanie wraz z innymi organami.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Sytuacja miała miejsce w nocy 29 października. Ekipa pogotowia ratunkowego dostała wezwanie do 61-letniego pacjenta. Po reanimacji udało się przwyrócić mu funkcje życiowe. Wymagał jednak natychmiastowej hospitalizacji w szpitalu w Siemiatyczach.
"Niestety, w szpitalu zastano drzwi zamknięte na łańcuch. Nie pozwolono wnieść pacjenta do szpitala, nie pozwolono wejść ratownikom. Wejść mógł tylko lekarz pogotowia, któremu pracująca w szpitalu lekarz wydała - bez badania pacjenta - konsultację anestezjologiczną. Odmówiła przyjęcia chorego. Pacjent po raz drugi się zatrzymał" – relacjonuje "Kurier Podlaski".
W międzyczasie pod drzwi placówki przyjechał wezwany patrol policji. Również nie został wpuszczony do środka. Nie mógł też zbadać trzeźwości lekarki. Ponowna resuscytacja 61-latka nie przyniosła efektu. Mężczyzna zmarł w karetce przed zamkniętymi drzwiami szpitala. Śledztwo w tej sprawie prowadzi już policja i prokuratura.
"Prowadzimy wewnętrzne postępowanie wyjaśniające ale i również, współpracujemy w tym zakresie z innymi organami, przekazując im wszelkie niezbędne informacje. Zapewniamy, iż to przede wszystkim w interesie SPZOZ w Siemiatyczach jest niezwłoczne wyjaśnienie tej sprawy i dołożymy wszelkich starań, aby to nastąpiło bez zbędnej zwłoki" – napisał w mailu dyrektor SP ZOZ w Siemiatyczach Andrzej Szewczuk.
Z kolei na początku października w Nysie zmarł 61-letni pacjent chory na Covid-19. Był reanimowany przez godzinę. Czekał na przyjęcie na SOR. Niestety wszystkie łóżka z respiratorami były w tym czasie zajęte.