– Nie opłaca nam się żadne siłowe, radykalne rozwiązanie. Opłaca się nam kompromis – tak wstępne weto rządu PiS wobec budżetu UE komentuje Karolina Zbytniewska, redaktorka naczelna EURACTIV.pl, ekspertka ds. europejskich. Na szali są 123 mld euro dotacji dla Polski, a także 32 mld euro tanich pożyczek.
Anna Dryjańska: Co się stało w poniedziałek w Brukseli? Jedni mówią o wecie, inni o wstępnym wecie Polski i Węgier...
Karolina Zbytniewska: W poniedziałek Polska i Węgry wstępnie – podkreślam: wstępnie – zawetowały 7–letni budżet UE na lata 2021–2027 oraz decyzję o podwyższeniu pułapu zasobów własnych UE, czyli de facto o powołaniu Funduszu Odbudowy UE. Zresztą zgodnie z przewidywaniami.
Jednak jak podkreślają unijni dyplomaci, w wecie nie chodzi o to, że nie podoba nam się ów budżet i 750 miliardów euro na pomoc państwom w kryzysie wywołanym pandemią koronawirusa, ale o sprzeciw wobec mechanizmu “pieniądze za praworządność”, który również został wczoraj przyjęty na spotkaniu ambasadorów (COREPER II).
Czyli rząd PiS przyjął taktykę wet za wet: wy nam każecie przestrzegać prawa, to my wam zawetujemy budżet?
Trudno tu przede wszystkim mówić o tym, że my – Polska – zawetujemy budżet “wam”, bo jest to budżet dla wszystkich państw członkowskich. A na dodatek jesteśmy jednym z jego głównych beneficjentów. Zatem wetujemy budżet i Fundusz Odbudowy sobie samym.
Ale też oczywiście innym – przede wszystkim państwom, które szczególnie ucierpiały na trwającym kryzysie, takim jak Włochy czy Hiszpania. To co się dzieje jest jednak moim zdaniem sytuacją tymczasową, elementem negocjacji, a jednocześnie gry politycznej nakierowanej przede wszystkim na polityczny rynek krajowy.
Jednak w Unii Europejskiej chodzi ostatecznie zawsze o to, by wypracować kompromis. Kompromis stanowi warunek jej istnienia. I dodatkowo dziś na stole leżą za duże pieniądze, by komukolwiek zależało na ich utracie. Dlatego przed nami długi proces negocjacji prowadzonych przez prezydencję niemiecką, który będzie mieć na celu ten właśnie ostateczny kompromis.
Najprawdopodobniej zostanie on osiągnięty na szczycie Rady w grudniu. Spodziewam się, że wszyscy liderzy państw i rządów – tak jak po szczycie lipcowym – będą mogli wrócić do swoich stolic i odtrąbić sukces. Także Polska.
Czy dobrze rozumiem, że to wstępne weto to nic, czym należałoby się przejmować? Rozejdzie się po kościach i każdy będzie zadowolony? Nie będzie żadnych konsekwencji?
To jest jedna z kolejnych decyzji, która sprawi, że pozostanie przysłowiowy “niesmak”. Ale jak wspomniałam, kompromis jest fundamentem trwania Unii. Kompromis, który prowadzi do porozumienia.
Ale wszyscy pamiętają słynne 27 do 1, teraz to będzie co prawda 25 do 2, jednak widzimy, że nawet nasi dwaj sojusznicy z Grupy Wyszehradzkiej – Czechy i Słowacja – zagłosowali za propozycją rozporządzenia ws. praworządności. Innymi słowy: mimo, że wiadomo było, że Polska i Węgry ją zawetują, nawet państwa, którym najbardziej zależy na szybkiej wypłacie środków, także poparły warunkowość, teoretycznie wbrew swoim interesom.
Dlaczego?
Jest to wyraźna deklaracja polityczna na poziomie liderów państw unijnych, że nie chcą odpuścić w tej sprawie, która ma dla Unii znaczenie fundamentalne. Już wszyscy chyba na pamięć znają artykuł 2 Traktatu o Unii Europejskiej, który wymienia unijne wartości - tj. rządy prawa, poszanowanie równości, pluralizmu, niedyskryminacji, wolności, demokracji...
Upór w ich obronie ma fundamentalne znaczenie. Bo w tej chwili Polska i Węgry korzystają ze wszystkich przywilejów wynikających z obecności w UE, ale nie akceptują części podstawowych warunków tej obecności.
Gdzie leży granica kompromisu w sprawie tych fundamentalnych wartości? Czy ona w ogóle istnieje? A jeśli tak, to czy możliwe jest, że rząd właśnie zderzył się ze ścianą i 25 innych państw wspólnoty po prostu pominie Polskę i Węgry rozdzielając pieniądze z koronapomocy?
Jest możliwość ominięcia Polski i Węgier, ale wątpię, że będzie konieczność, by z niej skorzystać. Chodzi o to, że Fundusz Odbudowy wymaga ratyfikacji, jednak Unia mogłaby nasze dwa kraje pominąć w jego planowaniu, jeśli byśmy trwali nieprzejednanie w swym wecie.
Polegałoby to na tym, że mógłby zostać opracowany mniejszy fundusz, który naszych krajów nie uwzględni. Ale byłoby to zbyt radykalne rozwiązanie, pogłębiające podziały wewnątrz Unii i wszystkie kraje wiedzą, że do niczego dobrego nie doprowadzi.
