Premier Holandii jest pierwszym politykiem, który tak otwarcie i bez ogródek zaczął mówić o Polsce i Węgrzech. To dzięki niemu we wrześniu pierwszy raz pojawiła się wizja UE bez tych krajów. A teraz kolejna – że budżet UE można uchwalić bez Polski i Węgier. Mark Rutte ma przez to wielu wrogów nad Wisłą. Ale też zwolenników, którzy biją mu brawo.
"Rutte złamał tabu" – podsumował we wrześniu "EUObserver", gdy przez Polskę i nie tylko przewinęły się słowa premiera Holandii, które wywołały szok. Wszyscy odebrali je jednoznacznie: Mark Rutte chce nowej UE bez Polski i Węgier. Taką wizję przedstawiali wtedy holenderscy dziennikarze.
EUObserver napisał wtedy, że pierwszy raz zdarzyło się, że przywódca państwa unijnego mówi publicznie o możliwości istnienia UE bez opornych państw. Przypomniał, że o wyrzuceniu Polski i Węgier z UE mówił w 2016 roku szef MSZ Luksemburga Jean Asselborn. Ale to był minister.
Co Rutte powiedział w parlamencie
Teraz Mark Rutte znów jest na ustach w Polsce i na Węgrzech. Tym razem z powodu reakcji na zawetowanie przez oba kraje unijnego budżetu. Znów sugerując, że UE sobie bez nas poradzi.
"Premier Holandii Mark Rutte potwierdził dziś w holenderskim parlamencie, że międzyrządowe rozwiązanie związane z budżetem UE z udziałem 25 krajów – z wyłączeniem Polski i Węgier – jest nadal możliwe" – poinformował na Twitterze holenderski korespondent w Brukseli Christoph Schmidt.
Holenderski portal volkskrant.nl pisze: "Rutte zasugerował Izbie, że brakuje mu cierpliwości do obu krajów".
Ad.nl opisuje ten fragment spotkania w parlamencie. Lider partii D66 Rob Jetten powiedział podczas cotygodniowej tury pytań: – Polska i Węgry 'podkładają bombę pod europejski budżet. Wkrótce cała Unia będzie bez budżetu i funduszu naprawczego. Chciał wiedzieć od Rutte, czy będzie twardy w swoim stanowisku. – Odpowiedź brzmi: tak – odpowiedział premier.
– Premier wyraźnie dał do zrozumienia, że nie ma zgody na złagodzenie połączenia środków unijnych z praworządnością. Kompromis, który został wynegocjowany ws. praworządności to minimum. Premier powiedział, że poniżej nie zejdziemy – mówi naTemat Ekke Overbeek, holenderski dziennikarz mieszkający w Polsce.
Tak odebrano słowa Rutte
On nie jest zaskoczony taką reakcją Rutte. – Zupełnie nie jest to zaskakujące. W sprawach unijnych Holandia i Polska znalazły się na przeciwstawnych biegunach. Wiadomo, że w Holandii, jak w innych krajach zachodnio-północnych Europy, praworządność jest traktowana bardzo poważnie. Tu nie ma taryfy ulgowej. Nie ma czegoś takiego, że możemy tolerować na dłuższą metę kraj, który de facto niszczy praworządność i demokrację – mówi w rozmowie z naTemat.
Dodaje: – Te kraje na ogół są płatnikami netto. Jest ok, że środki otrzymują kraje na wschodzie. Ale one zaczynają łamać podstawowe zasady funkcjonowania UE. To nie jest tak, że łamie się praworządność w jednym kraju i to nie ma wpływu na inne kraje. Oczywiście, że ma. Cała UE opiera się na zaufaniu między krajami. Zwłaszcza jeśli chodzi o system prawny, że sądy nie są pod kontrolą polityków.
Małgorzata Bos-Karczewska, dziennikarka i redaktor naczelna portalu Polonia.nl, zauważa, że Rutte to drugi po Angeli Merkel przywódca państwa unijnego o najdłuższym stażu – dziesięcioletnim.
