Najpopularniejsze hasło umieszczane na gadżetach? "Je*ać PiS" w różnych odsłonach. Stacjonujące nieopodal Sejmu Miasteczko Wolności wyświetla dzień i noc komunikat o tej samej treści. Najdłużej mieszka tu Maciej Bajkowski. Cztery lata temu wyszedł z domu walczyć o wolne sądy i już nie wrócił. Zamieszkał w namiocie. Strajkuje więc niejako etatowo. Poza tym sprzedaje opozycyjne znaczki, torby i koszulki. Nazywa je "misyjnym gadżetami patriotycznymi".
Dziennikarka, najczęściej piszę o trendach, mediach i kobietach. Czasem bawię się w poważne dziennikarstwo, czasem pajacuję. Można się pomylić.
W marcu 2016 roku przed KPRM stają namioty protestujących. Zaczyna się trwająca do dziś walka o sądy. Opozycja żąda publikacji wyroku Trybunału Konstytucyjnego
Z czasem namioty, przemianowane na Miasteczko Wolności, przenoszą się przed Sejm, jednak lokatorów ubywa z miesiąca na miesiąc
Na posterunku został od tamtej pory tylko Maciej Bajkowski
Od czterech lat mieszka w namiocie. Za dnia sprzedaje gadżetów opozycyjne
Jarosław Kaczyński leży na ziemi dociskany butem. Igła zanurza się w nagim pośladku prezesa, a dzierżąca strzykawkę pielęgniarka krzyczy: "Ktoś q…. musi być pierwszy!" Kubek z taką grafiką to nowość wśród "gadżetów patriotycznych", które można kupić u Macieja w miasteczku namiotowym "Wolność" przed Sejmem. Także w Wigilię.
Miasteczko powstało wiosną 2016 roku, po tym jak PiS nie opublikował wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który uznał nowelizację ustawy dotyczącej swojego funkcjonowania za niezgodną z Konstytucją.
Wkrótce powstało miasteczko namiotowe, do którego spontanicznie dołączali protestujący niezwiązani z żadną z partii. Zapowiadali, że "zostaną tak długo, jak to będzie konieczne". Mimo że wynik nie został opublikowany, Razem zwinęło swoje miasteczko już po tygodniu. Nieco dłużej wytrzymał KOD z licznikiem dni, a także KOD PP – wspomniani "wyrzutkowie i renegaci", którzy zrazili się do ruchu po zetknięciu z liderami.
Z założycieli pikiety przed KPRM na ulicy został już tylko Maciej Bajkowski, jeden z wyrzutków. W namiocie mieszka od 10 marca 2016, gdy przyjechał z Błonia, 30 kilometrów pod Warszawą, na protest w obronie demokracji.
W międzyczasie miasteczko, już z nowym przydomkiem, zdążyło przenieść się przed Sejm, podłączyć do prądu z miejskiej latarni, a także przetrwać napad rabunkowy, kontrolę Inspekcji Sanitarnej, a nawet nalot Samuela Pereiry z ekipą TVP Info. W namiotach na zimę zostały w tym roku trzy osoby i raczej nie będzie ich więcej ze względu na nowe przepisy dotyczące zgromadzeń publicznych. Bajkowski jest tu najdłużej. Pytam, czy mu się znudziło.
– Cel nie został osiągnięty, więc misja trwa. Trzeba robić swoje – odpowiada.
– Jaki cel? Przecież w końcu opublikowano decyzję Trybunału.
– Najpierw chodziło o obronę praworządności. Teraz chcemy odsunięcia PiS-u od władzy, bo z nimi żadnej praworządności nie będzie. Nie sądzę, żeby zrezygnowali, muszą zostać pogonieni – tłumaczy Bajkowski.
– A da się ich pogonić mieszkając w namiocie przed Sejmem?
– Milion osób protestujących na ulicach dałoby radę.
– W Miasteczku Wolności jest was troje – przypominam.
– Na początku liczyliśmy, że rozwinie się z tego coś na kształt polskiego Euromajdanu. Zostałem, bo nie lubię się poddawać.
Bywalcy protestów rozpoznają Bajkowskiego z daleka. Siwy, uśmiechnięty, korpulentny i brodaty przypomina odrobinę świętego Mikołaja. W lato zawsze w japonkach. Jeśli akurat nie nagłaśnia kolejnych miejskich protestów, sprzedaje w Miasteczku Wolności gadżety opozycyjne.
Cyrylica i gwiazdy
Pierwsza była przypinka z napisem "Je*ać PiS", jeszcze nie zakodowanym nowomodnie w ośmiu gwiazdkach, ale pisanym cyrylicą. Trafiła na stragan wiosną 2016 roku, ale Bajkowski doświadczenie ze sprzedażą antyrządowych gadżetów miał już wcześniej.
Długo zajmował się tworzeniem sklepów internetowych, chociaż bywał też rusznikarzem i rzeźnikiem. Gdy w 2005 roku po raz pierwszy PiS doszedł do władzy, w czynie społecznym stworzył sklep internetowy dla antypisowskiej strony spieprzajdziadu.com.
