Trudniej dziś znaleźć osobę, która zna swojego patrona niż taką, która nie wie, że jest Koziorożcem, Strzelcem czy innym Baranem. Horoskopy można "lubić", ale wierzyć w nie to trochę wstyd. I nie o archaiczny lęk przed zabobonami tu chodzi, ale o kult racjonalizmu. W końcu astrologii nie da się udowodnić naukowo. Ale czy jeśli coś działa, dyskredytowanie tego jest racjonalne? Jak wygląda profesjonalny horoskop, przekonałam się w praktyce.
Dziennikarka, najczęściej piszę o trendach, mediach i kobietach. Czasem bawię się w poważne dziennikarstwo, czasem pajacuję. Można się pomylić.
Piotr Gibaszewski, religioznawca i astrolog z 30-letnim doświadczeniem nie używa określenia "wiara" w stosunku do wróżb. Kosmogram to dla niego raczej możliwość uzyskania informacji, które coach nazwałby "feedbackiem". Można je puścić mimo uszu, albo zastanowić się, w jaki sposób mogą pomóc w pracy (w przypadku horoskopu – głównie nad sobą).
Astro big data
Z kosmogramem jest trochę jak z big data. Ze zbieraniny danych wyłapuje się te, które mogą (ale nie muszą) zapowiadać zmiany. Analitycy giełdowi przepowiadają tąpnięcia rynków patrząc w wykresy i liczby. Podobnie jest z astrologami. Kosmogram zostawia pole interpretacji, ale to nie szklana kula. Nie usłyszymy zapewnień o wielkich pieniądzach i wielkiej miłości, jeśli w naszym horoskopie ich nie ma.
Chociaż astrologią zajmują się często tarociści czy wróżki, stawianie horoskopu to umiejętność techniczna. Jeszcze 30 lat temu wymagała szeregu skomplikowanych obliczeń – dziś zastępuje je program komputerowy, np. polska "Urania".
Astrologię, długo rozwijającą się wespół z astronomią, z nauką łączy więcej niż można przypuszczać. Jej istotą jest nie tyle "przepowiadanie przyszłości", co badanie i opisywanie związków przyczynowo-skutkowych między procesami i zjawiskami.
Na studiach uczył się jej Mikołaj Kopernik – do XVIII wieku katedry astrologii działały na większości uniwersytetów i były blisko związane z katedrami matematyki i astronomii. Potem została zepchnięta do roli pseudonauki, bo i skuteczności jej metodologii nie da się jednoznacznie ani udowodnić, ani obalić.
Dzieje się tak z kilku powodów. Przede wszystkim astrologia, jak na dziedzinę liczącą ponad pięć tysięcy lat przystało, jest na wskroś symboliczna. A tam, gdzie symbole, tam też mnogość interpretacji.
Znaczeniami w astrologii obłożone jest nie tylko Słońce, ale też Księżyc (archetyp matki, podświadomości, emocji) i pozostałe planety. Do tego dochodzi jeszcze symbolika 12 znaków zodiaku, przez które poruszają się ciała niebieskie, i znaczenie tzw. domów, czyli 12. pól, na które została podzielona mapa nieba.
Horoskop jest więc wypadkową nie tyle zazębiających się interpretacji, co raczej możliwości tychże.
Dodatkowo, choć podstawą sporządzenia każdego kosmogramu jest konkretna data, same horoskopy w wyznaczaniu "precyzyjnych terminów" najlepsze nie są.
Koniunkcje planet, którym straszy nas popkultura (jak Lars von Trier w "Melancholii" albo Disney w "Herkulesie") mimo tajemniczego brzmienia, zwiastują raczej procesy i tendencje niż nagłe wydarzenie. Horoskop nie pokaże więc daty wybuchu wojny, ale będzie na nim widać, że wojna nadciąga. Przeprowadzić dowodu prawdziwości czegoś tak zniuansowanego nie sposób.
Gdy znak zodiaku to za mało
Profesjonalny horoskop urodzeniowy ma w istocie niewiele wspólnego z poradami w rodzaju "trudny okres w pracy, uważaj na zawistnego Skorpiona", które znamy z kolorowych magazynów.
Przedstawia się go w w formie kosmogramu, czyli rodzaju mapy odwzorowującej niebo w momencie przyjścia na świat danej osoby. Żeby ją sporządzić, oprócz daty, niezbędna jest też dokładna godzina i miejsce urodzenia.
Słońce wędruje wokół Ziemi w eliptycznej płaszczyźnie, która w starożytności została umownie podzielona na 12 fragmentów. Każdy z nich to inny znak zodiaku. Miejsce, w którym znajduje się Słońce w momencie urodzenia, określa znak.
