Szef rządowego Centrum Analiz Strategicznych prof. Norbert Maliszewski ostudził entuzjazm ws. "dobrej wiadomości dla narciarzy", którą zapowiadał wicepremier Jarosław Gowin. Według jego informacji, wyciągi mają służyć tylko... mieszkańcom górskich okolic.
"Dobra informacja dla narciarzy - jutro będą gotowe protokoły sanitarne. Nigdy nie było planowane zamykanie stoków (nie ma na ten temat śladów w rozporządzeniach), gdyż nie są one miejscem związanym z dużym ryzkiem zakażenia. Okoliczni mieszkańcy mogą z nich korzystać" – napisał na Twitterze prof. Norbert Maliszewski.
I rzeczywiście, samo w sobie jest to dobrą wiadomością. Tyle że w praktyce niewiele zmieniającą. Wyjaśnia to zresztą inny wpis Maliszewskiego.
"W czasie ferii rząd będzie zachęcać do pozostawania w domu, gdyż przemieszczanie się pomiędzy regionami, może prowadzić do transmisji wirusa (usługi noclegowe są zamknięte). Po tylu miesiącach wyrzeczeń nie chcemy powrotu do dużej liczby zakażeń" – czytamy we wpisie doradcy rządu.
Oznacza to, że z perspektywy narciarzy z Warszawy, Gdańska czy większości kraju wiadomość o niezamykaniu stoków jest po prostu bez znaczenia. W ich przypadku jednodniowy wypad na narty to opcja nierealna.
Z otwartych stoków mogliby teoretycznie korzystać miejscowi, jednak i tu jest jedno "ale". Czy przy minimalnym obłożeniu właścicielom stoków będzie w ogóle opłacało się otwierać trasy dla narciarzy?
Znajdą się pewnie i tacy, którzy zaryzykują, jednak nie będą oni należeć do większości. Znaczna część stoków pozostanie więc prawdopodobnie siłą rzeczy zamknięta. I tyle z "dobrej wiadomości".
Podczas poniedziałkowej konferencji o niezamykaniu stoków mówił również wicepremier Jarosław Gowin. Jego deklaracja została przyjęta ze zdziwieniem, bo wcześniej rząd powtarzał, że wyciągi narciarskie, podobnie jak branża turystyczna, nie dostaną zielonego światła na działanie.