Paulina ma 28 lat, od 15 jest niewierząca, ale dopiero teraz zdecydowała się na odejście z Kościoła. Proces apostazji okazał się łatwiejszy niż myślała i wszystko byłoby dobrze, gdy nie zdanie wypowiedziane przez proboszcza. Kiedy zapytał ją, czy była molestowana, a ona zaprzeczyła, usłyszała: "Widzi pani... szkoda, bo i trochę przyjemności by było i trochę kaski by wpadło".
Jestem ateistką od prawie 15 lat, więc o apostazji myślałam już od dłuższego czasu. Natomiast teraz usłyszałam, że sam proces jest łatwiejszy, bo wcześniej trzeba było m.in. mieć dwóch świadków i pojawić się w parafii dwa razy.
Nie chciałam biernie przyglądać się temu, co dzieje się w naszym kraju, temu, jak Kościół wtrąca się w politykę i chroni pedofilów. Uważam, że to jest mafia, mają dużo pieniędzy, a niektórzy stosują nawet przemoc fizyczną i psychiczną wobec ludzi.
Nie zgadzam się z tym, więc nie chcę być w statystykach tej instytucji. I tak jestem osobą niewierzącą, a oni cały czas powołując się m.in. na mnie, mówią, że ten kraj jest taki katolicki, a społeczeństwo wierzące. Zrobiłam to też w ramach protestu. Chciałam pokazać, że ludzie widzą, co robią duchowni.
Czyli tak jak w wielu innych przypadkach, nie chodzi o wspólnotę Kościoła – mam na myśli innych wiernych – a o kler?
Z tą wspólnotą nie mam wiele wspólnego, bo są to ludzie, którzy wierzą w coś, czego ja nie uznaję. Natomiast rzeczywiście zdecydowałam się na apostazję głównie przez to, co robią duchowni, biskupi, arcybiskupi i zwykli księża, którzy wiedzą, co się dzieje, ale nie reagują, nie pomagają.
Formalnie trwało to ponad tydzień, ale około 5 dni czekałam na list. Napisałam maila do parafii, w której byłam chrzczona. Nie dostałam odpowiedzi, więc po kilku dniach zadzwoniłam, żeby się upewnić, że wiadomość dotarła.
Ksiądz powiedział, że dotarła, że wszystko jest w porządku, po prostu nie zdążył odpisać. Dodał jednak, że nie może mi wysłać aktu chrztu na podstawie prośby wysłanej mailem. Poprosił, żebym wysłała mu oficjalne pismo o wystawienie odpisu aktu chrztu z opłaconą kopertą zwrotną. Zapytał, czy nie będzie to problem, że za to zapłacę, więc było to bardzo miłe. Dwa dni później to wszystko zrobiłam, a kilka dni później dostałam to, o co prosiłam.
I zostało już tylko spotkanie w parafii, do której pani należała ostatnio?
Jak tylko dostałam akt chrztu, to zadzwoniłam do parafii aby zapytać, kiedy przyjmuje proboszcz, bo przy apostazji musi być proboszcz, to nie może być wikariusz, ani nikt inny, i następnego dnia poszłam na spotkanie.
Szła pani ze stresem?
Trochę tak, ale stres nie był spowodowany tym, że nie byłam pewna czy chcę to zrobić, po prostu wiedziałam, że wielu księży utrudnia apostazję. Zdawałam sobie sprawę, że może się czepiać, byleby nie zgodzić się na to.
Jak przebiegła rozmowa?
Gdyby nie jedno zdanie, które padło w środku rozmowy, to stwierdziłabym, że była to bardzo konkretna rozmowa. Wszystko trwało może z 5 minut i nie było żadnych problemów. Polecałabym swoją parafię do apostazji każdemu.
Co to było za zdanie?
Ni z gruchy, ni z pietruchy, padł tekst, który nie powinien nigdy paść. Po tym, jak zapytał mnie, czy mieszkam z rodzicami, a ja odpowiedziałam, że mieszkam z chłopakiem, usłyszałam: "Ale molestowana pani nie była?".
Powiedziałam, że na szczęście nie, na co ksiądz: "Widzi pani... szkoda, bo i trochę przyjemności by było i trochę kaski by wpadło". Po czym płynnie przeszedł do tego, że ludzie umierają w kościołach.
Zareagowała jakoś pani czy raczej wolała nie dyskutować?
Rzuciłam tylko tekstem, że mam nadzieję, że on żartuje. Po tym właśnie przeszedł do kolejnej kwestii, nie odpowiadając. Powiem szczerze, że mnie tak zatkało, że dopiero jak wyszłam, to sobie uświadomiłam, co się stało.
Ludzie z grupy na Facebooku "Apostazja" uświadomili mnie, że to nie jest coś, co rzuca się ot tak, że powinien za to odpowiedzieć. Poczułam, jakbym dostała w twarz.
Wspominała pani, że idąc tam, bała się pani, że proboszcz będzie utrudniał apostazję. Znane są pani takie historie?
Tak i dlatego też nagrywałam rozmowę na dyktafon. Inaczej w życiu bym na to nie wpadła, bo nie lubię robić takich rzeczy. Jednak takie nagrania mogą być dowodem dla kurii.
Niektórzy księża odsyłają ludzi, bo ich akt apostazji został napisany na komputerze, a nie ręcznie, albo dlatego, że ktoś nie zgadza się z czyimiś argumentami za wyjściem z Kościoła. Najczęściej duchowni są niemili dla kobiet i jest to znamienne.
Traktują je jak głupie, gorsze, które tak naprawdę nie są świadome tego, co robią, a jak popierają Strajk Kobiet, to na pewno są mniej wartościowe. Ktoś na grupie na Facebooku zwrócił uwagę, że do mężczyzn zazwyczaj tak się nie odzywają,
Jak zareagowali bliscy na pani decyzję?
Wszyscy moi bliscy bardzo mnie wspierają i nie byli zaskoczeni, że dokonuję apostazji. Kiedy przyjechałam do domu, to mama mi gratulowała, że tak ładnie napisałam akt, ale widać było, że jest jej przykro z powodu zachowania księdza.
Moi rodzice w Kościele zostaną, mimo że są niepraktykujący, a tata wręcz niewierzący. Są to jednak pewnie kwestie kulturowe, których oni nie są w stanie przeskoczyć.
Natomiast moja kuzynka, która niedawno urodziła dziecko i ma mieć ono chrzest zaraz po świętach, kiedy usłyszała o mojej sytuacji, zaczęła się zastanawiać czy chrzest ma sens, choć jest osobą wierzącą.
A czy spotyka się pani z takimi zarzutami, zwłaszcza przed świętami, że nie powinna pani obchodzić Bożego Narodzenia, skoro jest pani niewierząca?
Oczywiście, że spotkałam się z czymś takim, widzę dużo tego typu tekstów w internecie. Moją jedyną odpowiedzią jest to, że święta Bożego Narodzenia z narodzeniem Jezusa mają niewiele wspólnego i wywodzą się z tradycji pogańskiej, a nie katolickiej. Przecież nie zgadza się choćby data narodzin, choinek też nie było w Betlejem...
Święta dziś są właściwie komercją. Na tym głównie się zarabia. Choć oczywiście cieszę się ze spotkań z rodziną i nie wiem, dlaczego ludzie uzurpują sobie prawo, żeby mi tego zabraniać. Każdego innego dnia mogę, ale tego akurat nie.