Niestety, Solidarna Polska prawdopodobnie myśli mniej o pieniądzach na pomoc polskim i europejskim obywatelom, a bardziej o wewnątrzkoalicyjnej grze politycznej.
Ale za przyjęciem Funduszu raczej na pewno, dla zrównoważenia jej potencjalnego sprzeciwu, zagłosuje Platforma Obywatelska, prawdopodobnie też SLD, ale nie chcę za bardzo komentować polityki krajowej.
Niestety prawda jest taka, że choć rozmawiamy o sprawach europejskich, na niewiele wiedza o UE się zdaje, gdy decyduje czysta polityka na poziomie państw członkowskich...
A gdzie leży granica kompromisu? To jest bardzo trudne pytanie. Widzimy, że postępowanie z art. 7 TUE (dotyczące stwierdzenia przez Radę ryzyka poważnego naruszenia przez państwo członkowskie wyżej wymienionych wartości Unii) jest de facto martwe.
Widzimy, że węgierski Fidesz Viktora Orbana wciąż – mimo wszystko – pozostaje w Europejskiej Partii Ludowej. Widzimy, że mimo że zasady związane z ochroną liberalnej demokracji i prawami człowieka w Unii są podkreślane na poziomie wszystkich instytucji i przez wielu najważniejszych europejskich polityków, to jednak bezkompromisowa ochrona tych wartości nie jest możliwa, gdy niektóre stolice traktują ochronę unijnych wartości jako ingerencję w narodową suwerenność.
Niestety bezkompromisowość, nawet w dobrej wierze, nie tylko z nazwy stoi w sprzeczności z tym fundamentalnym dla trwania Unii Europejskiej kompromisem.
Spodziewa się pani, że polski rząd podtrzyma weto budżetowe na grudniowym szczycie?
Przewiduję, że osiągnięty zostanie kompromis. Jest kilka innych, już częściowo wspomnianych możliwości. Dzisiejsze moje rozmowy z brukselskimi politykami i dyplomatami rozszerzyły moją wizję możliwych opcji, także o taką, że Polska i Węgry mogą zgodzić się na WRF (7–letni budżet) i Fundusz Odbudowy, ale zaskarżyć rozporządzenie o warunkowości do Trybunału Sprawiedliwości UE.
Jest też już szeroko omawiana opcja przyjęcia prowizorium budżetowego, wychwalanego przez niektórych polityków związanych z PiS, jednak które w rzeczywistości ogranicza nasze środki do projektów, które już są realizowane oraz dopłat bezpośrednich – nie uwzględni jednak żadnych nowych środków, jak na przykład tak ważnego dla Polski Funduszu Sprawiedliwej Transformacji, Funduszu Zdrowotnego, ale też Funduszu Odbudowy, z którego przypisane jest Polsce aż 27 mld euro dotacji i 32 mld euro korzystnie oprocentowanych pożyczek.
I jaka z tych radykalnych opcji by nie weszła, mechanizm ochrony praworządności i tak wejdzie w życie 1 stycznia 2021. I może objąć także ten prowizoryczny budżet, jeszcze dodatkowo go dla nas potencjalnie zmniejszając.
Czyli znowu – nie opłaca nam się żadne siłowe, radykalne rozwiązanie. Opłaca się nam kompromis.
W jaki sposób państwa UE mogłyby osłabić związek europejskich pieniędzy z przestrzeganiem europejskiego prawa i wartości?
Jeśli rozporządzenie o praworządności miałoby być rozmyte, czyli np. ograniczone tylko i wyłącznie do przypadków korupcji, to prawdopodobnie zawetowałby je PE i państwa tzw. oszczędnej czwórki (Austria, Dania, Holandia, Szwecja, często też dołącza się Finlandia), które zgodziły się na możliwość zaciągania pożyczek przez Unię między innymi właśnie w zamian za efektywny mechanizm powiązania wypłaty pieniędzy z praworządnością.
W tej sytuacji możliwym rozwiązaniem kompromisowym mogłoby być więc dopisanie do rozporządzenia aneksu w postaci deklaracji politycznej o tym, że mechanizm powiązania wypłat unijnych pieniędzy z praworządnością nie będzie kierował się przesłankami politycznymi, ale obiektywną ochroną unijnych pieniędzy w konkretnych przypadkach.
I spodziewam się, że to – lub kto wie, może inne rozwiązanie kompromisowe – zostanie przyjęte na grudniowym szczycie Rady Europejskiej. Dzięki temu premier Morawiecki będzie mógł po wylądowaniu w Warszawie stwierdzić, że uratował unijny budżet, ale też interes Polski.
Ale sukces będzie mógł odtrąbić holenderski premier Mark Rutte, bo zostaną zachowane obecne zapisy co do ochrony unijnych wartości, sukces odtrąbią też liderzy państw południa, bo zatwierdzony zostanie tak im potrzebny Fundusz Odbudowy, radosna wróci na Boże Narodzenie też prezydencja niemiecka, która – mimo naprawdę wielkich przeciwności – tym samym doprowadziłaby do zatwierdzenia unijnych pieniędzy na najbliższe lata.
Po wstępnym wecie rządu PiS pojawiły się ostrzeżenia, że to początek polexitu. Pani zdaniem przedwczesne, czy coś w tym jest?
Polexitu nie będzie. Korzyści z naszego członkostwa doceniają i Polacy, i rządzące Prawo i Sprawiedliwość. Mimo więc nawracającego w rządowej narracji eurokrytycyzmu i prężenia muskułów w Brukseli, wierzę, że nic nie zagraża naszej obecności w Unii Europejskiej.