– Horoskopy, w popularnym tego słowa znaczeniu, biorą pod uwagę tylko jeden z szeregu aspektów i to na planie bardzo ogólnym. Jeśli podzielimy całą populację na 12 znaków, w każdej grupie znajdziemy porównywalną reprezentację "profesorów i meneli". Z punktu widzenia astrologii, znaki zodiaku są ważne, ale bez kontekstu zawierają zaledwie ułamek tego, czym zajmuje się astrologia. Powiedziałbym, że w granicach 5 proc., dlatego horoskopy w tej formie to raczej psychozabawa niż astrologia – tłumaczy Piotr Gibaszewski.
Horoskopy do zbiorowej świadomości trafiły przypadkowo. W latach 20. jedna z amerykańskich gazet opublikowała "zodiakalne przepowiednie" jako tzw. zapchajdziurę. A że wzbudziły olbrzymie zainteresowanie, kontynuowano ich zamieszczanie. Z czasem pojawiły się i u konkurencji.
Tymczasem równie ważny co zodiak jest ascendent, czyli znak, który pojawia się na w momencie narodzin na nieboskłonie (ascendent znaczy zresztą "wschodzący").
W przeciwieństwie do solarnego znaku zodiaku, zmienia się średnio co dwie godziny. Co za tym idzie, osoby urodzone tego samego dnia o świcie i o zmierzchu jako Panna będą miały inne ascendenty.
Tak jak Słońce w danym znaku określa ogólnikowo naturę danej osoby, tak ascendent pokazuje, jak jest odbierana przez otoczenie. Nie trzeba być psychologiem, żeby wiedzieć, że w wielu przypadkach to dwie różne sprawy.
Znak zodiaku i ascendent mogą być komplementarne, albo nie do końca do siebie nie pasować. I tutaj pojawia się dysonans – bo i jak to możliwe, że uważam się za osobę taką a taką, ale z jakiegoś powodu jesteśmy odbierani zupełnie inaczej?
Wodnik z Wagą dwa bratanki
Żeby przekonać się, jak wygląda profesjonalny horoskop w praktyce, spotykam się z astrologiem Piotrem Gibaszewskim. Z wyprzedzeniem podaję swoją datę, godzinę i miejsce urodzenia, które posłużą do przygotowania mojego kosmogramu.
Jestem zodiakalnym Wodnikiem i kojarzę piąte przez dziesiąte, że Wodnik to indywidualizm i niechęć do przestrzegania ogólnie przyjętych norm. Czy to do mnie pasuje? Tyle o ile.
Z pewnością nie mam za wiele wspólnego z zasadniczym Koziorożcem, pamiętliwym Skorpionem ani też z łatwo wpadającym w złość Baranem. Jednocześnie równie dobrze mogłabym być antykonserwatywnymi i myślącymi abstrakcyjnie Bliźniętami albo niezdecydowanymi, ale cwanymi Rybami.
Od Gibaszewskiego najpierw dowiaduję się, że mam ascendent w Wadze. Można powiedzieć, że w stosunku do Wodnika "łagodzi wizerunek". Ten ostatni to trochę dziwadło i outsider, z kolei Waga jest odbierana jako osoba komunikatywna, kulturalna, ale też sympatyczna i wylewna.
Jakkolwiek pierwsza grupa cech by się zgadzała, z całą pewnością nie jestem wylewna. Wielokrotnie słyszałam też, że "nie wyglądam na miłą" (czyt. bitchface). Ascendent w Wadze wydaje się więc lekko naciągany. Że pasuje, dowiem się dopiero, gdy przejdziemy do omawiania Plutona w Skorpionie, który wprowadza do interpretacji mojego ascendentu "ale" i do dokładnie w tych aspektach, które się nie zgadzały.
Co do zasady, omawianie horoskopu zaczyna się właśnie od charakterystyki danej osoby. Oprócz wspomnianego ascendentu, w horoskopie zapisane są też historie rodzinne, predyspozycje, relacje, gust co do potencjalnych partnerów, zainteresowania i tzw. ścieżka kariery.
Sceptycyzm kontrolowany
Chociaż mój horoskop nie jest typowo dziennikarski, nadaję się do mediów. Mogłabym zajmować się i językami (Gibaszewski nie wie, że skończyłam dwa kierunki filologiczne), albo kulturą i sztuką (były takie plany).
Jeśli chodzi o zdrowie, powinnam obawiać się przede wszystkim nerwic, depresji i zaburzeń lękowych. Hasło "choroba psychiczna" budzi we mnie większy niepokój niż wzbudziłaby zapowiedź problemów z sercem czy płucami. Tym bardziej, że mam w rodzinie historię chorób psychosomatycznych,.
Jasne, że jestem sceptyczna. Co za tym idzie, na każdą kolejną informację reaguję wieloznacznym "hmm". Nie potwierdzam, nie zaprzeczam – słowem nie daję potencjalnych "tropów", które mogłyby pomóc w interpretacji mojego horoskopu.
