Jan Śpiewak, działacz społeczny, ostro zareagował na szczepienia niektórych osób publicznych poza kolejnością. Najbardziej skupił się jednak na Krystynie Jandzie i właśnie do niej skierował list otwarty, który opublikował w mediach społecznościowych. Padają w nim mocne słowa.
"Zwracam się do Pani nie z prośbą, nie z życzeniem, ale z żądaniem. Jest Pani osobą publiczną" – zaczął swój wpis Jan Śpiewak. Działacz społeczny stwierdził, że Krystyna Janda od lat komentuje wydarzenia publiczne i wielokrotnie umieszczała na swoim profilu "wpisy pełne pogardy do osób biednych i myślących inaczej" niż ona.
"Jednocześnie czuje się Pani żyjąc dzisiaj w Polsce – cytuję Pani słowa – jakby 'ktoś na Panią nas**ał'. Dzisiaj 'nas**ła' Pani na wszystkich Polaków" – tak w ostrych słowach odniósł się do faktu, że aktorka zaszczepiła się na koronawirusa.
Krystyna Janda przyznała się do szczepienia poza kolejnością w sylwestra. "Tak, jestem jedną z osób zaszczepionych i jestem z tego powodu szczęśliwa i czuję się świetnie. Dziękuję za tę możliwość, bo jestem w grupie ryzyka" – wyjaśniła.
Śpiewak zarzuca Krystynie Jandzie, że przyjęła dawkę, która powinna być przeznaczona dla medyków. "Wykorzystując swoje koneksje wepchnęła się Pani bez kolejki na szczepienia w Warszawskim Uniwersytecie Medycznym. (...) Mam nadzieję, że przez Pani działanie nikt nie umrze. (...) Zaszczepiła się Pani w pierwszych dniach programu szczepień, gdy większość medyków nie miała żadnych szans na szczepienia" – pisze.
W ostatnich słowach dzieli się swoją radą dla aktorki. "Jedynym honorowym wyjściem, które pozwoli Pani na odzyskanie elementarnego szacunku, jest praca na rzecz ofiar epidemii. Po przyjęciu drugiej dawki powinna Pani natychmiast zgłosić się wraz z pozostałą siedemnastką do pracy w szpitalu zakaźnym albo Domu Pomocy Społecznej i pracować tam wolontaryjnie do końca pandemii" – czytamy w liście otwartym.
Wiktor Zborowski i Maria Seweryn zabrali już w tej sprawie głos. – Tak, zaszczepiłam się. Nie sądziłam, że będzie afera z tego powodu, a teraz żałuję. (...) Ponieważ mój ojciec porusza się o kulach, pojechałam z nim na szczepienie. Nie było nikogo poza nami, pani doktor mnie zaprosiła i powiedziała, że 'skoro już pani jest, niech pani wejdzie, jest otwarta dawka. Ja z tego skorzystałam. Nie miałam poczucia, że to nieetyczne, ponieważ zrozumiałam to tak, że dawka się zmarnuje. Jadąc tam, nie myślałam, że mi się to przytrafi – przyznała córka Krystyny Jandy.