Po pamiętnej przypince przyszła kolej na inne gadżety. Torby z nadrukami "TVP ŁŻE" wpisanym w logo stacji, koszulki z napisem "***** ***", tęczowe kubki, słynne logo "Solidarności" zmodyfikowane tak, żeby głosiło prosto, a dosadnie: "Wypie*dalać". Wzory to w większość opozycyjna twórczość internautów.
Najnowszą serię kubków z "Babcią Kasią" stworzył grafik o pseudonimie Gabe, reszta to opozycyjna twórczość internetowa. Nikt się jeszcze do Bajkowskiego nie zgłosił z oskarżeniem o łamanie praw autorskich. Może i też dlatego, że trudno byłoby opatentować je*anie PiS-u. Ostatnio, oprócz kubków z zadem prezesa, doszły jeszcze przypinki z czerwonymi błyskawicami i maseczki ochronne z nadrukiem "***** ***".
– Z tymi maseczkami jest masa zachodu. Trzeba kupić tkaninę, wymierzyć, gdzie ma iść napis, wydrukować, a potem jeszcze zszyć – wylicza Bajkowski.
– Ludzie kupują więcej gadżetów przed świętami?
– Że "Wypie*dalać" pod choinkę? To jest raczej takie oświadczenie woli, a nie prezent, ale co kto lubi.
Maciej nie lubi na przykład, gdy stolik, przy którym sprzedaje, jest nazywany "straganem". Dla niego to misyjne gadżety patriotyczne. Fajnie, że ludzie mogą się dzięki nim rozpoznać w tłumie przechodniów.
Gadżety sprzedają tanio, więc zysk na czysto z tego żaden. Pieniądze idą głównie na kolejne zamówienia i nowe wzory. Bajkowski śmieje się, gdy ludzie mówią, że prowadzi biznes.
Biznes to on już miał. W latach 90. zatrudniał kilkadziesiąt osób, a w biurze przesiadywał siedem dni w tygodniu od rana do wieczora. Gdy się posypało, stwierdził, że nie ma siły wracać do takiego życia.
Zaczął pracować na własną rękę – programował maszyny sterowane komputerowo, tworzył strony i sklepy internetowe, a że w 2002 roku jeszcze mało kto się na tym znał, na pieniądze narzekać nie mógł.
Pytam, czy nie boi się powrotu do normalności. Kiedyś trzeba będzie w końcu zwinąć namiot. Bajkowski lekko się oburza.
– Ja normalności nigdy nie opuściłem. Że nie chodzę do pracy jak inni? Już od dwudziestu lat do niej nie chodzę. Byłem freelancerem, teraz jestem wolontariuszem. Może i przez te pięć lat jak tu siedzę, rynek się zmienił, ale szybko się uczę. Tyloma rzeczami się już zajmowałem – sprzedażą, informatyką, rzeźnictwem, naprawą broni palnej. Poradzę sobie i tym razem.
Gdy Miasteczko Wolności jeszcze raczkowało, jego mieszkańcy utrzymywali się ze zbiórek. Jedzenie przynosili znajomi, albo i obcy wspierających ich protest, ale za miejski prąd tak czy siak trzeba było płacić. Ostatnio kwesta idzie coraz gorzej. Trudno się dziwić. Co i rusz kolejne organizacje i osoby prywatne proszą o pomoc, a już zwłaszcza w pandemii. Może też ludziom znudziło się wspieranie Miasteczka, gdy pół Polski i tak wychodzi na ulice ?
Mimo coraz mniejszych datków, Bajkowski się cieszy. Dla niego nie ma różnicy, czy to protestują kobiety, rolnicy, LGBT+ czy przedsiębiorcy. Byleby solidarnie, byleby przeciw "Złemu".
– Co pan tak nie lubi tego Kaczyńskiego?
– Bliźniaków obserwowałem od dawna, jeszcze od czasów Wałęsy. Widziałem od początku, że to są ludzie, którzy nie nadają się, żeby rządzić. Już wtedy prawacy straszyli mnie prokuraturą, bo napisałem online, że PiS stąpa śladami Hitlera. Minęło 16 lat i okazało się, że podobieństw jest jeszcze więcej niż w tym 2004.
– Jakie to podobieństwa?
– Faszyzm to nie tylko idioci hailujacy na ulicach, czy bijący ludzi o innym kolorze skóry, orientacji, wyznaniu. Faszyzm to władza, która im na to pozwala. Władza, która egzekwuje prawo tylko w stosunku do swoich przeciwników politycznych, a do władzy dopuszcza jedynie słusznych i posłusznych. Faszyzm, to również propaganda – kłamliwa i oszczercza, dążąca do monopolu informacji i nieznosząca dyskusji. Te wszystkie elementy zawiera w sobie działalność Prawa i Sprawiedliwość. Dla mnie oni bardziej niż partię przypominają organizację przestępczą – przedstawia swoją definicję.