Egzaminuję za to wszystko, co mówi astrolog pod kątem tzw. efektu Barnuma. Zakłada on, że bardzo ogólne opisy, które pasowałyby do większości ludzi, w odpowiednim kontekście uważamy za trafnie nas opisujące. Gdy pada zdanie, że nie umiem odpoczywać i łatwo się stresuję, prycham nawet, że "przecież to można odnieść do wszystkich". Gibaszewski nie zaprzecza.
Mimo to, im głębiej wchodzimy w kosmogram, tym bardziej to, co słyszę, zazębia się ze stanem faktycznym. Jowisz w Lwie, Mars w Baranie i kilka innych zależności odkrywa niuanse, których próżno szukać w internetowym horoskopie dla Wodników.
Szczęka opada mi jednak dopiero, gdy przechodzimy do zdarzeń z przeszłości. Od osób chadzających do astrologa słyszałam już wcześniej, że jeśli jestem sceptyczna, zmienię zdanie, gdy zapytam o przeszłość.
Jako że horoskop urodzeniowy zaczyna się w momencie przyjścia na świat danej osoby, korzystając z profesjonalnego programu, łatwo można prześledzić wstecz kolejne lata jej życia. Na tej podstawie astrolog jest w stanie wskazać trudne momenty czy zawirowania miłosne i rodzinne z przeszłości.
Niektórzy posługują się tym zagraniem na początku sesji, żeby przykuć uwagę klienta, rozproszyć wątpliwości i zyskać posłuch absolutny, ale Piotr Gibaszewski uważa, że to rodzaj manipulacji. Jasne, że astrolog jest w stanie wyciągnąć tego typu zdarzenia z przeszłości, tylko po co ma to robić? Co najwyżej po to, żeby przyszpilić klienta i zapewnić sobie u niego posłuch.
W moją przeszłość sięgamy dopiero pod koniec sesji, trochę na potrzeby artykułu. Gibaszewski omawia co bardziej znaczące okresy. I tak, jak mimo sporej trafności tego, co wcześniej usłyszałam, łapałam się na myśleniu "dobra, dobra", tak teraz mam dreszcze. W moim kosmogramie jak na dłoni widać przeszłe sukcesy i kryzysy. Dla sceptyków dodam, że żadnej z tych dat nie dałoby się sprawdzić w internecie (wspominałam już, że nie jestem wylewna).
Z opisaniem tego, co horoskop mówi o mojej przyszłości, mam pewien problem. Jako świeżo upieczonej neofitce astrologii wydaje mi się to zbyt intymne. Trochę jak opowiadanie o zawodzie miłosnym albo najlepszym wspomnieniu z dzieciństwa. Z ciekawostek: dowiaduję się, że dzieci (dziewczynkę i chłopca) będę miała mocno po trzydziestce, chociaż niekoniecznie zostanę mężatką (a więc konkubinat!).
Nie mam większych powodów do zmartwień, więc żeby nie było tak miło, wypalam z grubej rury pytaniem "kiedy umrę?".
– W astrologii zachodniej śmierć jest ogromnym tabu. Uznaje się, że odpowiadanie na związane z nią pytania jest nieetyczne, chociaż hinduski astrolog nie miałby takiego problemu, bo on i jego klienci wierzą w reinkarnację. Osobiście nie widzę w tym żadnego sensu, bo i co ma zrobić osoba, która słyszy coś takiego? To nie jest informacja, która może jakkolwiek pomóc, a nie możemy wykluczyć efektu samospełniającej się przepowiedni – mówi Gibaszewski.
Papieski horoskop pośmiertny
Z punktu widzenia astrologii, śmierć nie jest nawet szczególnie ważnym wydarzeniem. Horoskopy indywidualne działają i po śmierci. Często stawia się je gwiazdom estrady albo ludziom znaczącym dla historii świata. Zazwyczaj pokazując, co stało się z "dziełem" danej osoby.
Pytam, co wobec dzieje się teraz w horoskopie Jana Pawła II. Gibaszewski zaczyna przeszukiwać archiwum. Często sprawdza, co pokazują kosmogramy polityków i pamięta, że dobrych kilka lat temu robił też horoskopy papieżom.
W archiwum ma też kosmogram pandemii koronawirusa. Wynika z niego, że czekają nas jeszcze dwie duże fale zakażeń (jesienią i zimą 2021 roku), ale Gibaszewski zaznacza, że trudno powiedzieć, na ile przyjęta przez niego data początkowa jest prawdziwa. Wreszcie znajdujemy kosmogram Karola Wojtyły (18 maja 1920 roku, 17.30, Wadowice).
– No i zobacz! – emocjonuje się Gibaszewski i wskazuje na umiarkowanie zrozumiałe dla mnie znaczki.