– Niezwykły był ostry ton, którym Rutte osaczył we wtorek w parlamencie Polskę i Węgry. Wręcz ”zepchnął te kraje do kąta”, jak to się robi z niegrzecznymi uczniami – mówi naTemat.
Kto poparł Rutte w parlamencie
Szefowa polonijnego portalu w Holandii przypomina, że Rutte przytoczył to, co wydarzało się na ostatniej Radzie Europejskiej: "Spędziłem tam trzy godziny, próbując znaleźć kompromis, aby w tekście o Afryce znalazł się termin gender equality (równość płci). Termin ten nie był dozwolony, ponieważ był sprzeczny z jakąś zasadą na Węgrzech i w Polsce. Tak daleko sprawy zaszły. Ale Europa może przetrwać w dłuższej perspektywie tylko wtedy, gdy uznamy, że Europa jest także wspólnotą wartości".
– Cały parlament poparł stanowisko premiera z wyjątkiem partii Wildersa i radykalnych protestantów SGP. Wilders zarzucał premierowi, ze nie ma "politycznych jaj” jak Orban i powinien dołączyć z wetem do Polski i Węgier – mówi.
Podkreśla, że Holandia jest podatnikiem netto. – Rutte chce, by pieniądze unijne były dobrze wydawane na cele budujące UE, a nie ją dezintegrowały. Bo to przecież absurd, by pieniądze zachodnich podatników szły na finansowanie projektów w państwach "małych Orbanów" – mówi.
Rutte a praworządność
Mark Rutte jest premierem Holandii od 2010 roku. Dwa lata temu media spekulowały nawet, że szykował się, by być następcą Tuska na stanowisku szefa Rady Europejskiej.
– Dla Rutte praworządność zawsze była sprawą najważniejszą obok rynku wspólnotowego. Bo wspólny rynek to priorytet nr 1 dla Rutte. Bez zaufania do sędziów i prawa europejskiego nie może on sprawnie funkcjonować – podkreśla Małgorzata Bos-Karczewska.
Rutte czarnym charakterem w UE
Ekke Overbeek przypomina wydarzenia z lipca, gdy trwały negocjacje ws. nowego Funduszu Odbudowy i Rutte się postawił. Wskazuje też, że Holendrzy są bardzo oszczędnym narodem, mają to w kulturze.
– Bardzo widać to jeśli chodzi o sprawy budżetowe. Dlatego Rutte wyrósł latem na czarny charakter w UE, gdy podczas unijnego szczytu to on groził wetem. Bardzo chciał, żeby fundusz covidowy w większej części opierał się on na pożyczkach, które będą spłacone. Ale po drugiej stronie były takie kraje jak m.in Polska, które chciały, żeby to były darowizny – mówi.
W komentarzach, zwłaszcza prawicowych, niektórzy wypominają Rutte tamto weto. Ale inni biją mu brawo. Piszą nawet, że tak silnych liderów w UE dziś brakuje. Są również podziękowania z Polski i Węgier.
Dziś sytuacja się odwróciła. Jak wskazuje dziennikarz, czarnym koniem w UE Rutte już nie jest. – Cała wina spadnie na Polskę i Węgry. Południe Europy będzie na nie wściekłe. Holandia może żyć z prowizorium budżetowym, może funkcjonować bez funduszu covidowego. Oczywiście premier pewnie by wolał, żeby fundusz powstał. Ale to nie jego problem, że go nie ma od 1 stycznia. Dziś populistyczne rządy Polski i Węgier są tak naprawdę w pułapce. Teraz Unia mówi im, że trzeba wybrać. I to jest ten moment, gdy nasz premier mówi: Ok, to radźcie sobie. To nie nasz problem – tłumaczy dziennikarz.
W ogóle, jak uważa, w Zachodniej Europie, mają już dosyć tej niezrozumiałej polityki polskiego rządu. Kusi się nawet na porównanie: – Jeśli wyobrazić sobie, że Unia Europejska jest budynkiem, Polska i Węgry znajdują się gdzieś w piwnicy.