Pieluchy i ciepła woda w kranie
Mimo to Bajkowski nie może powiedzieć, żeby zawiódł się kiedyś na jakimś polityku, bo i nigdy na żadnego szczególnie nie liczył. "Politycy są jaki pieluchy – trzeba ich często zmieniać, żeby nie zrobił się smród" – rzuca filozoficznie. Wszyscy mają giętki kręgosłup.
Zdaniem Bajkowskiego uczciwy polityk to takie zjawisko jak "sucha woda" – w przyrodzie nie występuje. Niektórzy są jednak trochę uczciwsi niż inni i na nich trzeba głosować. On sam głosuje na Koalicję Obywatelską.
– Jestem zwolennikiem "ciepłej wody w kranie", a to zapewniała PO ze wszystkimi jej wadami. Spokojny, powolny rozwój. Lewica to są socjaliści albo młodzi, a ja jestem już raczej dziadersem. Może i trochę łączy mnie z nimi światopoglądowo, ale że koniecznie chcą mnie leczyć z "neoliberalnego spie*dolenia", to ja podziękuję – rzuca Bajkowski.
Klasyfikacja "dziaders" wcale go nie obraża, nawet podoba mu się ten termin, a dla żartu puścił w obieg i "babersa". Trudno, żeby faceta pod sześćdziesiątkę bolało w Polsce to samo, co młodzież. Taka już kolej rzeczy.
Raz po raz wypytuję o realia życia na ulicy. Bajkowski się śmieje, bo on o życiu na ulicy nic nie wie. Jeszcze zanim zamieszkał w namiocie w centrum miasta, hobbystycznie włóczył się po lasach z minimalnym ekwipunkiem.
Zawsze lubił survivalowe klimaty, ale tu ich nie ma. Gdy rozmawiamy, leży w ciepłym łóżku, nocą ma prąd, a ciepłą wodę – o ile ją sobie nagrzeje. Nie miał też problemu z przyzwyczajeniem się do snu w centrum miasta.
– Chce mi się spać, to się kładę i zasypiam, niezależnie od tego czy do dyspozycji mam łóżko czy karimatę. Sypiam w dzień, sypiam w nocy, zależy, jak wypadnie. Zimą raczej w dzień, bo gdy się ściemnia włączają się latarnie, co znaczy, że w Miasteczku pojawia się prąd i można popracować. Ostatnio spawam nowy rower pod nagłośnienie protestów. Poprzedni razem z głośnikami zabrała mi policja, bo nagłaśniałem nielegalną demonstrację Białorusinów. 20 tysięcy złotych był wart!
W miasteczku jest też pralka, która pierze wodą przywiezioną w baniaku. Zlewki trafiają do Toi-Toi’a. Dużo z tym zachodu, więc czasem ktoś zaprzyjaźniony zrobi im pranie w domu. Mieszkańcy gotują na czteropalnikowej kuchence, ale mają też taboret gazowy do podgrzewania wielkich garnków. Przydaje się, bo często gotują dla protestujących. Wydawali setki litrów żurku, bigosu, grochówki. Podczas listopadowych manifestacji poili kawą i herbatą.
Miasteczko zostało zgłoszone do urzędu miasta jako zgromadzenie publiczne. PiS w Warszawie nie ma władzy, a opozycyjni radni nie oponowali. Przychylność ratusza nie zmienia faktu, że gdy nie ma organizatorów, nie ma zgromadzenia – piątek, świątek czy Wigilia – w namiotach zawsze ktoś jest. Inaczej każdy mógłby wezwać śmieciarzy, którzy sprzątną cały majdan. Bajkowski spędza więc kolejne święta przed Sejmem.
W poprzednich latach wystawiali przy ulicy ulicy stół wigilijny, ale teraz nie wolno, bo pandemia. Mimo to kilka dni temu nagotowali gar bigosu dla gości. Tak po prostu, żeby było miło. No i żeby podtrzymać tradycję Miasteczka.
– Nie było jeszcze roku, żebym był sam. Ludzie przychodzą tak po prostu – pogadać, złożyć życzenia. Przy stole zawsze zostawia się wolne miejsce dla "zagubionego wędrowca", ale czy słyszała pani kiedykolwiek, żeby jakiś obcy wszedł ludziom w Wigilię do domu? W Miasteczku to działa na odwrót – nie boją się "wędrowcy" i ja się nie boję.
– Czego można panu życzyć na Boże Narodzenie?
– Zbawi nas tylko milion protestujących na ulicach.
W wigilijne południe, gdy w polskich domach trwa gorączkowe krojenie, lepienie i ubieranie, Bajkowski zaprasza na Facebooku do siebie, czyli do Miasteczka i publikuje zdjęcie: "Bierzcie i klejcie z tego wszyscy, albowiem to są wlepki moje na pohybel Kaczora i jego bandy stworzone. Teraz i ma wieki wieków, enter".
Chcesz podzielić się historią albo zaproponować temat? Napisz do mnie: helena.lygas@natemat.pl