– W papieskim horoskopie powoli przestaje być kolorowo już wiosną 2019 roku. Co ciekawe, czarne chmury zbierają się nie tylko nad Janem Pawłem II, ale też nad horoskopami konkordatu w Polsce, mimo zupełnie innych dat wyjściowych. Pamiętasz, co się wtedy stało?
Przychodzi mi do głowy premiera pierwszego filmu Tomasza Sekielskiego. Nieciekawie we wspomnianych horoskopach zapowiada się też jesień 2020 roku, co przypomina mi, że Gibaszewski problem Kościoła z kobietami prognozował już sześć lat temu, właśnie z horoskopu polskiego konkordatu.
– W 2021 roku czeka nas dodatkowe zaognienie konfliktu i kolejne, jeszcze bardziej masowe protesty. To nie będzie jedno wydarzenie, raczej sekwencja, ale idąca dość szybko – mówi astrolog.
Wracamy do Jana Pawła II. To, co dzieje się teraz w związku z ujawnieniem dokumentów o tuszowaniu pedofilii Kościele to pikuś w porównaniu z tym, co przyniesie tranzyt Plutona przez horoskop papieża w 2026 rok. Gibaszewski prognozuje całkowite zniszczenie jego dzieła. Jak to się stanie? Gwiazdy aż takie cwane nie są, ale biorąc pod uwagę, że mowa o horoskopie zmarłego, nietrudno wywnioskować, że może to być kolejny, jeszcze większy skandal.
Kosmiczny zegar
Wiem, na czym polega horoskop i jak wygląda jego interpretacja, ale o co w tym wszystkim, pomijając aspekt techniczny, w ogóle chodzi? Gibaszewski śmieje się z mojego pytania. Mimo 30 lat praktyki i dyplomu z religioznawstwa nie ma pojęcia. Każda odpowiedź będzie tu kwestią wiary, a tej ostatniej nie lubi żenić z astrologią.
– Odwieczne pytanie astrologów: czy ruchy planet są źródłem zmian w naszym życiu, czy raczej horoskop działa jak rodzaj zegarka, który z nieznanych powodów pokazuje pewne prawidłowości. Szczerze mówiąc po tylu latach już się nad tym nie zastanawiam, interesuje mnie raczej doskonalenie techniki, bo że kosmogram jest źródłem informacji, nie mam wątpliwości.
Niebo gwiaździste nade mną
Innym pytaniem, na które wypadałoby odpowiedzieć jest to, skąd wzięły się astrologiczne interpretacje. Dlaczego akurat Wenus jest planetą symbolizującą kobiecość? Z jakiego powodu wędrujący po horoskopie Jowisz zwiastuje pomyślność, a Saturn – wprost przeciwnie.
Jasne, że rolę odgrywa tu mitologia. W końcu planety wraz z imieniem dostały w spadku cechy konkretnych bogów. Tyle że równie dobrze to ostatnia, a nie pierwsza planeta Układu Słonecznego mogłaby być Merkurym, ze spektrum reprezentowanych przez niego symboli.
Wierzyć, czy nie wierzyć? Chyba podobnie jak Gibaszewski skłaniam się do poglądu, że astrologia nie jest kwestią wiary. Nie da się zapytać, czy wierzy się, dajmy na to, w malarstwo. Horoskop urodzeniowy nigdy nie determinuje w stu procentach niczyjego życia, nie ma się go więc też, co obawiać. Może być za to dodatkową informacją na nasz temat, z którą zrobimy, co tylko chcemy. No i koniec końców – jeśli coś jest głupie, ale działa, to chyba nie jest jednak takie głupie?
PIOTR GIBASZEWSKI– astrolog, tarocista, astrocoach. Astrologią i tarotem zajmuje się od 1990 roku. Ukończył łódzkie Studium Psychotroniki Chiron. Jestem też absolwentem religioznawstwa na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Jagiellońskiego.Naukowo zajmuje się współczesną apokaliptyka, jej przejawami się kulturze, mediach i religii. Pracę magisterską wydaną przez Studio Astropsychologii pisał o tarocie.
Chcesz opowiedzieć historię? Napisz do mnie: helena.lygas@natemat.pl
Astrologia liczy sobie już ponad pięć tysięcy lat, więc nie istnieją źródła, na podstawie których moglibyśmy podać jedną, konkretną odpowiedź. Wiadomo natomiast, że właściwie wszystkie starożytne cywilizacje od Mezopotamii, przez Egipt, Grecję, aż po Majów obserwowały niebo i dysponowały zaawansowaną wiedzą astronomiczną. Zakłada się, że w pewnym momencie zaczęto korelować ruchy ciał niebieskich z wydarzeniami – tymi współczesnymi ówczesnym astronomom, ale prawdopodobnie także przeszłymi. Wyodrębniono pewne prawidłowości, które stały się kanwą astrologii.