Ogólnopolski Strajk Kobiet postuluje wprowadzenie do polskiego prawa nowej definicji gwałtu. Zakłada ona, że bez penetracji nie może do niego dojść. Co za tym idzie, kobieta miałaby w świetle prawa "ograniczone możliwości” seksualnego wykorzystania mężczyzny. Najprężniej rozwijający się ruch feministyczny ostatnich lat miałaby przeczyć idei równości? Postulat oburza, ale w OSK mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że coś tu jest nie tak.
Dziennikarka, najczęściej piszę o trendach, mediach i kobietach. Czasem bawię się w poważne dziennikarstwo, czasem pajacuję. Można się pomylić.
Najnowszą inicjatywą OSK jest zamieszczanie propozycji postulatów na platformie Loomio, służącej do konsultacji społecznych online
Jedna z propozycji dotyczy wprowadzenia nowej definicji gwałtu do polskiego prawa. Wspomniany postulat zawęża obecnie funkcjonującą definicję
Prawniczki: Kamila Ferenc z Federy i Beata Pożarycka-Pamuła z OSK tłumaczą, dlaczego nowej definicji w ogóle potrzebujemy
Ogólnopolski Strajk Kobiet to inicjatywa, której nikomu przedstawiać nie trzeba. Choć pierwsze protesty pod egidą czerwonej błyskawicy przeszły polskimi ulicami już cztery lata temu, liderki Strajku Kobiet zyskały realny głos w debacie publicznej dopiero po sukcesie frekwencyjnym tegorocznych protestów.
Te ostatnie były następstwem decyzji Trybunału Konstytucyjnego z 22 października, uznającej aborcję z przyczyn embriopatologicznych za niezgodną z prawem. Już 1 listopada OSK powołał Radę Konsultacyjną mającą za zadanie pomagać w tworzeniu postulatów Strajku.
Kalejdoskop postulatów OSK
Wśród nich znalazło się kontrowersyjne "ultimatum", w ramach którego rząd dostał tydzień na przekazanie 10 proc. budżetu państwa na Służbę Zdrowia, ale też między innymi dostęp do legalnej aborcji na żądanie czy wypowiedzenie konkordatu.
Po niespełna dwóch miesiącach postulaty nieco się zmieniły. Ogólnopolski Strajk Kobiet wycofał się nawet z żądania swobodnego dostępu do aborcji, tłumacząc, że "zajmuje się problemami, które już teraz można rozwiązać", co nie znaczy, że liberalizacji ustawy aborcyjnej nie popiera.
Realiści-feminiści, którzy cenili OSK za poszerzanie tzw. okna Overtowna, czyli wprowadzania do dyskusji publicznej wątków dotychczas niewygodnych lub zmilczanych, srogo się zawiedli.
Najnowszym krokiem podjętym przez OSK było założenie konta na platformie konsultacyjnej Loomio, w ramach której zalogowani użytkownicy mogą głosować, ale też brać udział w dyskusji dotyczącej poszczególnych postulatów.
Penetracja sine qua non
21 grudnia OSK opublikował na platformie propozycję implementacji zapisów Konwencji Stambulskiej, w której ma pomóc wprowadzenie do polskiego prawa nowej definicji gwałtu. Propozycja Ogólnopolskiego Strajku Kobiet: "Gwałt to seksualna penetracja waginalna, analna lub oralna ciała innej osoby jakąkolwiek częścią ciała lub przedmiotem bez jej zgody".
Nie trzeba być magistrem prawa, żeby zauważyć, że definicja wyklucza możliwość przymuszenia do stosunku mężczyzny przez kobietę (no chyba, że mowa o "penetracji przedmiotem").
Obecnie w polskim prawie definicja gwałtu nie istnieje. Kodeks karny mówi o "obcowaniu płciowym lub innej czynności seksualnej" do której dochodzi w wyniku przemocy, groźby karalnej bądź podstępu. To jedynie przesłanki służące do stwierdzenia gwałtu. Co ciekawe, przesłanki znacznie szersze niż w przypadku definicji proponowanej przez OSK.
O to, czy w ogóle potrzebujemy definicji gwałtu pytam Kamilę Ferenc – prawniczkę z fundacją Przeciw Kulturze Gwałtu.
– Jako że w kodeksie mowa o przemocy, groźbie karalnej lub podstępie, organy ścigania szukają dowodu na to, czy któraś z tych trzech okoliczności miała miejsce. Aż nazbyt często skupiają na ustaleniu, czy osoba, która doświadczyła przemocy seksualnej się opierała, a czasem nawet, czy opierała się "wystarczająco stanowczo".
Tymczasem w wielu przypadkach tego zewnętrznego oporu nie ma, już choćby dlatego, że ofiara boi się, że zostanie zamordowana przez swojego oprawcę. Przyczyn jest jednak znacznie więcej.
Kamila Ferenc: Kilka tygodni temu w sądzie apelacyjnym we Wrocławiu zapadł wyrok, w którego uzasadnieniu sąd stwierdził, że gwałtu nie było, bo ofiara nie krzyczała, mimo że w pobliżu byli ludzie. Z doniesień medialnych wynika, że zaatakował ją nie obcy człowiek, ale własny kuzyn. Nie miała pojęcia, co robić, była sparaliżowana, niezdolna do reakcji. Nie znaczy to, że do zgwałcenia nie doszło. Akta sprawy bada obecnie Rzecznik Praw Obywatelskich. Podobnych sytuacji jest wiele.
Czy pani wierzgała?
Czego brakuje polskim przesłankom służącym do ustalenia, czy doszło do gwałtu? Przede wszystkim sformułowania dotyczącego braku dobrowolności zbliżenia. Bo podobnie jak gwałtu nie usprawiedliwia głęboki dekolt ani to, że ofiara była pijana, nie wyklucza go brak oporu fizycznego.
– W sprawach o gwałt powinno się w pierwszej kolejności ustalać, czy dana osoba miała możliwość wyrażenia świadomej zgody, a nie "czy wierzgała i jak mocno". Jeśli ktoś jest nieprzytomny lub np. bardzo pijany, oczywistym jest, że zgody wyrazić nie jest w stanie. Konwencja Stambulska skupia się w tej kwestii właśnie na świadomej zgodzie. Co prawda Polska ratyfikowała Konwencję w 2015, ale w naszym prawodawstwie wciąż brakuje stosownego przepisu. Zamiast skupiać się na konsensualności zbliżenia, w sądach szuka się przejawów oporu, jak gdyby to gwałciciel był potencjalną ofiarą osoby, którą wykorzystał – wyjaśnia prawniczka.
Jak ma się do tego postulat Ogólnopolskiego Strajku Kobiet? Proponowana definicja gwałtu podkreśla co prawda brak zgody, ale jednocześnie ogranicza go wyłącznie do penetracji.
Tymczasem w Konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej, na którą powołuje się na Loomio OSK, mowa także o "innych czynnościach o charakterze seksualnym", jak również o doprowadzaniu drugiej osoby do podjęcia czynności seksualnej wobec osoby trzeciej. Mianownikiem wspólnym dla wszystkich trzech punktów z Konwencji Stambulskiej jest tu brak zgody.
Trudno przypuszczać, żeby Ogólnopolski Strajk Kobiet świadomie zawęził przesłanki do stwierdzenia gwałtu. Co zatem poszło nie tak?
Kamila Ferenc: Postulat to fragment artykułu 36. Konwencji Stambulskiej w tłumaczeniu zleconym przez KPRM. Tyle że z punktów a, b i c definiujących gwałt przytoczono wyłącznie ten pierwszy mówiący o penetracji.
Wbrew intencjom
Żeby wyjaśnić, o co konkretnie chodzi z postulatem wprowadzenia nowej definicji gwałtu, kontaktuję się z działaczkami Ogólnopolskiego Strajku Kobiet.
Beata Pożarycka-Pamuła, z wykształcenia prawniczka, działa w Radzie Konsultacyjnej OSK w zespole ds. praw kobiet i wskazuje na ten sam problem, co Ferenc. Przesłanki dotyczące gwałtu obecne w polskim kodeksie karnym są często krzywdzące dla poszkodowanych.
– Co to za prawo, które wymaga od ofiary dowodów, że została wobec niej zastosowana przemoc, groźby karalne lub podstęp? – pyta retorycznie Pożarycka-Pamuła. I dodaje, że
zespół pracuje też nad definicją legalną przestępstwa zgwałcenia potocznie nazywanego "gwałtem".
– Powinniśmy używać raczej tego pierwszego określenia, choćby dlatego, żeby uświadamiać społeczeństwo, co jest czynem karalnym. "Gwałt" jest kojarzony z nagłą, niespodziewaną napaścią, tymczasem w bardzo wielu przypadkach oprawcą jest znajomy, partner lub członek rodziny. Dynamika tego typu aktu przemocy często przebiega zupełnie inaczej niż w przypadku napaści przez obcą osobę. Nie znaczy to, że nie mamy do czynienia z przestępstwem. Konwencja Stambulska słusznie wskazuje, że gwałt jest brakiem zgody na czynności seksualne, a nie zbliżeniem poprzedzonym walką z oprawcą –wyjaśnia Pożarycka-Pamuła.
Dopytuję, dlaczego proponowana przez OSK definicja gwałtu, poddana konsultacjom na Loomio, ogranicza się wyłącznie do penetracji, bez wzmianki o tzw. innych czynnościach seksualnych.
Pożarycka-Pamuła jest trochę zdziwiona, po czym wyjaśnia, że to dopiero robocza faza projektu poddana dyskusji. Zapewnia, że Rada Konsultacyjna OSK wciąż pracuje nad ostateczną wersją tej definicji. Ma zostać rozszerzona, zgodnie ze zgłoszonymi uwagami, na podstawie zapisów Konwencji Stambulskiej.
Wychodzi więc na to, że całe zamieszanie wokół domniemanej mizoandrii Ogólnopolskiego Strajku Kobiet to tylko klasyczne, szekspirowskie "Wiele hałasu o nic". Ot, ktoś nie dopilnował prawidłowej publikacji postulatu na Loomio.
Morały w tej historii są co najmniej dwa. Przede wszystkim to okazja do uświadomienia sobie, jak wygląda (poszlakowa) definicja gwałtu w polskim prawie. Żeby dojść ewentualnej sprawiedliwości w sądzie, trzeba gwałciciela poranić, nawet gdy przystawia nam nóż do gardła. Koniec końców może powiedzieć, że nie przystawiał. Ślady walki to co innego.
Z drugiej strony może oduczymy się pochopnego oceniania działań oddolnych ruchów społecznych, do których należy Ogólnopolski Strajk Kobiet. Od zrywu społecznego nad którym trzeba jakoś zapanować do wejścia w politykę wiedzie droga może niekoniecznie długa, ale z pewnością wyboista. Wybrakowana propozycja definicji gwałtu to po prostu jedno z nieuniknionych w tego typu procesie potknięć.
Chcesz podzielić się historią albo zaproponować temat? Napisz do mnie: helena.lygas@natemat.pl